Świat się kończy!
„Świat się kończy!” – wykrzykuje młodzież, panie w średnim wieku i staruszki. Wszędzie albo powodzie, albo pożary, bójki i bijatyki, morderstwa, zamachy, groźby wojny i samoloty spadające z nieba. Do tego jeszcze „ta młodzież” – wyuzdana, bez zasad, ambicji i autorytetów. Światem XXI wieku zawładnął wszechobecny seks, a nagie ciało nie robi już na nikim wrażenia. I w tym wszystkim pytania: „co dalej?”.
Wielka szkoda, że w XIV wieku nie było jeszcze Internetu. Albo i całe szczęście, bowiem ludzie nie byli tak drastycznie uświadamiani o okrucieństwie świata, po którym stąpają. Skąd niby mieli wiedzieć, że godzinę przez północą w Japonii nastąpiło tsunami albo o grasującym w Teksasie psychopacie, który napadł i bestialsko zamordował 4 staruszki. Wiedzieli za to, oczywiście po kilku dniach, że komuś trzy wsie dalej, w wyniku wypadku przy pracy, zginął mąż. Chociaż zarówno wtedy, jak i dzisiaj, po ziemi stąpali psychopaci, a pożary występowały niegdyś znacznie częściej niż teraz, nikt nie oglądał na szklanym ekranie dokumentacji z tych tragedii. Za to dziś wieczorem znowu staruszek złapie się za głowę, oglądając wieczorne wiadomości.
Zasypani lawiną nowinek technicznych, trzymając w rękach innowacyjne smartfony, zastanawiamy się: co dalej? Czy już wszystko zostało wymyślone? Jest komputer, a w nim Internet. Inwigilacja użytkowników sieci i sprzedawanie danych jest faktem, z którego każdy zdaje sobie sprawę. Ale skoro już wszystkich nas kupiły te wielkie korporacje, których sylwetki prężą się w centrum miast i zapraszają zuniformowanych pracowników, to czy mamy się jeszcze czego obawiać? Jesteśmy sprzedani! Wiele osób boi się tego świata, mówią, że za szybko się zmienia. I to jest fakt! O ile, dajmy na to średniowiecze, trwało i trwało, to na przestrzeni ostatnich lat, zarówno w nauce, jak i sztuce – musieliśmy jak podczas gry w klasy przeskakiwać pola ekspresjonizmu, abstrakcjonizmu, surrealizmu i tak dalej. Nie sądzę jednak, żebyśmy przyszłości bali się bardziej niż starożytni Grecy czy Indianie.
Pan Alfred, stąpający od 91 lat po polskiej ziemi twierdzi, że świat rzeczywiście przyspieszył, a po ojczystym gruncie chodzi się mu się coraz bardziej niepewnie. Mówi, że kiedyś było inaczej – jednostka skupiona była na własnej pracy, rodzinie, kościele – to był kult, który porządkował życie. Czas toczył się zgodnie ze wskazówkami świątyni, a porę dnia często określało się jako przed i po mszy. Teraz Internet jest przedłużeniem myśli, a telefon dłoni, co tworzy barierę między nami (z całym technologicznych dobytkiem) a innymi ludźmi. I chociaż nie jesteśmy jeszcze cyborgami, na pewno wielu z nas jest już za cyberścianą.
Prawdopodobnie ten tekst czytasz od dwóch minut. W ciągu tych 120 sekund pornobiznes wygenerował już blisko 370 000 złotych. Listy miłosne zastąpił seksting. Nastolatkowie nie zabiegają o siebie i nie proszą „o chodzenie”. Wysyłają sobie za to rozbierane fotki i erotyczne sms-y. Widza zdobywa się opublikowaniem zaginionej sekstaśmy, a reality shows, które jeszcze niedawno budziły wiele kontrowersji odeszły do lamusa – na nikim nie zrobiłyby już wrażenia. Po co obserwować zwyczajne życie ludzi zamkniętych w czterech ścianach? Teraz codziennie widzimy co jedzą nasi znajomi, gdzie śpią, jak są ubrani i w jaki sposób bawią się z własnym psem. Liczba bohaterów, których możesz bezkarnie podglądać, uzależniona jest od ilości Twoich znajomych na Facebooku. Reality shows powoli stają się odpowiednikiem seksu na żywo. Nastolatki zaraz po modzie na hashtagi #pornfood czy #ootd, tytułują fotki #aftersex – przy czym wiadomo, co zdjęcia przedstawiają. Ciekawe, że „zaraz po” ludzie sięgają po telefon, żeby udokumentować swoje życie. Gdzie podziała się bliskość, czy znowu jest daleko za cyberścianą?
Co z tym światem? Nigdy nie wiemy. Pewnie nasze wnuki też nie będą wiedziały. A my, za 70 lat, podobnie jak pan Alfred stwierdzimy, że kiedyś było bezpieczniej, a świat był lepszy.
Dagmara Sobczyk