Fame mma

Walczyłem na gali Fame mma i było zajebiście!

W sobotę w Koszalinie odbyła się pierwsza gala Fame mma. Celebryci i youtuberzy zmierzyli się w oktagonie. Mimo wcześniejszych czarnych scenariuszy hejterów walki były emocjonuje, a oprawa w pełni profesjonalna.

Śmiałego pomysłu stworzenia freak show opartego na sportach walki z udziałem celebrytów podjęli się Wojtek Gola oraz Michał Boxdel Baron. Niektórzy stukną się głowę – bo niby co za sport jak „łooo panie co to za parodia”. Naprawdę? Czyli jak gra reprezentacja TVN przeciwko artystom w piłkę to nie jest „kaleczenie sportu” lecz gra,. Z kolei gdy przez kilka-kilkanaście tygodni ktoś przygotowuje się do wydarzenia sportowego to jest to śmieszne. Warto zapamiętać to zdanie, bo do niego wrócę w konkluzji o zaangażowaniu zawodników.

Skoro mamy wracać to najpierw może zacznijmy. Galę poznałem bardzo dobrze od zaplecza, bo… sam na niej walczyłem. Kilka miesięcy temu wziąłem udział w kręceniu odcinka projektu Wyzwani Wojtka Goli i właśnie tam organizator „zaraził się” sportowymi walkami rycerskimi. Gdy rozpoczął przygotowania do eventu zadzwonił do mnie i zaproponował walkę. Ponieważ bardzo nam zależy na promocji sportu w historycznej oprawie to z oferty skwapliwie skorzystałem. W końcu „fejm” – będzie można pokazać nasz sport szerszej publice. 

Greenboxy, trailery, szmery bajery

Kolejne tygodnie upłynęły pod znakiem przygotowań do walki przetykanych nagraniami trailerów i wstawek realizacyjnych. Mnie niestety przydarzyła się kontuzja stopy – złamany palec, która nieco zwichrowała przygotowania do gali. Na palec jednak nikt jeszcze nie umarł.

W międzyczasie pojawiają się w internecie pierwsze zapowiedzi wydarzenia. Zaczyna się hype na wydarzenie, chociaż ma ono tyluż fanów co zagorzałych przeciwników. Model biznesowy zakłada, że najważniejsze jest ppv i to właśnie dopieszczenie realizacyjne jest priorytetem Wojtka i Boxdela. Trzeba przyznać, że wszystko zostanie pokazane w pełni profesjonalne. Tu duży plus dla organizatorów. Nie dość, że mamy show pt. „jak oni się biją” to jeszcze realizacja nie ustępuje nawet topowym organizacjom na rynku mma. 

Do utraty tchu (lub połamania kości)

W słynnych konferencjach nie uczestniczyłem więc ciężko mi się wypowiedzieć, ale przejdźmy do samej gali. Hala w Koszalinie, świeżo wybudowana, idealnie nadawała się do rozegrania tego typu wydarzenia. Co prawda w komentarzach widziałem nieco utyskiwań, że za krótka  była droga zawodników do oktagonu, ale to już są szczegóły. 

Razem z moim przeciwnikiem – Krzysztofem Olczakiem – dostałem szatnię m.in. z Ztrolowanym, Krystianem Wilczakiem i Jakubem „Guzikiem” Szymańskim. Chłopaki mocno zestresowani, od początku widać, że wejście do klatki po raz pierwszy nie jest łatwym przeżyciem. Ja i „Olo” walczymy od lat i spokojnie czekamy na swoją walkę, ale Ztrolowany wręcz trzęsie się ze stresu. Adrenalina. Jej zapach jest wyczuwalny wręcz w powietrzu. Kto będzie uciekał, a w kim obudzi się lew? To miało okazać się tuż po godzinie 20. 

Gala rozpoczyna się punktualnie – sam rozkład jest nieco inny niż taki do jakiego przyzwyczaiłem się w sportach walki. Organizatorzy puszczają bowiem oko do publiki, zapraszając na scenę m.in. zespół Letni Chamski Podryw i kontrowersyjne ring girls z Esmeraldą Godlewską na czele. Ta ostatnia okazała się zresztą… jedyną osobą z „kijem w dupie” na całym wydarzeniu. Zawodnicy, artyści i loża szyderców bawią się świetnie. Nie oznacza to jednak, że ktokolwiek odpuszczał. Wręcz przeciwnie. 

Spodziewałem się bardzo zróżnicowanego poziomu walk i się nie zaskoczyłem. Totalna amatorka przeplatała się z całkiem dobrymi umiejętnościami. Mianownikiem wspólnym było zaangażowanie. Złamana kość policzkowa, złamany nos, obite twarze – to bilans Fame mma. Każdy – warto to podkreślić – każdy zawodnik zostawił w oktagonie serce. I chociaż np. walka Bogasa ze Ztrolowanym nie miała wysokiego poziomu sportowego, to trzeba przyznać, że obaj spróbowali i dali z siebie absolutnie wszystko.

Spodziewałem się podobnej lipy jak na KSW 42 gdzie Hatef Moeil nie wyszedł do trzeciej rundy bo się zmęczył. Tu zawodnicy wręcz padali na deski oktagonu ze zmęczenia, a nie poddawali się. Wielki plus i szacunek. Nawet znany z suto zakrapianych imprez na streamach Daniel „Magical” Zwierzyński nie odpuścił. Brakowało mu wszystkiego: umiejętności, sylwetki, kondycji. Nie zabrakło jednak serca do walki i mimo”stanu przedzawałowego” dotrwał do końca. I muszę przyznać, że chociaż miałem jednoznacznie negatywny wizerunek osoby, która robi karierę pijąc alkohol teraz… zyskał mój szacunek. Zawzięty gość. Może występ na gali sportowej i wyzwanie będzie tym co spowoduje przemianę Daniela? Tego mu życzę i oby się nie zagubił!

A moja walka? No cóż – sam sobie wybrałem cięższego o niemal 10 kilogramów i wyższego przeciwnika. Do tego zdecydowanie bardziej utytułowanego. Jak się bawić to się bawić, a wyzwania muszą być trudne. Niestety, już w pierwszej rundzie poczułem, że kombinacje „lewy na lewy” są bez sensu – mój cios ledwie muskał hełm Krzyśka, on zaś wjeżdżał jak w masło. I do tego ta prędkość przy kopnięciach i obrotówkach. Skupiam się więc na punktowaniu „dolów”. Sposób może mało efektowny, ale trafienia zawsze wejdą. Krzysiek jednak nie jest z pierwszej łapanki i tylko część wyprowadzanych ciosów dochodzi jego nabiodrków i kolan. Werdykt: przegrana. 

Szkoda, ale cóż taki jest sport. Pocieszeniem dla mnie był fakt, że walka zrobiła dobre wrażenie i do końca wieczoru nie możemy się z Olczakiem odpędzić od gratulujących występu fanów i celebrytów. Miłe. I oczywiście promocja sportu, w którym naprawdę jesteśmy dobrzy. 

My z kolei wspieramy w szatni i na backstage innych zawodników – na gali robi się naprawdę świetna atmosfera fair play. Słynne dymy z konferencji odchodzą w niepamięć i liczy się tylko sport. I nie ma odpuszczania, są zaś efektowne nokauty i poddania jak chociażby ten Dawida Ambro na swoim imienniku – Ozdobie.

Publikę też elektryzuje pojedynek zaprawionego w bjj Maksymymiliana „Wiewióra” Wiewiórkę z cięższym o ponad 40 kilogramów Michałem Handke, znanym jako strongman. „Wiewiór, wiewiór, wiewór – niesie hala gdy mniejszy zawodnik próbuje dźwigni na bijącym z góry potężnym rywalu. Wygrywa Handke, ale po wale panowie wpadają w swoje objęcia – dali naprawdę kawałek solidnego freak fight w stylu dawnej Pride. Bo czymże innym było niegdyś mma jak odpowiedzią na pytanie: „co jest silniejsze: rekin czy niedźwiedź”. Show, zabawa i czasem naprawdę niezłe „jaja” połączone ze sportem rozgrzały koszalińską publikę. Czyli jest miejsce na tego typu gale. 

Haters gonna hate

Oczywiście, gala zebrała mnóstwo słów krytyki. Że patologia, że kaleczenie sportu, że zupa była za słona. Najczęściej oczywiście robią to ludzie, którzy nie mają pojęcia o tym jak wielki wysiłek psychiczny i fizyczny trzeba włożyć by wyjść twarzą w twarz z kimś i przy zapalonych lampach, wycelowanych kamerach i dopingującej publice walczyć aż jeden nie przegra. 

I chociaż umiejętności było czasem niewiele, kondycja siadała to zawodnicy z Fame mma pokazali, że jeśli robią show to dają z siebie 110 proc. Nie naciągali swoich kibiców – to były freak fighty, ale toczone zupełnie na serio. Co jeszcze można wymienić z pozytywów? Promocja sportów walki. Gala cieszy się popularnością wśród młodzieży i jeśli chociaż jeden na tysiąc spróbuje swoich sił na macie lub ringu będzie to z pewnością wartość dodana. 

p.s. przepraszam jeśli tekst jest nieco chaotyczny i z błędami. Piszę go wracając busem do Warszawy. I chociaż mój łokieć przypomina sinego, olbrzymiego kartofla i jutro ciężko będzie założyć koszulę do pracy to jestem naprawdę zadowolony. Wziąłem udział w niecodziennym show, który naprawdę się udał! 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ