Menadżerki – celebrytki
Od kilku tygodni jesteśmy świadkami kolejnej afery z menadżerką gwiazd w roli głównej. Małgorzata Herde, która do tej pory była „no name’m”, w ostatnim czasie stała się sławniejsza od swoich (już ex) podopiecznych, m.in. Edyty Herbuś, Aleksandry Kwaśniewskiej i Karoliny Malinowskiej.
Dawno, dawno temu, w zamierzchłej epoce, by zrobić karierę w show-biznesie trzeba było mieć talent. Później przestało to wystarczać, więc Ci, którzy mieli „parcie na szkło” opracowali nową taktykę, czyli skandal. Najskuteczniejsze okazały się sex-taśmy, ewentualnie publiczne obnażenie, ale i to szybko spowszedniało. Zatem co dziś robią Ci, którzy marzą o swoim wizerunku na pierwszych stronach gazet? Odpowiedź jest prosta – zostają menadżerami tych, którzy na show-bizesowych salonach już są.
Prekursorką tej taktyki na naszym rodzimym podwórku okazała się być Maja Sablewska. Jako pierwsza udowodniła, że nie trzeba być ani utalentowanym, ani charyzmatycznym, ani nawet ładnym, by stać się tak zwaną osobą publiczną. Historia pod tytułem „od opiekunki do dzieci Natalii Kukulkskiej, do prowadzącej autorski program w telewizji”, przypomina bajkę o Kopciuszku. Choć trzeba przyznać, że Maja przeszła długą drogę, zanim jej nazwisko zaczęło się pojawiać na portalach plotkarskich. Zakładając fanklub Natalii Kukulskiej, zapewne nie spodziewała się, że kilka lat później zostanie zatrudniona na stanowisku menadżerki, jednej z najbardziej popularnych piosenkarek w Polsce, Doroty „Dody” Rabczewskiej. A może taki właśnie był jej plan?
Początkowo współpraca obu Pań układała się świetnie. Do tego stopnia, że podobno były najlepszymi przyjaciółkami. Pierwsze „kłopoty w raju” zaczęły pojawiać się po dwóch latach współpracy. Prawdopodobnie dlatego, że Maja „przygruchała” sobie kolejną podopieczną, Marinę Łuczenko, co nie spodobało się Dodzie. To, co obróciło się na niekorzyść piosenkarki, stało się przepustką do sławy dla jej agentki. Maja dostała angaż w programie „X Factor”, dzięki czemu szybko stała się celebrytką, nie mniej rozpoznawalną niż jej pracodawczynie. Zamieszczanie medialne wokół Sablewskiej podsycał konflikt między nią, a jej byłą przyjaciółką. Przepustką do prawdziwej sławy dla Mai, było nawiązanie współpracy z Edytą Górniak. Praca z jedyną wokalistką w tym kraju, która zasługuje na miano diwy była strzałem w dziesiątkę, choć pozostając w tym samym schemacie, ich znajomość zakończyła się kolejną medialną burzą. Dzięki temu Sablewska miała pewność, że jej nazwisko wbiło się w pamięć opinii publicznej.
Parę tygodni temu usłyszeliśmy o kolejnej agentce gwiazd, która postanowiła wyjść z cienia swoich podopiecznych. Małgorzata Herde miała (czas przeszły w tym wypadku jest bardzo wskazany) pod swoimi skrzydłami wiele celebrytek, takich jak m.in. Edyta Herbuś, Karolina Malinowska, Kamila Szczawińska czy Aleksandra Kwaśniewska. Historia jej kariery nie przypomina już bajki o Kopciuszku, a raczej scenariusz „Wilka z Wall Street”. Oczywiście na zdecydowanie mniejszą skalę, ale jak dowiedzieliśmy się z magazynu „Party” całkiem imponującą, biorąc pod uwagę polskie realia. Okazało się bowiem, że Herde od dłuższego czasu nie wypłacała honorarium swoim „dziewczynom” za kontrakty, które realizowały. Najbardziej poszkodowaną podobno jest Edyta Herbuś, która aktualnie jest stratna na ok. 600 tys. zł. Pikanterii dodaje fakt, że Małgorzata do tej pory słynęła z zamiłowania do luksusu i wystawnego stylu życia. Jak to możliwe, że dziewczyny przez tyle czasu nie zorientowały się, że są „robione w balona”? Czy działanie Herde to efekt chwilowych problemów finansowych, czy sprytnie uknuta strategia? W każdym razie była menadżerka zdaje się nie przejmować całym zamieszaniem wokół jej osoby i zgodnie z zasadą „lepiej, żeby pisali źle, niż w ogóle” odnoszę wrażenie, że jest jej to na rękę.
Na świecie oszustów nie brakuje. W każdej branży są ludzie, którzy liczą, że odniosą sukces za pomocą „przekrętów”. Trzeba jednak pamiętać, że w show-biznesie stawka jest wyższa. Razem z pieniędzmi w parze idzie sława i popularność, która podobno jest najbardziej uzależniającym narkotykiem świata. Daje duże możliwości, otwiera niejedne drzwi, pozwala przez chwilę poczuć się „nadczłowiekiem”. Kiedy widzę w prasie zdjęcia Victorii Beckcham, nerwowo zasłaniającą twarz swojej córki, w którą skierowane są obiektywy aparatów, albo słyszę jak Małgorzata Socha tłumaczy się przed jakimś dziennikarzyną za ile kupiła wózek dla dziecka, zastanawiam się jak to możliwe, że Ci ludzie się na to godzą? Mało tego, że się godzą, są tacy, którzy dążą do takiego stylu życia za wszelką cenę. Czy naprawdę za wszelką cenę?
Paulina Ostapiuk, fot. glamki.pl, afterparty.pl