Palisz? Zostań po godzinach!

Nie od dziś wiadomo, że palenie doskonale służy integracji w pracy. To na „dymku” poznaje się najświeższe firmowe plotki, wymienia wrażeniami z weekendu i najważniejsze – pozwala to robić sobie dłuższą przerwę, praktycznie co godzinę. Niepalący, chcąc nie chcąc, czują się nieco dyskryminowani. Ma się to zmienić.

http://th04.deviantart.net/

Osoba paląca „na papierosie” spędza 45 minut dziennie. Te 45 minut dziennie daje w skali roku 20 dni roboczych. A to już nie tak mało dla pracodawcy  mówiła w TOK FM Dorota Mierzejewska z Ośrodka Badań nad Nikotynizmem. Co można zrobić, żeby wyrównać te braki? Niektórzy pracodawcy już znaleźli sposób – każą zostawać palaczom po godzinach.

Osoby palące są coraz częściej uważane za mniej efektywnych pracowników, niż te, które są przeciwnikami dymu. Można się z tym zgodzić. Palacz łatwo się rozprasza, często zostawia projekt w proszku i wymyka się na dymka. Osoby palące od zawsze miały więcej swobody w firmach. Standardowo pracownicy nie mogą tak dowolnie dysponować swoim czasem i ustalać częstych przerw. Jednak wystarczy, że zamacha się recepcjonistce paczką Marlboro, a ona wzrokiem pełnym zrozumienia, skinie głową w stronę drzwi wejściowych. Rytuał wychodzenia na papierosa nie ogranicza się oczywiście do samego aktu palenia. Palacze wychodzą grupami, nie ma ich 5, czasem nawet 15 minut. Śmieją się, wymieniają spostrzeżeniami, a ich pogawędki mało mają wspólnego z projektami strategicznymi firmy. Osoby, które nie palą, nie mają wymówki, żeby po kilka, kilkanaście razy dziennie odrywać się od pracy. A mają poczucie niesprawiedliwości.

Osoby palące, są przyzwyczajone do częstego odrywania się od pracy. Nawet jeśli nikotynowe przywileje zostają ukrócone w korporacji, organizm palacza nie jest w stanie przestawić się na tryb praca ciągła, skoro do niedawna mógł liczyć na kilka minut wytchnienia praktycznie co kilkadziesiąt minut. W lepszej sytuacji są ci, którzy palenie rzucają. – Jeżeli już uda im się rzucić, to nadal przyzwyczajenie wzywa je na przerwę, ale będzie to przerwa dużo bardziej efektywna, bo nie wymuszona nałogiem, ale taka, która sprawia, że człowiek może wyjść na taras, odetchnąć świeżym powietrzem, przemyśleć, co robił przez poprzednie godziny, i usiąść do pracy z nowym zapałem  stwierdziła w TOK FM Magda Małecka z firmy szkoleniowej RedHat.

Szeroko propagowane kampanie antynikotynowe znalazły duży odzew w korporacjach. Niedługo może okazać się, że w formularzu aplikacyjnym, będzie trzeba wymieniać swój nikotynowy nałóg. Czy palenie może być przeszkodą, gdy ktoś dopiero stara się o pracę? Wydaje się to niemożliwe, zwłaszcza, że wychodzenie na papierosa jest wpisane w pewien sposób w naszą kulturę pracy. Cieszą się z tego głównie niepalący, którzy są bardzo wyczuleni na punkcie rzekomego faworyzowania spotkań na dymku. Zarówno pod względem zawodowym, jak i towarzyskim. Niepalącego raczej nie zaprasza się na wspólne dysputy przy popielniczce. Nawet jakby tak było, pewnie by nie przyszedł. Rozmowy w chmurze dymu to specyficzny rodzaj interakcji.

Za kijem (czyli zakazami palenia) powinna iść przysłowiowa marchewka w postaci programów antynikotynowych. Pracownicy muszą mieć jakąś zachętę do zmiany. Jeśli już firma decyduje się na zamknięcie palarni, to powinna zaproponować pracownikom program wychodzenia z uzależnienia. Tak, żeby to ograniczenie było stopniowo przez nich coraz mniej odczuwalne.

Trzeba jednak uciekać od krzywdzącego generalizowania palaczy. Niektórzy pracodawcy wychodzą z założenia, że skoro ktoś nie potrafi wygrać z nałogiem, nie będzie w stanie dobrze bronić interesu firmy, wygrać przetargu czy przepchnąć projektu, bo rzekomo „brakuje mu silnej woli, samozaparcia”. Takie podejście jest bardzo krzywdzące. To tak samo,  jakby dyskryminowało się osoby otyłe, bo nie są w stanie konsekwentnie przestrzegać diety. Nie ma to nic wspólnego z motywacją i zapałem do pracy.

Katarzyna Mierzejewska, tok.fm

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ