„Autostop challenge”

Azja Express bez celebrytów?

Marina Łuczenko podróż poślubna

Autostop – za dużo wyjaśniać tu nie trzeba – należy dotrzeć z punktu A do punktu B. Za pomocą… uprzejmości ludzi, oraz ich środków transportu. Wakacje trwają w pełni, w związku z czym to temat bardzo na topie. Choć… zastanawiam się, czy ktoś korzysta jeszcze z takiej, można by rzec – oldschoolowej, metody przemieszczania się po świecie? Mi kojarzy się ona z młodością i buntem. Nic w zasadzie dziwnego. Pamiętam jak dziś, jak w któryś wakacyjny dzień, udałam się ze znajomymi na (pasuje tu napisać pobliskie – ale pobliskie nie było) jezioro. Oddalone, może nie dłuuugie mile od naszego miejsca zamieszkania, ale położone w niedogodnej lokalizacji. W środku lasu, bez żadnej możliwości dotarcia komunikacja miejska. A my byliśmy mocno zdeterminowani na dotarcie tam. Wiecie – wizja tanich win na trawie i wskakiwania w środku nocy do wody – kto nie dałby się skusić. Co nam pozostało? Tak, tak. To o czym dzisiaj mowa – wycieczka autostopem. Okazało się to nie lada wyzwaniem. Ale ciąg dalszy tej historii nastąpi potem…

Co to jest autostop challenge?
„Oficjalne zasady mówią tylko, że ruszamy razem parami i jedziemy do celu, korzystając tylko ze stopa. W poprzednich edycjach mety były w Chorwacji i we Włoszech. Daleko i bardzo różnorodnie. Autostop challenge znaczy, że nawet jak jesteśmy w mieście, staramy się jeździć na gapę, spełniając idee taniej podróży. Co do noclegów – staramy się albo nocować „za uśmiech” u miejscowych, albo rozbijamy namiot i śpimy pod chmurką. Po drodze dostajemy punkty. Otrzymujemy je na przykład za najlepszą historię „co wiesz o Polsce”, jaką usłyszymy od kierowcy, czy za najdziwniejszego stopa, którego złapaliśmy. Oczywiście jest mnóstwo punktów za przybycie na metę jako pierwszy, ale to wcale nie musi oznaczać zwycięstwa. Wygrywa ta para, która uzyskała najwięcej punktów.”

To brzmi jak naprawdę niezła przygoda. Jednak co ze strachem, przed wsiadaniem do aut obcych ludzi? Osobiście znam ludzi, którzy od gimnazjum przemieszczają się stopem. Zdarza się to głównie w miejscach, słabo rozwiniętych komunikacyjnie – a takie, na mapie Polskie jeszcze rzeczywiście istnieją. Wydostanie się z mojej rodzinnej miejscowości w niedziele, naprawdę graniczy z cudem. Pomimo, że ma to swoje plusy – bo jest cicho i pięknie – zdecydowanie lepiej mieć auto. Albo rower. Albo brak strachu przed obcymi, i wsiadaniem do ich samochodów. Wracając do tematu – z reguły, ludzie mający dobre intencje, biorąc kogoś na stopa są nastawieni pozytywnie. Zazwyczaj są otwarci, ciekawi świata i ludzi. No bo kto inny mógłby wpuścić do swojego świata kogoś zupełnie obcego?

Czy istnieją jakieś, niepisane, zasady łapania stopa?

„Przy trasach najlepiej jest łapać stopa na stacjach benzynowych. Kiedy osobiście podchodzisz do ludzi, prosząc ich o przejazd, jesteś dużo mniej anonimowy niż mała, powiększająca się plamka trzymająca karton z napisem docelowego miasta. Uśmiech jest nie tylko kluczem do szczęśliwszego życia, ale też do wielu darmowych podwózek. Fajnie jest umieć powiedzieć parę słów w miejscowym języku – szczególnie zwrotów grzecznościowych i terminologii podróżniczej. Jeśli chce się wygrać w wyścigu, trzeba łapać osobówki. Są szybkie, ale za to jesteś bliżej kierowcy i musisz często umieć podtrzymać dobrą atmosferę. TIR-y są wolne, ale mają tę zaletę, że kierowca może nadać cię na CB radio i załatwić kolejną podwózkę u kolegi po fachu. W TIR-ze możesz też się wygodnie wyłożyć i pooglądać filmy ze Stevenem Seagalem z węgierskim lektorem. Nigdy nie łapie się stopa przy węzłach, wjazdach i zjazdach z autostrad, już na pewno nie na samej autostradzie. Oprócz tego, że jest to niebezpieczne dla życia i zdrowia, można za to dostać niezły mandat, za który mógłbyś kupić bilet lotniczy na Filipiny. Ponadto zatrzymywanie się samochodem na autostradach też jest nielegalne, więc jeśli zatrzymasz takiego kierowcę, masz dużą szansę na to, że trafisz na kogoś, kto jeździ, jakby prawo jazdy znalazł w opakowaniu chipsów. Parę razy zdarzyło mi się natrafić na niezłych szajbusów. Takich, przy których dłoń zaciska się na klamce i miękną kolana. W którymś z krajów Beneluksu zabrałem się z techno krejzolą. Samochód trząsł się od basów. Nie mogłem usłyszeć swoich myśli. Kobieta miała różowe włosy, wytatuowane powieki, dziwnie machała żuchwą, cały czas pociągała nosem i prawie wcale nie patrzyła na drogę. W dodatku cały czas jarała szlugi. Gdyby nie zabiła mnie jej nieuwaga, to na pewno zrobiłby to rak od jej papierosów. Powiedzieliśmy jej, że musimy wysiusiać się na stacji benzynowej i już nie wróciliśmy. Innym razem na trasie Bratysława – Wiedeń, starszy pan się pogubił i zorientował się o tym na rogatkach Budapesztu. Doświadczyłem wtedy chyba jedynej wady układu z Schengen. Możesz nawet nie zauważyć, do jakiego kraju wjeżdżasz.”

W moim odczuciu, „autostopowanie” raczej nie jest dla każdego. To sposób podróży, który wymaga cierpliwości, i umiejętności radzenia sobie w niecodziennych i ciężkich sytuacjach. Wymaga on także odwagi – w końcu nigdy nie wiesz na kogo trafisz, do kogo wsiądziesz, i czy nie będziesz tego żałował. Taki tryb podróży wymaga również zdolności interpersonalnych – zawsze milej przemierza się świat prowadząc interesująca rozmowę. A w szczególności podczas „autostop challange”, o którym pisałam.

Ale wracając do samego początku mojego artykułu… Na jeziorko, oczywiście dotarliśmy. Młodość jest zdeterminowana! Była nas 3 – dwóch chłopaków i ja. W momencie, w którym wszyscy wspólnie próbowaliśmy jakoś złapać tego stopa – skutki były naprawdę marne. Skwar, poranek, i uciekający czas. A przecież mieliśmy już leżeć na plaży i pić te niedobre, tanie wina, w tajemnicy przed rodzicami. W końcu wpadliśmy na pomysł, że chłopaki się schowają – a że był środek lasu, trudne to nie było. I to ja zostanę na froncie, łapiąc stopa. Zatrzymało się pierwsze auto, którego kierowca był oczywiście facet. Wtedy z lasu wyskoczyli moi towarzysze. Jak się okazało – kierowca nie miał im nic przeciwko, i wydawał się nawet rozbawiony naszym „sposobem” na stopa. Podróż był miła i przyjemna. A my wreszcie znaleźliśmy się nad jeziorem! Gorszy był powrót (ha-ha), ale to nie miejsce, na takie treści. Było zabawnie. Tego „tripa” autostopem wspominam z uśmiechem na twarzy. Innym razem miałam okazje podróżować sama. I tutaj nie miałam problemu z zatrzymaniem kogokolwiek – dziwnym trafem zawsze byli to mężczyźni. Zazwyczaj było to bezpiecznie. Pewnego razu jednak, zaraz po wejściu do auta z dwoma facetami – ojciec i syn – usłyszałam, „czy się nie boje, bo przecież mogą mnie gdzieś wywieźć”. Co wzbudziło moja panikę, i na co szybko odpowiedziałam, że „numer rejestracyjny już wysłałam mamie”. Utrzymując rozmowę, w żartobliwym tonie. Podczas gdy do śmiechu mi nie było wcale! Byłam przerażona. Natomiast szybko się okazało, ze kierowca zapytał mnie o to w trosce. Potem dopytywał czy się nie boję tak podróżować. A ja? Boję się. Jasne, że się boję. Wtedy byłam w wyjątkowej, podbramkowej sytuacji. Zauważam jednak, że z wiekiem tej odwagi mi ubywa. W związku z czym – podziwiam tych, którzy się nie boja. I którzy w ten sposób podróżują. Ja, solo, już raczej się nie odważę! 

Natomiast, podsumowując, z niektórymi wnioskami musze się zgodzić. To jest niebezpieczne, ale jest także ciekawa przygoda! Tworzeniem jakiś więzi w trasie. Czasem to także wspólne nerwy i frustracje, w momencie w którym stopa łapiesz w parze a od godziny nie przejechał obok was żaden samochód. Ale także radość, kiedy wreszcie ktoś łaskawie się zatrzyma, i dowiezie cię bezpiecznie do miejsca docelowego. A w momencie, gdy mowa o międzynarodowych, wakacyjnych wyprawach autostopem, czy właśnie „Autostop challange” – najzwyczajniej, jest to sposób na tanie podróżowanie! Raz można trafić na świrusa, innym razem na twojego przyszłego ziomka. To trochę taki „Bla bla car”, tylko, że darmowy!

Tak czy siak, każdy choć raz powinien spróbować takiej przygody – potem jest co wspominać! To co? Wakacje na stopa? 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ