„Uczę się zarządzać strachem”

michniewicz obraz2life4style

Jeżeli ja dałabym Ci teraz propozycję, jaką Ty dałeś swoim bliskim: „zabiorę Cię gdziekolwiek chciałbyś teraz być, wybierz tylko miejsce na świecie, a pojedziemy tam”, co byś mi odpowiedział?

Dzisiaj odpowiedziałbym „pojechać na moją kanapę i się z niej nie ruszać”. Od początku września do początku kwietnia nie było mnie w domu prawie wcale – łącznie może trzy i pół tygodnia. Doszło do tego, że nie miałem czasu uprać swoich rzeczy. Przyjeżdżałem, zabierałem świeże skarpety i jechałem dalej. Jestem tym tak zmęczony, że gdybym miał teraz wsiąść do samolotu, to choćby to miała być najpiękniejsza podróż w moim życiu, to ja nie jadę. Muszę posiedzieć w domu.

Jeśli mnie zapytasz za dwa miesiące, na to pytanie odpowiem pewnie: chciałbym polecieć do Kolumbii, zrobić reportaż o Junglas. To siły specjalne, które walczą z kartelami narkotykowymi w dżungli. Oni robią nieprawdopodobne rzeczy, narażają życie dla pewnej idei, dostając za to marne pieniądze. Moim zdaniem są współczesnymi szeryfami, stawiają swoje życie na szali w imię wspólnego dobra. Są niesamowici, bardzo chciałbym z nimi popracować, poznać tych ludzi.

Mówiłeś, że prawie w ogóle nie bywasz w domu. Nasuwa mi się więc pytanie. Czy podróżnik musi być egoistą?

Oczywiście, że tak. Wszyscy podróżnicy to egocentrycy. Popatrz – jeśli jesteś tancerką, idziesz do studia, spędzasz tam trzy godziny, a gdy już się nie możesz ruszać, bo cię wszystko boli, po prostu wracasz do domu. Przytulasz się wtedy do swojego faceta, głaszczesz swojego psa, odpoczywasz. Rano idziesz do Urzędu Skarbowego i załatwisz sprawy, które musisz załatwić – wszystko gra.

Ale jeśli jesteś podróżnikiem, realizacja Twojej pasji oznacza olbrzymie koszty i olbrzymie ilości czasu. To już nie jest zabawa na godzinę, dwie czy pięć w tygodniu. W normalnym życiu, jeśli zajdzie taka potrzeba, odpuścisz sobie jedne sprawy, aby załatwić inne, te najbardziej palące. Najwyżej nie pójdziesz na te swoje zajęcia taneczne, ale w następnym tygodniu zafundujesz sobie dwie lekcje zamiast jednej.

Gdy jesteś podróżnikiem, realizacja twojej pasji oznacza nieobecność. Wyjeżdżasz i nie ma cię dwa miesiące, a w domu się wszystko nawarstwia. Do tego luzują się związki z najbliższymi. To oni najczęściej ponoszą koszty, nie sam podróżnik. On w tym czasie spływa Orinoko i jest zachwycony. To jego najbliżsi siedzą w domu i tęsknią, często przeżywają trudne chwile, załatwiają różne sprawy za niego. Ciebie przy nich nie ma w tym czasie, nie mogą na ciebie liczyć, nie mają od ciebie wsparcia. Podróżnicy są egocentrykami, bo stawiają swoją osobistą pasję ponad dobro innych.

Nie masz takiego poczucia, że im dłużej Cię tu nie ma z bliskimi, tym bardziej prawdopodobne, że nie będziesz miał kiedyś do kogo wracać?

Bardzo się tego boję. „Swoją drogą” jest próbą zmierzenia się z tym pytaniem. Gdzie jest ta granica, czy przypadkiem jej już nie przekroczyłem, a jeśli jeszcze nie – to kiedy ją przekroczę? I czy w ogóle powinienem ryzykować takim stanem. To są wbrew pozorom bardzo ważne pytania życiowe, wręcz fundamentalne. Odpowiedzi jeszcze nie znalazłem. Co więcej, przy pisaniu „Swoją drogą” pojawiły się kolejne pytania podobnej natury.

Czy Twoja żona z natury jest wyrozumiałą kobietą, czy to przyszło z czasem? Czy może dopiero po podróży zaczęła akceptować i rozumieć Twoją pasję?

Moja żona Marianna jest po prostu aniołem. Przez jakiś czas się z tym wszystkim kotłowała, ale później stwierdziła, że jeśli będzie mnie ograniczać, to ja nie będę szczęśliwy. A ona nie chce mieć nieszczęśliwego męża.

Gdy masz kogoś bliskiego, kto ma takie podejście, wymusza to odpowiedź tą samą drogą. Więc ja też cały czas się zastanawiam, czy mój kolejny wyjazd nie jest dla niej zbyt dużym kosztem. Czy się nie boi o mnie za bardzo? Czy nie jest samotna? Czy się od siebie nie oddalamy? W związku z tym każda kolejna podróż nie jest już taka beztroska i radosna. To nie jest decyzja typu – „dobra, jadę w cholerę i będę się dobrze bawić”. To jest decyzja, „jadę w cholerę, ale wiem, że jej będzie źle z tego powodu”.

Gdyby Marianna była inną kobietą, do niczego bym w życiu nie doszedł. Ona mnie motywuje, wspiera, akceptuje to, jakim jestem kretynem, stawia mnie czasami do pionu, ale nie za często. Daje mi przestrzeń, w której mogę się rozwijać. I zastanawiam się czy ja też jej daję taką przestrzeń. Czy ja jestem dla niej tym, kim ona jest dla mnie.

Piękne słowa. Twoje podróże to nie jest kategoria przyjemnych wycieczek, tam się może zdarzyć wszystko. Czy była kiedyś taka sytuacja, kiedy adrenalina już tak się podniosła, że stwierdziłeś: stop – robię sobie przerwę, to już jest za dużo?

Dziesiątki razy tak było. Tylko nie zawsze to jest takie widowiskowe, takie anegdotyczne. Anegdotkę to możesz stworzyć, gdy wchodzisz do obozu maoistów, a tam siedzą kolesie z kałasznikowami i wszyscy zaczynają krzyczeć, bo się okazuje, że masz aparat, a niektórzy nie wiedzieli, że go masz i tak naprawdę nie wiesz, co się dzieje.

Częściej strach jest dużo bardziej prozaiczny. Jesteś w dżungli, nagle ropieje ci ząb, masz wielką gulę na twarzy, wszystko cię zaczyna boleć, masz gorączkę, jesteś w środku lasu, nikt ci tam nie pomoże, musisz sobie poradzić sama.

Pamiętam jak wszedłem do San Quentin w Kalifornii, więzienia dla recydywistów. Byłem przekonany, że wchodzę zrobić wywiad z naczelnikiem, że pogadamy w jego biurze, zerknę sobie na dziedziniec z okna jego pokoju i wrócę spokojnie do domu. Okazało się, że moje sześciomiesięczne starania o wejście do więzienia zostały odebrane inaczej, trzasnęły kraty i miałem cały dzień przed sobą w towarzystwie morderców, gwałcicieli i porywaczy z karą śmierci, z dożywociem itd.

Wtedy tak się przestraszyłem, że gdy stamtąd wyszedłem i wsiadłem do samochodu, stałem na parkingu przez godzinę i nie mogłem ruszyć z miejsca, tak mi się trzęsły ręce. Nie byłem się w stanie opanować.

Strach i obawy przy takich projektach towarzyszą mi regularnie. W pewnym momencie dochodzisz do takiego punktu, że zaczynasz zarządzać strachem. Tak jak się zarządza czasem, tak ja zarządzam strachem. Analizuję, czy już się boję wystarczająco czy jeszcze nie, czy mój strach jest już paraliżujący czy może jeszcze motywujący. Różnie bywa.

Jesteś uzależniony od adrenaliny?

Zdecydowanie tak. Od rywalizacji i od adrenaliny.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ