Po prostu robię swoje…

Na wernisażu zdjęć Szymona Brodziaka zaskoczyło mnie odwzorowanie zdjęcia w galerii. Między jedną a drugą fotografią, niczym eksponat stała… naga kobieta z abażurem na głowie. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że tak jak na zdjęciach Szymona nie brakuje efektu wow, nie mogło zabraknąć go i na wystawie.

Fot: Szymon Brodziak

Daria Sekula: Na początek nie zadam Ci tego pierwszego, banalnego pytania… (red. Dlaczego zacząłeś robić zdjęcia?)

Szymon Brodziak: Dziękuję.

Mimo wszystko chciałabym spytać o coś związanego z fotografią. June Newton – żona legendarnego fotografa Helmuta Newtona wpisała się do Twojego albumu. Jaka była historia poznania June i tego wpisu?

To był ciekawy splot różnych okoliczności. Dosyć zawiła historia, ale wspominam ją z przyjemnością. Jak wiesz współpracuję czasami z Playboyem. Ładnych parę lat temu, czyli jakieś 6-7 robiliśmy już coś wspólnie. Jednym ze zleceń był pictorial Czysta Krew mający na celu promowanie serialu o tym samym tytule w polskiej wersji językowej w HBO. W Playboyu każda sesja może być przedrukowana do innej edycji na całym świecie. Sesja ukazała się w polskim wydaniu, następnie została przedrukowana do różnych innych edycji. Pewna Pani z zagranicy zobaczyła tę sesję zupełnie przypadkiem i powiedziała, że ona chciałaby poznać człowieka, który zrobił te zdjęcia i poprosiła swojego męża, żeby skontaktował się ze mną w sprawie potencjalnej sesji zdjęciowej. Otrzymałem któregoś dnia telefon – jakiś Pan się przedstawia i mówi: „Dzień dobry, nazywam się tak i tak, jestem znajomym Helmuta Newtona”. Odebrałem to oczywiście jako żart, nie mieściło mi się to po prostu w głowie. Jednak rozmowa potoczyła się dalej, mieliśmy później okazję trochę współpracować, lepiej się poznać. Dzięki tej znajomości miałem możliwość spotkać się z June Newton w Berlinie a potem w Monte Carlo, gdzie mieszka na co dzień. Bardzo zależało mi na tym, żeby wypowiedziała się na temat mojej twórczości, ponieważ spotykałem się zarzutami, że kopiuję Helmuta, jego styl, że to nie jest inspiracja tylko coś więcej. Chciałem zasięgnąć opinii u źródła. June jest dość ekscentryczna, bezpośrednia i wybuchowa, dlatego też zawsze mówi to, co myśli bez względu na konwenanse czy konsekwencje i wiedziałem, że mogę liczyć na szczerą opinię. Był to czas, gdy pracowałem nad książką BRODZIAK ONE, tą którą niedawno wydałem i miałem już przygotowaną jej makietę. Postanowiłem, że przy pierwszej okazji kiedy June zechce mnie zobaczyć chociaż na 5 min, pokażę jej książkę i zapytam o zdanie. Zaraz po skończeniu sesji w Rzymie dla Cava i Martini poleciałem do Monaco z tą książką i udało mi się z nią spotkać dosłownie na 15-20 min rozmowy. Wynikiem tego był wpis/dedykacja, która jest w albumie. Było to niesamowicie mistyczne spotkanie. Byłaś w Fundacji Helmuta Newtona w Berline?

Niestety nie. Zawsze chciałam pojechać, bo Helmut to szczerze powiedziawszy mój ulubiony fotograf.

Muzeum jest urządzone tak, że parter jest poświęcony stałej ekspozycji, która prezentuje całe życie Helmuta Newtona, nie tylko fotografię, ale też styl życia, prywatne notatki, aparaty. Jedną z części tej ekspozycji jest zaaranżowany pokój pełniący funkcję biura, w którym on żył. Ja będąc w Monte Carlo miałem okazję wejść do tego apartamentu, który jest odwzorowany w Berlinie. Otworzyły się drzwi i usłyszałem „Simon, come in!”. Czułem się jakby to był jakiś sen. Z resztą z June co jakiś czas mamy okazję się spotkać i za każdym razem jest to wyjątkowe i głębokie przeżycie. Cały czas nie dowierzam, że mam okazję obcować z taką osobą.

Powiedziałeś, że ktoś zarzuca Ci, że kopiujesz styl Helmuta. Ja nigdy nie powiedziałabym, że jest to dokładne odwzorowanie zdjęć Newtona. Oglądałam Twoje zdjęcia wiele razy i oczywiście nasuwa się, iż jest to podobny styl, ale tylko tyle.

Nauczyłem się, że każdy ma prawo oceniać fotografię czy obraz, który widzi przez pryzmat własnej wrażliwości, doświadczeń, własnej opinii. Ty widzisz to w inny sposób, druga osoba w inny.

Jest to subiektywne doznanie.

Bardzo subiektywne. Dlatego nigdy nie staram się tłumaczyć zdjęć ani dorabiać do nich ideologii czy historii. Ty musisz ją odkryć w zdjęciu. Albo ją widzisz albo jej nie ma.

Dla mnie fotograf jest kimś, kto robi zdjęcie, a widz „dorabia” historię patrząc na to zdjęcie.

Dokładnie tak. Największą nagrodą dla fotografa jest to, że widz dopowie sobie treść, na którą fotograf nie wpadłby nigdy. Bardzo to lubię.

Oprócz zdjęć nie możesz żyć bez czekolady. Kiedy patrzę na Twoje zdjęcia odnoszę wrażenie, że nie mógłbyś żyć chyba również bez kobiet?

Na pewno kobiety są bardzo ważnym elementem mojej twórczości i wielką inspiracją. Często mówię, że modelki/modele pozwalają mi zrealizować wizje, które powstają niezależnie od nich. Obsadzam ich w roli aktorów, którzy odgrywają jakieś sytuację.

Myślę, że wiele rzeczy sprawia mi przyjemność, a nie są one w ogóle związane z fotografią. Jakby nie patrzeć, fotografia nie jest czymś niezbędnym do życia, jest tylko środkiem wyrazu. Mam wizję, chce ją zrealizować, robię to, ale nie polega to na tym, że codziennie biegam z aparatem.

Jak przygotowujesz się do sesji? Nie pytam o inspiracje. To rodzi się w głowie, jest zbitką tego, czym przesiąkamy na co dzień. U Ciebie jest tak, że najpierw jest miejsce i wtedy rodzi się zdjęcie, czy przemyka myśl i to jest moment, w którym powstaje pomysł? Czy może wszystko zależy po prostu od tego, co musisz sfotografować?

To zależy od typu zlecenia. Jeśli jest to projekt komercyjny, to zazwyczaj punktem wyjścia jest brief. Mimo że zazwyczaj dostaję bardzo dużą swobodę działania, to jednak są jakieś ramy. Produkt, usługa czy lokalizacja to obszar, w którym mogę się poruszać. To też mi pomaga. Ukierunkowuje moje myśli czy działania kreacyjne. Przede wszystkim inspiruje mnie lokalizacja. Jeśli widzę jakąś fajną halę fabryczną czy piękny hotel albo salę pałacową, to dość łatwo mogę sobie wyobrazić, co bym chciał tam zaplanować, jaka historia mogłaby się rozegrać w konkretnej lokalizacji. Często zdarza się, że pomysły, które wymyśliłem by zrealizować je prywatnie, da się przenieść do kampanii komercyjnych. Korzystając z tego, można podczas realizacji projektu połączyć sferę kreacyjną z komercją. To mi w fotografii najbardziej odpowiada. Spełnianie się artystycznie poprzez działanie komercyjne. Zawsze słyszałem, że jest to niemożliwe. Pytano mnie, czy jestem fotografem artystą czy fotografem komercyjnym. Zawsze odpowiadam, że po prostu robię swoje.

W Twoich zdjęciach podoba mi się to, że rzeczy czy osoby, które na pozór mogłyby tak nie wyglądać, nabierają nowego wyrazu. Pamiętam zdjęcia z kolekcji Bizuu, gdzie cukierkowe i słodkie kreacje w wersji czarno-białej stają się innymi projektami. Kalendarz z pracownicami Rossmanna również zachwyca. Gdybym nie przeczytała, że modelkami są panie na co dzień sprzedające kosmetyki w sieciówce, nie uwierzyłabym, że to nie są profesjonalne modelki.

Jeżeli chodzi o Bizuu to bardzo przyjemnie wspominam tą współpracę. Dziewczyny (Blanka Jordan i Zuzanna Wachowiak) dały mi dużo wolności i pozwoliły na swobodę tworzenia. Kierunek był dość prosty – przełamać cukierkowość projektów. Powstało zderzenie ich stylu z moim stylem i myślę, że to całkiem fajnie zagrało. Jedno zdjęcie szczególnie lubię – dziewczyna zawieszona na drzwiach. Wykręcone pomysły mają podwójną moc.

Fot: Szymon Brodziak

Z Rossmannem to była inna historia i chyba jedno z najprzyjemniejszych zleceń ubiegłego roku oraz ciekawe doświadczenie dla mnie jako fotografa. Najczęściej pracuje się z profesjonalistami, a tutaj był to troszkę eksperyment socjologiczny, który polegał na tym, że trzeba było wybrać z kilkuset dziewczyn z całej Polski. Największy problem to czas – masz tą godzinę i musisz być pewien, że zrobisz dwa zdjęcia, które ukażą się w kalendarzu. 60 minut to jest w ogóle niewiele w takich warunkach z modelką. Tutaj mieliśmy dwa dni zdjęciowe, 14 dziewczyn – 7 na każdy dzień, czyli mega intensywny harmonogram pracy. Myślę, że było to spontaniczne działanie, a efekty usatysfakcjonowały obie strony.

Fot: Szymon Brodziak

Nie bałeś się nieprofesjonalności? Pytań typu – co mam zrobić z rękami?

To są naturalne pytania i trzeba te osoby jakoś poprowadzić. W relatywnie krótkim czasie sprawić, by czuły się swobodnie. Bardzo fajnie, że mieliśmy możliwość wejścia na dach sidziby główniej Rossmanna, bo to też wprowadziło dodatkowy element oddechu, zabawy, spontaniczności. W przestrzeni studyjnej też było OK. Zawsze mówię, że nie ma złych modelek czy osób do fotografowania. Wszystko jest kwestią tego, jak podejdziesz do tematu i w jaki sposób spróbujesz wyciągnąć z osoby coś wyjątkowego.

A które ze zdjęć jest Twoim ulubionym?

Każda sesja wiąże się z jakimiś emocjami, wspomnieniami. U siebie w domu mam zdjęcie kobiety-kwiata, czyli to otwierające wystawę w Leica Gallery. Zdjęcie zrobione w sumie po nic, tak po prostu dla zabawy. Zarazem pierwsze z warszawskiej wystawy, które zostało sprzedane w edycji 1/1 do prywatnej kolekcji.

Jeśli pytasz o oglądanie, lubię ostatnio dosyć „wyciszone” zdjęcia, np. dwie kobiety na molo czy kobietę na drzewie. Spokojne obrazki. Natomiast jeśli pytasz o robienie zdjęć, to najbardziej lubię wymyślać takie, które mieszają w głowie. Pokazują jak najmniej nagości wprost, ale prowokują, pobudzają wyobraźnię. To jest fajny punkt odniesienia, percepcja zależy od tego, co kto ma w głowie. Myślę, że takie zdjęcia, które prowokują do wymiany zdań, myślenia i powodują, że jest wiele różnych opinii, są najlepsze. Chociaż same w sobie są niczym wielkim, to powodują, że wzbudzają w ludziach emocje jak np. dziewczyna osadzona na skrzydle drzwi. Gdy patrzymy na taki obraz, jakiś impuls uruchamia nasze własne projekcje i powoduje dziwne jazdy w głowie.

Twoją pierwszą modelką była twoja żona. Robisz jej nadal zdjęcia?

Tak.

Jest Twoją ulubioną modelką?

Szczerze to nie. (śmiech) Główne z tego względu, że jest niepokorna i wie, że może pozwolić sobie na wiele na planie i trudno mi nad nią zapanować. Bez wątpienia jest moją najważniejszą modelką. Dlatego też jest na okładce albumu i jej dedykuję całą tą publikację. Właśnie jedno z tych niedawnych zdjęć zrobionych w zeszłym roku – kobieta-kwiat to Ania. Czasami angażuję ją do swoich prywatnych, a czasami do komercyjnych projektów. To dzięki Ani w ogóle robię zdjęcia i można powiedzieć, że to dzięki niej w ogóle cokolwiek osiągnąłem.

Studiowałeś ekonomię, prawda? Założyłeś tam kółko fotograficzne. Jak to się potoczyło dalej?

W tym czasie „chodziłem” już z Anią i interesowałem się fotografią w zakresie portretu i aktu, ale była to bardziej zabawa z aparatem. Bardzo zależało mi, żeby rozwinąć pasję.

Nie wiedziałem za bardzo, co chciałbym w życiu robić, więc poszedłem na ekonomię i stwierdziłem, że na pewno mi się w przyszłości przyda. Żeby urozmaicić sobie życie studenckie, wraz z innymi studentami udało nam się stworzyć kółko fotograficzne i poznać tajniki fotografii analogowej. Sentyment do tego typu fotografii bije z moich czarno-białych obrazków. Mieliśmy bardzo dobrego nauczyciela Jacka Świderskiego, który nie tylko nas uczył, ale też motywował do robienia wystaw. Dało mi to przedsmak, czym może być fotografia, a także uświadomiło, że robienie zdjęć może być sposobem na życie, przepustką do niesamowitych światów. Wciągnęło mnie to i zrobiłem swój pierwszy cykl. Zdjęcie z okładki z rybą jest z mojego pierwszego wymyślonego autorskiego cyklu „Esc” o zniewolonych kobietach wyzwolonych. Później starałem się wysyłać zdjęcia na konkursy. Przeważnie nic nie wygrywałem (śmiech), ale co jakiś czas były jakieś sygnały, że warto iść ta drogą np. nagroda Johnnie Walker Keep Walking Award. To był mega ważny sygnał, że jednak powinienem rozwijać pasję. Długo by opowiadać o momencie, w którym stwierdziłem, iż będę utrzymywał się tylko z fotografii. Po drodze zakładałem firmę, byłem asystentem, robiłem śluby, pracowałem w agencji reklamowej… Wszystko co się da. Myślę, że w tym wszystkim najważniejsza jest konsekwencja w budowaniu portfolio. Wiadomo, że czasami trzeba zrobić nieciekawe lub mało artystyczne zlecenie, żeby przeżyć. Ważne czy będziesz się tym chwalić czy włożysz do szuflady. Ta konsekwencja jest istotna, bo później to nie ty szukasz zleceń. Zlecenia szukają Ciebie. Takie, które są w twoim klimacie. Nie rozmawiasz z klientem o tym, czy zdjęcia mogą być czarno–białe i czy może być jazda. Wiadomo, że mają być czarno–białe i że ma być jazda.

Myślę, że nikt nie przyjdzie do Ciebie po kolorowe, bazarowe zdjęcia.

To czasem się zdarza (śmiech). W każdym razie, kiedy prowadzę warsztaty z fotografami, mówię im: bądźcie konsekwentni.

Konsekwencja popłaca. To Twoja 21 wystawa.

Naprawdę? June mi to powtarza – rób małe, duże wystawy, eventy, gdziekolwiek się da. Nie można czekać aż do drzwi zapuka np. Leica Gallery i zapyta – może zróbmy wystawę? Trzeba dzielić się swoją twórczością, wysyłać swoje prace na konkursy, pokazywać zdjęcia gdzie się da, nie tylko w internecie, ale także w 'realu’. To w końcu zaowocuje.

Wywstawa Szymona Brodziaka w Leica Gallery trwa do 15 marca. Zapraszamy na Mysią 3!

_________

 

Brodziak Fanpage http://www.facebook.com/SzymonBrodziakPhotography

Official Portfolio http://www.szymonbrodziak.com 

Backstage Films http://vimeo.com/szymonbrodziak

Brodziak Gallery http://www.facebook.com/BrodziakGallery

ZOSTAW ODPOWIEDŹ