Telewizyjna nędza
Nigdy zbytnio nie lubiłam telewizji. Niestety zawsze działała na mnie tak, że siadałam przed telewizorem i, jeżeli nikt mi nie przerwał, znikałam na parę godzin. Od kilku lat nie miałam jednak z nim styczności. Po tych kilku latach odpalenie telewizora okazało się wielkim błędem. Zostałam zarzucona górą śmieci, bezwartościowych bzdetów o zerowej wartości intelektualnej.
Popatrzmy na program tv na dzień dzisiejszy dwóch publicznych, najpopularniejszych kanałów. W ciągu doby, na jednym z nich same seriale zajmnują 7 godzin, na drugim 8 i pół. Oczywiście, są też programy, które być powinny – Wiadomości czy Teatr Telewizji. Tylko czemu jest ich tak mało?
Według artykułu 21. Ustawy o radiofonii i telewizji, ta ostatnia oferuje społeczeństwu „zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki, kultury, rozrywki, edukacji i sportu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością oraz innowacyjnością, wysoką jakością i integralnością przekazu.” Informacja – ok, codziennie, nawet po kilka razy. Publicystyka – 25 minut na jednym kanale, na drugim 2 godziny, które w większości zajmuje program Tomasza Lisa, emitowany raz w tygodniu. Szeroko rozumiana kultura jest sprowadzona do wspomnianego wyżej Teatru Telewizji, dwóch filmów pełnometrażowych, z których oba emitowane są w późnych godzinach nocnych i jednego filmu dokumentalnego. Edukacja i sport zostały prawie pominięte. Rozrywki za to nie brakuje.
Najgorsze jest to, że od lat faza na tanią telewizję jest niezmienna. Telewizja publiczna w większości to chłam, a prywatna idzie ślepo za Zachodem. Zresztą, nie tylko ona. Ostatnio pojawiło się nowe show Telewizji Polskiej, o jakże przewrotnej i multilingwistycznej nazwie – „SuperSTARcie”. Program tak tani jak sama nazwa, powala poziomem realizacji, dobija brakiem sensu. A cel ma taki sam jak większość programów tego typu – jest nastawiony na ocenę i krytykę. Show w takiej konwencji jest coraz więcej – większość z nich to kalki programów z zagranicy, ale mamy też swoje (jakże porywające!) pomysły, np. „Rolnik szuka żony”.
W jakim celu tworzone są programy, w których matka ocenia sposób wychowania dzieci przez inne matki, albo takie, w których „aktorzy” wzięci prosto z ulicy odgrywają „życiowe” scenariusze w sposób płytki i nieciekawy? Krytyka króluje – każdy telewidz, chcąc nie chcąc, czuje się lepszy od bohatera serialu, ocenia go pod kątem własnego życia. Programy tego typu nie uczą niczego, bo zachowania w nich ukazane są na poziomie neandertalczyka. Co z tego wyciąga widz? Nienaturalny sposób zachowania, złe wzorce społeczne, poczucie, że świat składa się z utartych schematów. Czy to się kiedyś zmieni? Czekam na falę krytyki i oburzenie ludzi, z powodu niskiego poziomu programów, które przyniesie skutki. Niestety, póki co, słychać tylko pojedyncze głosy protestu.
Małgorzata Szpak