Czy nowy „Big Brother” to niewypał?

Każdy z nas kojarzy pierwszą edycje. Na swój sposób stała się legendarna – pierwszy seks przed kamerą, pierwsze eksperymenty w polskiej telewizji, dotyczące kultury podglądania i prawdziwe emocje i ludzie, którzy się na to godzą. Ale czy odgrzewany kotlet smakuje równie dobrze?

Promocja była niezła – krzyczące reklamy na TVN-nie i TVN 7, oraz wielkie billboardy, porozrzucane po całej Warszawie, pod tytułem: „Wejdź z butami w cudze życie”. Dosyć szybka akcja – od castingów do pierwszego odcinka nie minęło wiele czasu. Jak widać – pomimo tak długiej przerwy w nadawaniu tego relality show – chętnych nie brakowało. Jak zawsze zapowiadali producenci i specjaliści od PR – ma to być program rozrywkowy – co znaczy tyle, że ma mi dostarczyć jakiejkolwiek rozrywki i emocji, gdy na niego patrzę. Ma pokazać osobowości – ciekawe osobowości, wnoszące coś do tego programu i być może do mojego życia. Oczekujemy więc barwnych indywidualistów, ekstrawertyków, obnoszących się ze swoimi pomysłami i innością. Różnych postaci. Oczekujemy kontrowersji, charyzmy, pikantnego widowiska! Co dostajemy? Odgrzewany kotlet, który nie smakuje, tak dobrze jak kiedyś. O ile kiedyś ten program wzbudzał jakąkolwiek sensacje, teraz „Big Brother” jest po prostu, nazwijmy rzeczy po imieniu – nudny. Byłam w stanie obejrzeć dwa odcinki – więcej chyba nie dam rady. Bo przez te 40 minut transmisji programu na żywo, nie dzieje się absolutnie nic, co by mnie – zszokowało, rozbawiło czy zaciekawiło – a taka chyba była rola tego programu.

Twarze z Instagrama?

Nie wiem kto odpowiadał za dobór ludzi w programie, ale można odnieść wrażenie, że to zupełnie przypadkowa łapanka ludzi – już popularnych, w pewnych środowiskach. Z moich pierwszych obserwacji wynika, że klasycznie, wyłonił się przywódca grupy – który, faktycznie lubi na głos mówić o swoich poglądach, i również klasycznie – spotyka się ze sprzeciwem i brakiem akceptacji wśród reszty grupy. Pierwszy odcinek przynosi wielką libację alkoholu (a to nowość), tylko, że nawet po odpowiedniej dawce procentów, niewiele się dzieje.

Przyczyna? Ludzie bez polotu, jakich miliony na Instagramie – zresztą to ta generacja, ludzi, których największą aspiracją jest „zostać celebrytą”. Po tym programie jest to oczywiście możliwe i całkiem realne, ale żeby być celebrytą dłużej niż 5 minut, należy mieć do powiedzenia coś więcej niż „lubię omlet z kozim serem”… Intelekt uczestników pozostawia wiele do życzenia – mam wrażenie jednak, że większość z nich nadrabia to klasycznym pokazywaniem tyłka.

Oglądając te dwie transmisje odniosłam także wrażenie, że program „Big Brother”, dla tych ludzi nie jest żadną przygodą – jak to mają w zwyczaju mówić uczestnicy tego typu programów, po ich zakończeniu („to była najlepsza przygoda mojego życia, nigdy o tym nie zapomnę” i tak dalej i tak dalej…). Za to jest – po prostu, trampoliną do sławy i reklamą – ich Instagramów – na przekór tego, że w programie nie można używać żadnych urządzeń, łączących ze światem – ich rozmowy często właśnie tematów Social Mediów dotyczą. Oraz reklamą ich zbotoksowanych – w wieku 21 lat, twarzy. Laska, której Wielki Brat kazał zaśpiewać – zapewne po programie zostanie piosenkarką, zresztą pewnie po to do tego programu przyszła. Lider grupy, nie będzie trenerem personalnym a popularnym trenerem personalnym. Natomiast wszystkie 20-latki z powiększanymi ustami, które chodzą spać w pełnym makijażu, będą – tak jak chciały – celebrytkami, z rosnącą ilością obserwujących na Insta, i zarabiających na reklamowaniu… wszystkiego.

Prawda jest taka, że ludzi występujących w programie kojarzę, mniej lub bardziej – jednego z TV, drugiego z wybiegu mody czy, znaczną większość z czeluści internetowych – Influencerzy gorszej kategorii, po programie rzecz jasna – będą tymi najlepszej kategorii. A wszystko to dzięki temu, że przez 24 godziny, powłóczą się po domu pełnym kamer, zupełnie bez celu, pomarudzą, wykąpią się w basenie gdy na dworze temperatura -2, przejdą kryzys osobowości w drugim dniu eksperymentu i powiedzą, że się nie odnajdują, reszta jest sztuczna i generalnie to chcą do domu. WTF?! Chyba pierwotnie nie do końca o to w tym wszystkim chodziło. Wydaje mi się, że w domu Wielkiego Brata powinni się znaleźć zwyczajni, zupełnie no nameowi ludzie. Którzy pokażą choć trochę prawdy, a nie wymyślony, nieskazitelny i wyreżyserowany przez siebie samego wizerunek. Dla tych ludzi, wystąpienie w „Big Brotherze”, to przepustka do świata show-biznessu. I tą nieprawdę i parcie na szkło niestety bardzo widać. I wygląda to wszystko bardzo miernie i przeciętnie.

Reanimowany, aż po 11 latach program „Big Brother”, to niestety słaby produkt. Bezpłciowy. Więcej emocji przyniesie nam oglądanie 3456789 odcinka „M jak miłość”. I nie, nie przesadzam. Niestety inwazja w ludzką prywatność zawsze będzie się dobrze sprzedawać – tylko, że teraz chyba tylko dzieciakom z obecnej podstawówki. „Big Brother”, pomimo tego, że może to ryzykowne stwierdzenie – ale to coś pokroju „Warsaw Shore”, może intelektualnie dużo mniej uboższe, ale za to nudne do kwadratu.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ