Czy my w ogóle potrafimy odpoczywać?

Psychicznie i mentalnie, przyszło nam żyć w dosyć ciężkich czasach. Czy my jeszcze potrafimy porobić „nic”?

Praca, dom, szkoła, uczelnia, codzienne obowiązki, goniące terminy, wyjście na spacer z twoim buldogiem francuskim, zajęcia fitness przed pracą, książka motywująca do kolejnych działań – po pracy, i cała masa innych spraw. Helloł! Doba ma tylko 24 godziny, wiesz? To wszystko powoduje, że zapominamy o tym. Tak samo jak zapominamy o czymś zwyczajnym i naturalnym – wypoczynku i relaksie, który należy się każdemu. Jak się jednak okazuje – w dzisiejszych czasach, zwyczajnie, nie potrafimy, bądź nie pozwalamy sobie na czysty relaks. I jestem to w stanie w zupełności zrozumieć. Dlaczego? Sama się na tym łapię. Pracuje w kilku pracach jednocześnie – nie dlatego, że muszę, a dlatego, że kiedyś obrałam taką ścieżkę, i teraz ciężko mi z niej zrezygnować. Jedna praca w zupełności by mi wystarczyła. Natomiast ja, po tej właściwej, oddaje się kolejnej – domowej. W weekendy również znajduję sobie zlecenia. Po co to robię? Kiedy tego nie robię mam poczucie swojej bezużyteczności. Poczucie straconego dnia. Albo co gorsze – najgorsze, wyrzuty sumienia! Że oglądałam serial, który nic nie wniósł do mojego życia, obijałam się, lub robiłam inne, beznadziejne rzeczy, z których nie będę mieć korzyści – ani tych rozwojowych, ani finansowych. Zresztą, to nie tyczy się tylko pracy. Kiedy mam wolne, i nie spędzam go z najbliższymi, zauważyłam, że ciężko mi się zwyczajnie położyć na łóżku, i robić zupełnie nic. Wtedy gdy nie pracuje, zaczynam – sprzątać, gotować, czy robić sobie paznokcie. Robić coś, byleby tylko nie robić niczego. Nie umiem bezczynnie siedzieć/leżeć/stać. I do pewnego momentu byłam święcie przekonana, że jest to dobre. Byłam przekonana, że to jedyne słuszne i produktywne rozwiązanie. A tymczasem, okazuję się, że to problem. Do tego nie tylko mój.
 
Z uwagi na chęć pomocy takim osobom, jak ja – grupa z Ohio State University (USA) podjęła się analizy nowych badań, dotyczących wypoczynku, i zadowolenia, jakie z niego czerpiemy. Praca została opublikowana na łamach „Current Opinion in Psychology”. Znajdują się w niej proste porady:
 
Po pierwsze:
Należy planować relaks. Ale bez napinki – na luzie. Ścisłe i sztywne określanie swojego czasu, który przeznaczymy na zabawę sprawi, że nie przyniesie on nam upragnionej i pełnej radości. Konkretne określanie godzin początku i końca zabawy, może doprowadzić do zaburzenia spontaniczności oraz naturalności zabawy i relaksu:
„W momencie, kiedy nałożymy ścisłe ograniczenia na zabawę, okradamy się z części radości.” W związku z czym, kiedy bezwzględnie jesteśmy ograniczeni czasowo – zaplanujmy swój relaks. Ale nie w sposób bezwzględnie restrykcyjny. Mówiąc – zrobię to po pracy, zamiast – zrobię to o godzinie 18:00.
 
Po drugie:
Jeżeli już wybieramy się na zabawę, bądź relaks – nie narzucajmy sobie miliona innych rzeczy do zrobienia, tuż po nim.„Zawsze się wtedy patrzy na zegarek z poczuciem braku czasu na radość. Powoduje to strach przed końcem wypoczynku i koniecznością rozpoczęcia kolejnej czynności czekającej w kalendarzu”. To prawda – ja, idąc na spotkanie z przyjaciółmi, mając w planach, po spotkaniu całą masę innych rzeczy, nie czerpię przyjemności ze spotkania, a nerwowo spoglądam na zegarek, i wyliczam ile jeszcze mam do zrobienia. To nie jest fajne.
 
Po trzecie:
Kolejną sprawą jest koncentracja na obecnej chwili. Według naukowców, nie tylko presja czasowa, ale także sama świadomość i wiedza o późniejszych aktywnościach do wykonania, może doprowadzić do zmniejszenia radości oraz satysfakcji z zabawy. „Nasz umysł przeskakuje do następnego wydarzenia (…) To, co robimy w danym momencie, może być postrzegane jako czas przejściowy do następnego wydarzenia, a nie zabawa sama w sobie”. Udowadnia to eksperyment, zawarty w publikacji, podczas którego uczestnicy oglądając komedie, byli znacznie mniej zadowoleni, w momencie, w którym wiedzieli, że następnie czeka ich kolejny film. „Kluczem do zadowolenia z wypoczynku i zabawy jest koncentracja na danej chwili, tak jak to tylko jest możliwe. Warto być spontanicznym i nie żyć według kalendarza”.
 
Łatwo mówić, natomiast dla osoby żyjącej według kalendarza – ciężej zrobić! Poza tym co z teorią zarządzania swoim czasem i byciem królową własnego czasu, poprzez, właśnie kalendarze, i plannery? Prawdopodobnie istnieje jakiś złoty środek, w którym należy planować swój czas z głową, tak by nie zafiksować się w nieustannym spoglądaniu w kalendarz! Dobrze go mieć, w pracowity dzień. Natomiast w wolny od pracy dzień, dobrze go mieć – na dystans!
 
Dlaczego?
 
Planowanie wszystkiego „za bardzo”, a co gorsze – jakaś obsuwa, lub trudności w realizacji naszych planów, wywołują u nas spory stres. A istnieje coś takiego jak hormon stresu. Jest to Kortyzol – „hormon steroidowy, mający wpływ na stężenie glukozy we krwi – w reakcji na stres zwiększa jej poziom. W warunkach fizjologicznych stężenie kortyzolu w surowicy krwi jest zmienne – najwyższe w godzinach porannych, a najniższe o północy. Kotyzol występuje zazwyczaj we krwi w postaci związanej z białkami osocza, a tylko jego część w postaci wolnej (aktywnej). Głównym zadaniem kortyzolu jest zwiększanie stężenia glukozy we krwi, szczególnie podczas aktywności fizycznej i stresu. Kortyzol produkowany jest w nadnerczach, a dokładniej warstwie pasmowatej kory nadnerczy, a jego ego synteza i wydzielanie zachodzi natomiast pod kontrolą hormonu adrenokortykotropowego (ACHT) wydzielanego przez przysadkę mózgową. Natomiast produkowanie ACHT uzależnione jest od CRH, czyli podwzgórzowej kortykoliberyny (działanie tych dwóch hormonów opiera się na zasadzie ujemnego sprzężenia zwrotnego). Kortyzol posiada bardzo wiele istotnych funkcji, wpływa chociażby na gospodarkę wodno-elektrolitową oraz białkową.

1. Kortyzol to hormon stresu, który wydziela się w dużych ilościach w ciężkich sytuacjach. Powoduje on podwyższenie stężenia glukozy we krwi, ponieważ organizm potrzebuje więcej energii. 

2. Kortyzol powoduje wzmocnienie adrenaliny i noradrenaliny (inne hormony stresu), dzięki czemu organizm lepiej radzi sobie z tzw. stresorem.

3. Kortyzol oddziałuje na gospodarkę:

  • białkową: nasila rozpad białek;
  • tłuszczową: zwiększa rozpad trójglicerydów;
  • węglowodanową: powiększenie glukoneogenezy i glikogenogenezy;
  • wodno-elektrolitową: kortyzol zatrzymuje sól w organizmie, zwiększając tym samym wydalanie potasu.

4. Kortyzol zwiększa ciśnienie krwi.

5. Powoduje większe wydzielanie soku żołądkowego.

6. Prowadzi do uwalniania się wapnia z kości.

7. Kortyzol sprawdza się w leczeniu np. astmy oskrzelowej. W sytuacjach zagrażających życiu (stan astmatyczny) działa podobnie jak adrenalina w trakcie wstrząsu anafilaktycznego. 

Kortyzol – norma:

Kortyzol należy analizować w oparciu o normy kortyzolu. Normy kortyzolu w surowicy w zależności od pory dnia wyglądają następująco:

– w godzinach porannych – od 138 do 690 nmol/l (5-25 µg/dl),
– w godzinach wieczornych – wartości o połowę mniejsze.

Co oznacza podwyższony poziom kortyzolu?

Podwyższony kortyzol może mieć związek z hormonem ACHT, który jest nadmiernie wydzielany. Może to sugerować:

  • nowotwór płuc,
  • nowotwór tarczycy,
  • gruczolak przysadki (wydzielający ACHT),
  • depresję,
  • guza nadnerczy (wydzielającego ACHT),
  • guza nadnerczy wydzielającego kortyzol,
  • anoreksję,
  • długie i intensywne leczenie glikokortykosteroidami,
  • na przewlekły i nagły stres,
  • może wystąpić po wysiłku fizycznym.”

Jak sami widzicie – są to znaczące sprawy, które należy mieć na uwadze. A pomóc może nam w tym podejście typu: Work-life balance. Czyli zmiana naszego podejścia do życia, a przede wszystkim naszej pracy i obowiązków. Wiadomo – bez pracy nie ma kołaczy. Musimy wykonywać swoją pracę, oraz obowiązki. Jenak jednocześnie musimy wykazać się większym poszanowaniem własnego czasu wolnego. Podsumowując wszystko co napisałam powyżej – wiemy, że w obecnym, pędzącym świecie, do łatwych zadań to nie należy. W końcu nikt nie chce wypaść z obiegu, i nikt nie chce być bezużyteczny. Zresztą utarło się, że im więcej robisz, tym jesteś lepszy. Nie możemy jednak wpaść w tą bezlitosną machinę. Tacy ludzie jak ja, powinni wprowadzić do swojego życia kilka drobnych zmian. Naprawdę dużo da znalezienie czasu na udanie się na spokojny spacer. Spacer bez wyliczania w głowie co i jak zrobić, by było lepiej. Czas dla bliskiej osoby. Czas na sielankowe jego spędzanie, bez telefonu przy tyłku i laptopa, włączonego 2 4 na dobę. Czas na masaż i relaksującą kąpiel, w towarzystwie pachnących olejków, bez zegarka i budzika. Czas na swoje rytuały, z których nie będziesz mieć korzyści. Ani tych progressowych, ani pieniężnych. Natomiast będziesz mieć spokój ducha. Czas na poczytanie dobrej książki, czy obejrzenie ulubionego serialu, bez, co najważniejsze – WYRZUTÓW SUMIENIA, że w sposób bardziej produktywny mogłeś wykorzystać czas. Uwierz mi – to jest twój najlepiej wykorzystany czas – zainwestowany w siebie!

To jakie plany na weekend? Moje? Pełny relaks i wyłączony telefon!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ