Jakub Żulczyk o kondycji rapu w Polsce!
„Bedogie, Hewra, Koza, Belmondziak – tego 10 lat temu nikt by nawet nie wymyślił.”
Ostatnio Marcin Flint na swoim facebookowym koncie opublikował post, dotyczący piosenki: „Górą ty”. Swoje siły połączyli w niej Bedoes, Golec uOrkiestra, i Gromee. Komentarz był wymowny:
„To jest koniec. Przy tym Jędker to był Prodigy, Mezo – Will Smith, Lerek – Nate Dogg, Teka – Swizz Beats, a Camey – Timbaland. Przy tym Męskie Granie (do którego nie mam nic zupełnie!) to jest Unsound. To ten moment, gdy odbiorcy piszą masowo, że to świetne na Eurowizję bez choćby cienia przekąsu; gdy mówienie o tym na wizji będzie dla mnie mniej prestiżowe niż nabijanie towaru na kasę w Żabce (bo praca to praca i żadnej wstydzić się nie należy)”.
Niebawem po tym, w sieci pojawił się od razu komentarz Jakuba Żulczyka. Który bronił Bedoesa:
„Dramatyzujesz. On nie jest złym raperem, ma kulturowy horyzont mątwy, ale jest ok. Nagrywa z nimi bo jego mama ich lubi, sam mówił. A Golcowie się cieszą, że ktokolwiek jeszcze się nimi przejmuje. Efekt jest koszmarny, bez przesady, na pewno nie jest asumptem do wysnuwania ogólnej refleksji o polskiej muzyce.”
Na co Marcin Flint odpowiedział:
„To kombo cepelii, choreo z talent show, muzyki klubowej prosto z TVP (z namaszczeniem Adamusa) i rapu definiuje gust właśnie lepiej niż Filip Springer.”
Natomiast pisarz i scenarzysta nie odpuszczał, pisząc:
„Ciekawych rzeczy w polskim rapie i muzyce ogólnie jest obecnie mnóstwo, moim zdaniem jak nigdy. Tzn. zależy, co się lubi, ale największe sukcesy w polskiej muzyce komercyjnie odnoszą Taconafide, Podsiadło – artyści, którym można zarzucić wiele, ale nie cepeliadę. Jest w tym jakiś smak. Bedogie, Hewra, Koza, Belmondziak – tego 10 lat temu nikt by nawet nie wymyślił. Można tego nie lubić, ale jest to świeże i śmieszne, i fajne. BTW Bedogie jest językowo numerem jeden i mówię to z pełną świadomością autora ośmiu powieści. Ch***e momenty jednego młodego rapera o niczym nie świadczą. Rzygiem roku jest dla mnie bardziej piosenka Malika Montany o robieniu loda (“Robię Yeah”). Ale jego też w sumie lubię. Ten kraj zasługuje na rapera, który ma linijki w stylu „pa jak twoją córkę r***a ciapak”.
Kto ma racje?