Stan ducha? Pozytywny!

lipnicka do tekstu skadrowana-cropRola matki sprawia, że czuje się Pani spełniona.

Jako matka, tak. Choć momentami żałuję, że nie mam dodatkowo jeszcze synka, żeby się przekonać jak to jest z chłopakiem, bo to jednak całkiem inna relacja. Natomiast posiadanie dziecka w żaden sposób nie załatwia sprawy w kwestii poczucia spełnienia absolutnego. Macierzyństwo nie jest, nie może być biletem do osiągnięcia wewnętrznej pełni. Żeby osiągnąć ten stan, należy szukać na wielu polach symultanicznie. Czym właściwie jest to mityczne „spełnienie”? Czymś niedoścignionym, czymś do czego wszyscy wiecznie dążymy.

Powiedziała Pani: ,,Niestety, nie jestem z natury osobą cierpliwą i systematyczną’’. Jakie cechy charakteru lubi Pani w sobie, a jakie chciałaby Pani zmienić? Czy są rzeczy, których chciałaby się Pani jeszcze nauczyć?

No to widzi już Pani po kim moja córeczka jest taka w gorącej wodzie kąpana (śmiech)! Ostatnio moja chaotyczność doprowadza mnie do białej gorączki. Próbuję się jakoś zdyscyplinować. Największą moja wadą ze wszystkich jest chroniczne nieodbieranie telefonów, bo nigdy nie mogą znaleźć porzuconego gdzieś aparatu. Ciężko się ze mną skontaktować, mógłby spać na nas meteoryt, a ja dowiedziałabym się o tym ostatnia. Jak nagromadzi mi się dużo nieodebranych rozmów, smsów, to potem odpisuje na to wszystko z opóźnieniem, albo wcale, bo nie mogę się wyrobić. Są trzy rzeczy, które chciałabym zrobić jeszcze: zbudować dom na działce nad rzeką, nauczyć się porządnie grać na pianinie i mówić biegle po hiszpańsku. Za realizację pierwszych dwóch zadań już się zabrałam. Na emeryturę odkładam sobie długi rejs po otwartym morzu. Kocham być na wodzie.

Patrząc przez pryzmat publiczności, która przychodzi na Pani koncerty, kto słucha dziś Anity Lipnickiej?

Część osób towarzyszy mi od początku kariery, ze mną dorasta i ze mną się zmienia. Natomiast wiele osób, które przychodzi na koncerty, to fani których nabyłam w czasie scenicznej współpracy z Johnem. Są też dzieci, które słuchały „Piosenki Księżycowej” do kołyski, bo mama lubiła, i teraz poznają mnie ze swojej perspektywy, poprzez mój najnowszy solowy repertuar. Przekrój wiekowy spory, ale wszystkich łączy to samo – podobna do mojej wrażliwość po prostu.

Za wszelką cenę stara się pani unikać popularności i odcinać od popowego świata. Nie zależy Pani, żeby Pani utwory pojawiały się w komercyjnych stacjach radiowych i odmawia Pani udziału w telewizyjnych „talent show”.

To nie wynika z pogardy dla tego świata – tak często jest interpretowana moja postawa. Trudno w to uwierzyć, ale ja autentycznie nie zabiegam o to by być „obecną”. Żyję sobie jakby trochę obok tego wszystkiego, idę swoją osobną ścieżką. Choć ostatnio zastanawiam się, jak długo będę to jeszcze mogła robić zachowując komfort bytu. Jednak jestem artystką, wykonuję zawód publiczny, potrzebuję więc publiczności. Dziś wydać płytę nie jest sztuką, trzeba jeszcze dotrzeć z tą wiadomością do człowieka. Na tym polu widzę pewne trudności. O wiele łatwiej byłoby mi grać koncerty na takim poziomie jak sobie to wyobrażam, i w takiej ilości, gdyby moje piosenki częściej gościły w radiowych stacjach. Niestety nie mieszczą się ramówkach, bo nie spełniają kryteriów decydujących o wzroście słupków słuchalności. Miejsca dla autorskiej muzyki w telewizji czy prasie też jest coraz mniej, a ja na gotowanie przed kamerami czy występy w charakterze jurora nie mam specjalnej ochoty. Więc ponoszę konsekwencje swoich wyborów. Przesuwam się do niszy.

Niezmiennie idzie Pani pod prąd. Skąd bierze się ta przekora, upór, konsekwencja?

Robię po prostu to, co uważam w danej chwili za słuszne. Mierzę sprawy wewnętrznym barometrem. Nie umiałabym już żyć, tworzyć wbrew sobie. Tak mi się z wiekiem porobiło. (śmiech)! W pewnym sensie można powiedzieć, że nie mam wyboru. Muszę być sobą.

Pani dotychczasowy dorobek muzyczny jest bardzo bogaty. Czy na polskiej scenie muzycznej można coś więcej osiągnąć? W jakim kierunku muzycznym chciałaby Pani iść? Marzy się Pani jeszcze jakaś muzyczna przygoda? A może ,,Vena Amoris’’ to ostatnia płyta?

O nie! To nie jest moja ostatnia płyta, nie chciałabym żeby tak było. Jesienią John wychodzi ze swoim solowym albumem, więc w domu będzie gorąco. Potem zabieramy się do tworzenia wspólnego projektu – jednak. Stęskniliśmy się za kłótniami w studio (śmiech). Potem przymierzę się znowu do czegoś swojego. Jednak wrócę do fortepianu jako instrumentu przewodniego. Ale co to będzie bliżej? Tego na tym etapie nie wiem. To wszystko gdzieś już jest, zapisane w przyszłości.

 Rozmawiała Beata Mironow


ZOSTAW ODPOWIEDŹ