Justyna Morawska: Aktywna mama

Justyna.tekst2life4styleKiedy w życiu młodych ludzi pojawia się dziecko, z początku jest radość i wielkie szczęście. Gdy emocje opadają, zazwyczaj okazuje się, że nie łatwo jest odnaleźć się w nowej społecznej roli, a przy tym nie zatracić samego siebie. Są jednak kobiety, którym macierzyństwo dodaje skrzydeł i przysłowiowego „kopa w tyłek”. Dzięki temu mają odwagę i energię, by spełniać marzenia, dla siebie i dla swoich dzieci. Jedną z nich jest Justyna Morawska, autorka bloga „Baby boom by Jusia” i właścicielka wyjątkowego sklepu „Tulimy”.

 

Paulina Ostapiuk: Jak się narodził pomysł pisania bloga?

Justyna Morawska: Wiesz, ja blogów nigdy nie czytałam, nie sądziłam, że kiedyś przyjdzie mi do głowy myśl, żeby stworzyć swojego bloga. Na początku roku moja młodsza siostra zasugerowała mi, że powinnam się nad tym  zastanowić. Podeszłam do tego z dystansem, szczerze mówiąc uśmiałam się. Miałam świadomość, że blogów macierzyńskich jest już bardzo dużo, a niektóre z nich mają nawet po kilka milionów obserwujących. Pomyślałam jednak, że zrobię parę wpisów, nic przecież nie tracę. Po prostu nikt tego nie zobaczy i tyle (śmiech). Na początku roku założyłam bloga. Okazało się, że dość szybko zyskałam grono swoich czytelniczek. Powoli przybywało ich co raz więcej, mogę powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z nimi, choć tak naprawdę nigdy nie widziałyśmy się w realu. Niedługo to się zmieni. Jestem bardzo podekscytowana, bo dostałam zaproszenie od blogerek z całej Polski do Parku Świętego Mikołaja, który mieści się w Zatorze, w okolicach Oświęcimia. To moje wielkie marzenie, najważniejsze na „wish liście”.  Jadę z moją rodziną – mężem i córeczką,  już nie mogę się doczekać. Większość moich czytelniczek pochodzi z południa Polski, dlatego nie mamy zbyt wielu okazji do spotkań. Tym bardziej, choćby się waliło i paliło muszę tam być. To zaproszenie to dla mnie wielki zaszczyt, bo zostałam wybrana spośród stu blogów. Wytypowanych zostało piętnaście osób, w tym ja.

Bloga postanowiłaś pisać dla siebie, dla Julii, dla innych mam?

Dla Julii, jako forma pamiętnika. Chciałam, żeby miała wyjątkową pamiątkę. Blog będzie zawsze. Tam są zdjęcia, wspomnienia, opisane pojedyncze dni, wyjątkowe chwile. Baby boom by Jusia jest blogiem macierzyńskim, opisującym życie młodej mamy, które nie zawsze jest kolorowe i radosne.

Powiem Ci szczerze, że kiedy czytam Twoje wpisy, to odnoszę wrażenie, że życie młodej mamy to istna sielanka. Sama jestem mamą i wiem, że to nie prawda. Czy to znaczy, że nie przechodziłaś bejbi bluesa, nie miałaś chwil zwątpienia?

Miałam tylko wtedy kiedy Julia miała kolkę. Nie do końca zgadzam się z tym, że macierzyństwo przedstawiam jako sielankę. Pojawiają się też „gorzkie” wpisy, nie zawsze jestem w dobrym nastroju i moje negatywne emocje przelewam na blogu. Ale ja nie demonizuję macierzyństwa. Owszem, nie zawsze jest cudownie i słodko, ale bycie mamą to dla mnie ogromne szczęście i radość. Nawet jeśli mam gorszy dzień. Wpisy mniej radosne nie są nigdy skierowane w Julię, nie obwiniam jej za to, że czasem czegoś nie ogarniam. Jestem urodzoną optymistką, zawsze widzę światełko w tunelu, dlatego możesz odnosić wrażenie, że posty są przepełnione szczęściem.

Nie masz wrażenia, że blogów o tematyce macierzyńskiej jest już trochę za dużo? Nie odnosisz wrażenia, że bejbi boom staje się nowym trendem?

Trochę tak, ale dla mnie najważniejsze było to, żeby Julka miała, tak jak mówiłam wcześniej, pamiątkę. Tak naprawdę nie miało znaczenia, czy ludzie to będą komentować, czy czytelnikom będą się podobały zdjęcia, które wstawiam, czy będą chcieli to czytać. Owszem, byłam szczęśliwa, kiedy okazało się, że blog spotkał się z aprobatą ze strony użytkowników, ale to był tylko test – wypali albo nie. Pisałabym tego bloga, nawet gdyby czytało go pięć osób.

Wielu celebrytkom zarzuca się lansowanie na dzieciach? Uważasz, że w dzisiejszych czasach posiadanie dziecka staje sposobem na zaistnienie w show-biznesie? Czy Tobie ktoś kiedyś zarzucił, że wszystko co robisz ma twarz Julki, która służy promocji Twojej osoby?

Nie, nigdy czegoś takiego nie usłyszałam. Wiesz dlaczego? Bo nie zarabiam na blogu. To jest moja zasada. Szanuję mamy, które piszą bloga dla pieniędzy, bo to też jest forma pracy, czasami nienajgorsza, bo można na tym zarobić fajne pieniążki. Często blogerki dostają produkty do testów, i w tym miejscu ukłon ode mnie w stronę rzetelnych mam, których wpisy są zgodne z prawdą, czyli jeśli coś im się nie podoba, to nie okłamują swoich czytelniczek. To co robię nie ma twarzy Julii, bo to wszystko jest dla niej, a nie dla mnie.

Dostajesz propozycje testowania gadżetów?

Nie, ale odkąd prowadzę sklep, dostaję propozycje od blogerek, chcących testować moje produkty, w zamian za pozytywną notkę na blogu. Ja się na to nie zgadzam. Nie daję produktów za darmo, bo mam świadomość, że gdyby taka blogerka chciałaby być rzetelna,  równie dobrze mogłaby coś kupić i o tym napisać. I naprawdę za moją postawą nie kryje się skąpstwo, chodzi tylko o to, by być uczciwym wobec siebie i innych.Justyna.tekst 3.life4style

Przyjaźnisz się ze swoimi czytelniczkami?

Z niektórymi tak. Bardzo dużo ze sobą piszemy, mamy kontakt na facebooku, choć nigdy nie spotkałyśmy się osobiście. Ale na tyle znamy już swoje życie, że jesteśmy na bieżąco z tym, co u której słychać.  Dlatego właśnie tak bardzo chcę je poznać osobiście. Kiedy powiedziałam o tym mężowi, od razu powiedział „ok, jedziemy”, bo wie, że to jest moje marzenie.

A propos męża. Kamil chyba niesamowicie Cię wspiera?

Niesamowicie to dobre słowo. Nigdy nie oczekiwałam od niego tak dużego zaangażowania w to, co robię, ale on wspiera mnie zarówno w pisaniu bloga, jak i w prowadzeniu sklepu. Nie spodziewałam się tego, ale dzięki niemu zwyczajnie mi się chce.

Spodziewałaś się, że pojawienie się Julii tak bardzo zmieni Twoje życie?

Nie. Dopiero kiedy Jula przyszła na świat zorientowałam się, że moje życie stanęło na głowie. Mówiłam Kamilowi, że nie wierzę, że wszystko dzieje się nie tak, jak sobie zaplanowałam. Przerażało mnie, że czegoś mi nie wolno, że nie na wszystko mam czas, że moja przestrzeń została ograniczona. Musiałam się do tego przyzwyczaić, a trwało to dłuższą chwilę. Najtrudniej było mi przywyknąć, że nasz czas wyznaczała Julka. Musieliśmy jednak wziąć się w garść i szybko na nowo zorganizowaliśmy nasze życie. To sprawiło, że mogliśmy cieszyć się rodzicielstwem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ