Czwarta władza. Ten film trzyma w napięciu

16 lutego Polską premierę miał film Czwarta władza w reżyserii Stevena Spielberga, w roli głównej wystąpiła Meryl Streep, która za tę kreację otrzymała nominację do tegorocznych Oscarów, obok niej możemy zobaczyć równie świetnego Toma Hanksa. Film opowiada o wydarzeniach z końca lat 60 kiedy The New York Times oraz Washington Post opublikowały na łamach swoich gazet kontrowersyjne dokumenty o wojnie w Wietnamie.

Czwarta władza zaczyna się od pokazania przebitek wojny, następnie Spielberg bardzo gładko przechodzi do scen w pomieszczeniach. W dalszej części filmu już nigdy nie wrócimy na pole bitwy, już do końca akcja będzie toczyć się w redakcjach, domach bohaterów czy restauracjach. Tym razem Spielberg zabierze nas do USA w latach 60, kiedy to dziennikarze z Washington Post staną przed dylematem czy warto ryzykować utratę wolności za „nielegalne” opublikowanie Pentagon Papers. Biały Dom jest gotowy zrobić wszystko, żeby tajne akta przestały ukazywać się w gazecie i jednocześnie nie pozwolić obywatelom na to aby dowiedzieli się całej prawdy o wojnie w Wietnamie. Zupełnie odmienne zdanie na ten temat ma redaktor naczelny Posta Ben Bradlee, w tej roli charyzmatyczny Tom Hanks. Jest gotowy poświęć nawet swoją wolność, byleby tylko opinia publiczna dowiedziała się całej prawdy. Właścicielka gazety – Kay Graham (Meryl Streep) nie jest do końca przekonana czy to dobry pomysł.

https://www.youtube.com/watch?v=qnRJZ873ZYY

Film pokazuje to jak kiedyś media były bardzo mocno połączone z rządzącymi krajem. Kay Graham waha się co do opublikowania kontrowersyjnych dokumentów, ponieważ nie chce psuć swoich relacji z prezydentem Nixonem czy przyjacielem rodziny – Robertem McNamara. W tamtych czasach media i politycy byli w bardzo dobrych stosunkach. Bohaterka Streep w jednej ze scen z Benem sugeruje mu, że czasem przecież też oszczędził w swoich tekstach  Kennedy’ego, który był jego dobrym przyjacielem. Media pisał prawdę, jednak nie całą, ponieważ zwyczajnie bały się reakcji środowiska politycznego oraz utraty kontaktów. Opublikowanie raportu Ellsberga przełamało całą tę machinę i pokazało, że media z pomocą swoich czytelników mogą stać się czwartą władzą.

Cała ta historia nie miałaby miejsca gdyby nie sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych Robert McNamara, który zlecił Danielowi Ellsberge’rowi wykonanie raportu o amerykańskim zaangażowaniu w wojnie w Wietnamie. Ellsberg jako osoba tworząca ten raport miał dostęp do jego całości. Jednym z dokumentów, które znajdowały się w raporcie były dowody na to, że wysoko postawieni przedstawiciele rządu już od samego początku wojny wiedzieli, że jest ona nie do wygrania. Jednak nie zdecydowali się na poinformowanie opinii publicznej na ten temat. 1969 roku Ellsberg zdecydował się na upublicznienie tych dokumentów. Skrupulatnie „podkradał” część raportu i kopiował jego zawartość, po czym oddawał strony w nienaruszonym stanie. Kiedy zgromadził już całość, a było to ok. 7 tyś stron skontaktował się z dziennikarzami Times i dał im kopie po to by upublicznili całą tę sprawę. 

Daniel Ellsberg

Niestety kiedy w gazecie zaczęły pojawiać się pierwsze artykuł związane z raportem z gazetą skontaktował się Biały Dom i pozwał ich o naruszenie bezpieczeństwa kraju. Times nie mógł więcej publikować niczego na temat związany z raportem. Wtedy swoją szansę na zdobycie większej ilości czytelników dostał Washington Post. Jeden z dziennikarzy dotarł do Daniela i zabrał od niego ok. 4 tyś stron raportu. Reporterzy pracujący w gazecie stanęli przed nie lada wyzwaniem. Mieli tylko kilka godzin na to aby przeczytać raport i opublikować najważniejsze rzeczy z niego. Poza tym cały zarząd Posta i właścicielka musieli podjąć bardzo trudną decyzję związaną z publikowaniem bądź nie publikowaniem artykułu. Opublikowanie go mogło definitywnie zakończyć istnienie gazety bądź zapewnić jej większą sprzedaż i na stałe pozostać jedną z ważniejszych opiniotwórczych gazet w kraju.

Sbielberg wyreżyserował historię opartą na faktach. Tak naprawdę każdy z nas dobrze wie jaki finał nastąpi. Jednak cały film ogląda się z wielkim zaciekawieniem. Cudowne ujęcia mamy w drukarni Washington Post. Reżyser filmuje kolejne pompy, czcionki, tryby, zwory. Nadaje wręcz temu pewnej sakralności. Widz czuje, że dzieje się coś bardzo ważnego dla historii. Można wręcz poczuć ciarki na ciele kiedy widzimy jak powstaje historyczne wydanie tej gazety. Sbielberg w Czwartej władzy porusza również ciekawy temat jakim były równouprawnienia. Kobiety mogły głosować już od dawna, jednak kobieta zarządzająca wielką firmą nie była częstym zjawiskiem w tamtych czasach. Bohaterka Streep kiedy wychodzi z sądu jest otoczona przez same kobiety, które patrzą na nią z wielkim podziwem. Jednak żeby tak mogło się stać musiała ona podjąć bardzo ważną i trudną decyzję.

Nie wyobrażam sobie żebym mogła nie pójść na ten film. Był świetny. Oglądanie go to była czysta przyjemność. Bohaterowie wzbudzali u mnie pewne emocje, jedni pozytywne, a drudzy trochę mniej. Jednak o to chodziło Spielbergowi żeby widz wyrobił sobie pewne zdanie na temat każdej z postaci. Ja po wyjściu z kina takie zdanie miałam, dlatego uważam, że film jest bardzo dobry. Jeżeli nie macie co robić w zbliżający się weekend to koniecznie wybierzcie się na ten film. Dajcie nam też znać czy wam również się podobał.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ