Serafin Andrzejak – na własnych zasadach

Serafina Andrzejaka szersze grono odbiorców poznało dzięki programowi telewizyjnemu „Project Runway”. Pokazał nam wtedy swoje niebanalne podejście do mody, kojarzone niejednokrotnie z modową awangardą. Całkiem niedawno ukazała się jego najnowsza kolekcja jesień-zima 2014. Dziś Serafin opowie nam o swojej pracy, spojrzeniu na modę oraz najbliższych zawodowych planach.

Kolekcja wiosna-lato 2014; źródło: serafinandrzejak.com

A polski Fashion week?

Ciężko mi oceniać coś czego nie doświadczyłem na własnej skórze. Ale obserwując to z zewnątrz odnoszę wrażenie, że jest coraz gorzej. I nie chodzi mi tu o projektantów, ale o odbiorców. Mam na myśli kupców, inwestorów, stylistów… O ile tych pierwszych mamy coraz więcej, to ci drudzy zapadli się pod ziemię. Zatem powstaje pytanie dla kogo i z kim mamy pracować? Szczególnie grupa projektantów takich jak ja, która dopiero stara się wejść na rynek. Zostawiam to pytanie otwarte…

 

A targi mody, to jest jakaś opcja dla młodych projektantów?

Tutaj to wygląda tak jak w poprzedniej kwestii: trudno mi mówić, bo ja nie biorę w nich udziału. Z tego co zaobserwowałem to targi zazwyczaj są zaszufladkowane do „szarego dresu. No ale do odważnych świat należy – może powinienem spróbować.

 

Więc nie masz planów, żeby się bardziej zadomowić na polskim rynku?

Być może druga linia to wszystko rozkręci. Mam nadzieję, że będzie przystępniejsza dla szerszego grona odbiorców. A główna linia? Cóż, pozostaje pracować i czekać, aż coś się zmieni. Póki co realizuję to co w głowie miałem od początku. Daję produkt bardzo dobrej jakości, co niestety wiąże się z wyższą ceną. I być może tu jest pies pogrzebany, ale póki mam siłę to nie ulegnę poliestrowym sukienkom (śmiech).

 

W „Project Runway” powiedziałeś, że gdyby przyszła do Ciebie celebrytka i powiedziała „ej stary daj mi to, bo ty jesteś znany i ja jestem znana” to byłoby to słabe. Nadal byś nie poszedł na taki układ?

Myślę, że tak. Dla mnie to jest proste. Ja zarabiam projektowaniem, a nie lansowaniem się. Szanujmy się nawzajem i doceniajmy czyjąś pracę.

 

Wygrałeś 5. Fashion Designer Award, w którym nagrodą był staż w atelier Anne Sofie Madsen w Danii. Jak było?

Dania moja miłość! No co tu dużo mówić, powiem na poziomie gimnazjalistów – było zajebiście.

 

Jak długo tam byłeś?

Niestety bardzo krótko. Chciałem później wrócić, bo miałem taką możliwość, ale finanse mi na to nie pozwoliły. Staż był bezpłatny, a cała Skandynawia jest bardzo droga. Więc znowu wszystko się rozbiło o kasę.

 

A zauważyłeś jakieś różnice w skandynawskiej kulturze pracy? Różni się to od pracy w Polsce?

Jest zupełnie inaczej, nie ma krzyków, nie ma hałasów, nikt nie biega, nikt nie lata, nikt nie fruwa, nikomu się nic nie pali pod dupą. I to jest genialne, tam każdy wie co ma robić i bardzo profesjonalnie do tego podchodzi. Pamiętam, że przed pokazem Anne Sophie Madsen w sali obok miała pokaz firma Marimekko i ja nawet nie słyszałem, że tam coś się dzieje. Wszyscy byli cicho, każdy był skupiony na własnej pracy. A jeżeli chodzi o samą Sophie Madsen to wspaniałe było to, że ona faktycznie pracowała, to nie było tak, że ona przyszła wypiła kawę, herbatę, opieprzyła wszystkich i poszła. Ona przychodziła do pracowni rano i wychodziła razem z nami o 23 czy czasem o 1 w nocy, jak trzeba było skończyć pokaz. Każdy był na jednym poziomie, każdy po prostu pracował.

 

Dania Twoja miłość. Gdybyś miał pieniądze…

To już by mnie tutaj nie było (śmiech). Nie no, uwierz mi, że bardzo bym chciał pracować w Polsce i tu się promować, ponieważ do tej pory spotykałem się z ludźmi, którzy są bardzo otwarci i którzy chcą ze mną współpracować. Może gdybym miał bogatych rodziców albo zarabiał na czymś innym to mógłbym spokojnie projektować. Ja po prostu potrzebuję pieniędzy. Potrzebuję też wielu godzin nauki, chciałbym pójść jeszcze na studia. I wszystko ostatecznie się kręci wokół tego, że trzeba jechać za granicę – słabe.

 

Dla kogo projektujesz? Kto jest twoim idealnym klientem? Jak widzisz styl osoby dla której projektujesz, kim powinna być?

Ja nie chcę się ograniczać. Myślę, że kolekcja jest na tyle uniwersalna, że spokojnie płaszcz założy i licealistka, i Pani po czterdziestce czy pięćdziesiątce, która jest świadoma tego co nosi. Wiem za to, że chyba nie podjąłbym się projektów dla osób powyżej 46 rozmiaru. I to nie wynika z mojej głupoty, tylko ze świadomości trudności, jaką sprawia większy rozmiar. Wtedy zaburzają się pewne proporcje, a wydaje mi się, że nie mam jeszcze tyle doświadczenia, żeby się tego podjąć. Boję się, że mógłbym temu nie podołać. Zwłaszcza, że w swoich projektach bardzo dużą uwagę zwracam na cięcia i niektóre z nich, te które dobrze wyglądają na małej sylwetce, ciężko wyprofilować na sylwetce większej. Więc z ręką na sercu mówię, że to jest brak mojej wiedzy, a nie jakaś fanaberia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ