Czy można mieszkać razem i… nigdy się nie spotkać? Recenzja „Współlokatorów” Beth O’Leary

Czy można mieszkać razem i… nigdy się nie spotkać? Recenzja „Współlokatorów” Beth O’Leary

Po reklamach i peanach w internecie na cześć „Współlokatorów” można by się obawiać, że będzie to kolejna rozczarowująca lektura dla kobiet. Można by się bać, że będzie infantylna, niedojrzała i po prostu… głupia. Mnóstwo jest przecież takich książek, które obiecują nam historie podobne do komedii romantycznych w stylu „To właśnie miłość” czy „The Holiday”, a ostatecznie rozczarowujących stylem, brakiem dojrzałości literackiej autorki i sztucznymi, mało inteligentnymi bohaterami. Tymczasem okazuje się, że „Współlokatorzy” zaskakują. I to bardzo, bardzo pozytywnie!

Czy można mieszkać razem i… nigdy się nie spotkać? Recenzja „Współlokatorów” Beth O’Leary
Fot. Wydawnictwo Albatros

Czy można mieszkać razem i… nigdy się nie spotkać? Recenzja „Współlokatorów” Beth O’Leary

Tiffy i Leon dzielą mieszkanie. Są dość nietypowymi (choć to chyba niedopowiedzenie) współlokatorami, bo nigdy nie przebywają w tym mieszkaniu jednocześnie. Korzystają z tych samych pomieszczeń, tej samej lodówki, a nawet… tego samego łóżka. Tyle tylko, że na zmianę. Tiffy pracuje za dnia, a w mieszkaniu jest wieczorem i w nocy. Praca Leona jest zajęciem na nocną zmianę, dlatego w domu bywa on wyłącznie za dnia, aby odespać kolejną nockę. 

Tiffy usiłuje pozbierać się po niedawno zakończonym toksycznym związku i ułożyć sobie życie na nowo. Świat Leona z kolei obraca się pomiędzy rodzinną tragedią, pracą w hospicjum i dziewczyną, którą można określić jako „co najmniej wymagającą”. 

Jedynym kontaktem pomiędzy Tiffy i Leonem są pozostawiane w mieszkaniu karteczki, na których jedno drugiemu przekazuje informacje. Początkowo dotyczą one wyłącznie zwykłych codziennych kwestii, jak odkładanie czegoś na właściwe miejsce czy informacje o pozostawionym w lodówce jedzeniu, którym druga osoba może się częstować. 

Z czasem jednak te wiadomości stają się coraz bardziej osobiste, a między Tiffy i Leonem zaczyna rodzić się coraz bliższa więź…

Tiffy i Leon dzielą mieszkanie.
Tiffy i Leon dzielą jedno łóżko.
Tiffy i Leon nigdy się nie spotkali…

Tiffy Moore pilnie potrzebuje taniego lokum. Leon Twomey bierze nocne zmiany, bo rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Choć ich przyjaciele sądzą, że to szaleństwo, oni znajdują idealne rozwiązanie: w ciągu dnia Leon będzie w ciasnej kawalerce odsypiał noce zmiany, dzięki czemu Tiffy będzie miała to samo mieszkanie wyłącznie dla siebie przez resztę doby.

Ona właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym wydawnictwie, on bardziej dba o innych niż o siebie – nocami zajmuje się pensjonariuszami domu opieki, a każdy grosz odkłada na prawników, którzy wyciągną jego niesłusznie skazanego brata z więzienia.

Na przekór wszystkim i wszystkiemu, dwoje niezwykłych współlokatorów odkrywa, że jeśli wyrzuci się wszystkie zasady przez okno, można stworzyć całkiem przyjemne i ciepłe domowe ognisko.

Urzekająca komedia romantyczna

„Współlokatorzy” to zaskakująco przyjemna lektura. To oczywiście typowa komedia romantyczna ze wszystkimi schematami gatunku, ale nie da się nie uznać jej za uroczą. Bohaterowie stworzeni przez Beth O’Leary są bardzo realistyczni, daleko im jest do naiwnych i niedojrzałych odpowiedników występujących w wielu innych książkach tego typu. Są wyraziści, kolorowi i przede wszystkim brakuje im cech tak charakterystycznych dla gatunku jak naiwność i zwyczajna głupota.

Jest to powieść, która wciąga od pierwszej strony i zaskakująco ciężko jest się od niej oderwać, mimo że – jak wspomnieliśmy wyżej – schemat jest jak najbardziej typowy i doskonale wiemy, że jak się zacznie robić miło i przyjemnie, to w pewnym momencie musi nadejść zwrot akcji… 

I tutaj oczywiście to nastąpiło, „Współlokatorzy” nie są tego charakterystycznego dla komedii romantycznej momentu pozbawieni. I trzeba przyznać, że autorce udało się w klasycznej kompozycji zawrzeć nutkę świeżości, która sprawia, że od tego jednego momentu czytelnik jeszcze zachłanniej przewraca kolejne kartki. Choć wiadomo, że wszystko musi się skończyć dobrze, przynęta zarzucona przez O’Leary działa i łapiemy się na ten haczyk. Autorce naprawdę udaje się zaskoczyć i trzymać przez chwilę w niepewności co do rozwoju sytuacji.

„Współlokatorzy” to bardzo przyjemna w odbiorze komedia romantyczna, w której główna bohaterka nie jest irytująco głupiutka, a męski bohater nie jest stylizowany na siłę na samca alfa. O’Leary przełamuje trend wyznaczony jakiś czas temu przez serię o Greyu i w jej powieści nie znajdziemy superbogatego, ultraprzystojnego faceta z wybujałymi potrzebami seksualnymi ani bezrozumnej dziewuszki, która zraża do siebie infantylnością i niedojrzałością. 

Inteligentna i zabawna

„Współlokatorzy” to powieść, w której nie znajdziemy przesady, a znajdziemy za to sporo realizmu. Przede wszystkim jednak jest to ładna i dobrze napisana opowieść o tym, że miłość przychodzi, kiedy chce i „atakuje” znienacka, ale autorka nie zapomniała o tym, że nie zawsze człowiek od razu rzuca się w jej objęcia. Jasne, można powiedzieć, że to banał, ale jednak przedstawiony w naprawdę ujmujący sposób.

Jest to książka, która powinna się spodobać nie tylko fanom gatunku, ale każdemu, kto czasem ma ochotę wyjść poza ramy czytelnicze swojego ulubionego rodzaju literatury i po prostu się odprężyć przy lekturze czegoś nieco lżejszego.

Polecamy!

Tytuł: Współlokatorzy

Autor: Beth O’Leary

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 432

Data wydania: 15 maja 2019

Źródło: cytat pochodzi z opisu wydawcy, opracowanie własne.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ