Po prostu Masza

Masza jest Rosjanką mieszkającą w Polsce. Robi doktorat, uczy Polaków rosyjskiego, pokazuje naszym rodakom piękno swej ojczyzny. Skupia się na tym, co łączy, a nie dzieli. Była inicjatorką protestów pod ambasadą Rosji, kiedy wybuchł trwający wciąż konflikt. Miłośniczka kultury żydowskiej, fanka Gagarina, jeździ na hulajnodze i zaraża wszystkich wkoło swym pozytywnym nastawieniem do świata i ludzi.

facebook.com

Lubisz Warszawę?

Bardzo, Warszawa jest moją miłością. Zawsze tęskniłam za dużym miastem. Gdy  mieszkałam w Siedlcach, trochę się dusiłam tam. A później przeprowadziłam się do  Warszawy i to miasto, które dla siebie odkrywałam, zauroczyło mnie. Warszawa mnie strasznie wzrusza tym, że ma w sobie takie niewidzialne miasto. Jest w tym swoim zniszczeniu i w tym sposobie odbudowania taka bezbronna i wzruszająca. Bardzo lubię Warszawę i cały czas o tym mówię i chyba w żadnym innym mieście nie czuję się tak dobrze, jak tutaj.


Pochodzisz ze Smoleńska – ile jest prawdy w micie o smoleńskiej mgle?

To prawda, mgła jest cały czas, Smoleńsk jest z tego znany. Miasto jest położone między wzgórzami i stąd te właśnie mgły, które tam cały czas zalegają.


A jak mieszkało Ci się w Moskwie?

Moskwa jest miastem, które bardzo motywuje do działania, z tym że ciężko tam się żyje pod pewnymi względami. Na przykład dojeżdżałam na uczelnię godzinę metrem z jednego końca na drugi. Ale jest w Moskwie coś, co mnie przyciąga.


Nie wykluczasz powrotu do Rosji?

Na pewno nie do takiej Rosji, która jest teraz. Ja mam wrażenie, że takiej Rosji, do której ja tęsknię, i do której chciałabym wrócić, już nie ma. W tym roku nawet miałam taki pomysł, żeby wrócić, przynajmniej na jakiś czas. Ale jednak na razie się nie zdecydowałam na taki krok. Nie wiem, czy dałabym radę, czy odnalazłabym się. Wydaje mi się, że w Rosji stało się teraz coś tak niedobrego, chodzi mi o atmosferę, o głowy ludzi, o to, co myślą, mówią, czują. Tak jakby nie była to już moja Rosja. Mam czasem takie wrażenie, że ktoś tę moją Rosję ukradł. Wracam tam do kraju i niby wiem, że jest to mój kraj, a potem słyszę, co mówią ludzie na ulicach i wiem, że to nie jest to…


Myślisz, że to kwestia pewnego mitycznego obrazu, który sobie utworzyłaś będąc tutaj – może z tęsknoty, czy coś się naprawdę stało z tymi ludźmi? Może ta obecna sytuacja wyzwoliła w nich takie postawy?

Zawsze pewnie jest tak, że będąc na emigracji tęskni się za jakimś wyobrażeniem swego kraju, może nieco mitycznym. Ale teraz okazuje się, że to społeczeństwo, które w swej zdecydowanej większości, w ponad 80% popiera wojnę i człowieka, który ją sprowokował. I  to jest niesamowicie niepokojące.


A to da się na co dzień odczuć, że większość Rosjan popiera wojnę?

Dopóki nie zacznie się rozmawiać o wojnie i polityce jest ok, bo generalnie wszystko wygląda normalnie – nie ma czołgów na ulicach. Zdarzenie, które zaważyło na tym, że  do  takiego kraju nie wracam, miało miejsce w Petersburgu. Kiedy spacerowaliśmy ze  znajomymi w Ogrodzie Letnim, przy cerkwi, przy której kiedyś został zamordowany car rosyjski, zobaczyliśmy prawosławną procesję z okazji rocznicy mordu na ostatniej carskiej rodzinie. Wśród maszerujących były flagi Donieckiej Republiki Ludowej. Byli tam też ludzie w moim wieku, co było dla mnie strasznie dziwne i szokujące. Były starsze, inteligentne panie w kapeluszach i one też z tymi flagami szły.


Czy jest w waszym kraju taka propaganda na co dzień, w taki sposób wychowuje się dzieci i młodzież?

Ja akurat chodziłam do szkoły w latach 90tych, to były czasy Jelcyna, to był taki oddech wolności. W szkole uczyli nas np. o Katyniu. Smoleńsk zresztą leży bardzo blisko Katynia i  my jeździliśmy tam. W książkach też były informacje o Sowietach, którzy rozstrzeliwali Polaków, uczyliśmy się też o 17 września i dla mnie to było wielkie odkrycie. Pewnie moi starsi bracia jeszcze się o tym nie uczyli w szkołach, a nam powiedziano, że podzieliliśmy Polskę i każdy musiał sobie z tym wszystkim, z tą wiedzą, poradzić jakoś psychicznie. Trzeba było przyjąć to do siebie, że jesteśmy nie tylko narodem, który wyzwala, ale że było również odwrotnie, że to my zaczęliśmy. Ale z drugiej strony moje pokolenie też było wychowane na Dniu Zwycięstwa, dla mnie to też jest ważna data. Jak przyjechałam do Polski, to w takich chwilach, gdy mocno tęskniłam za Rosją, oglądałam Paradę Zwycięstwa. Czułam wtedy dumę. A w tym roku już jej nie obejrzałam.


Ludzie w Twoim wieku inaczej postrzegają Putina i jego politykę niż starsze osoby, czy raczej nie ma takiej pokoleniowej różnicy?

Raczej nie ma takiej różnicy. Kiedy było zorganizowane referendum na Krymie, i kiedy ja  tu w Warszawie protestowałam pod ambasadą, to pisali do mnie moi znajomi z Rosji, którzy siedzieli ze mną w jednej ławce albo chodzili razem na studia. Pisali, że mam wyprany mózg przez polską propagandę, że nie rozumiem, jakie zagrożenie niesie dla nas USA. Także raczej nie jest to sprawa pokoleń, może bardziej wychowania, sama nie wiem czego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ