Kino postmodernistyczne AD 2014

Szarobury listopad potrafi dać się we znaki. Kiedy zimne poranki zlewają się w niekończące się wieczory, warto pomyśleć o ratunku przed narastającą apatią. Wyjątkowo skutecznym i przyjemnym na to sposobem jest przełamanie jej odrobiną chaotycznego i pełnego wdzięku kina postmodernistycznego, które w tym roku znów zaskoczyło świeżością, przenikliwością i prowokacyjnym, wybijającym z intelektualnej rutyny przekazem. Tak czy inaczej, to dobra okazja, by nadrobić zaległości.

lifestylebucket.com 

Rok 2014 był szczególnie owocny dla polskich wielbicieli filmów Petera Greenawaya, którego przewrotny erotyk „Goltzius and the Pelican Company” dwa lata po premierze wreszcie ukazał się w naszych kinach. Dramat ten, przedstawiający historię z życia holenderskiego rysownika Henrika Goltziusa, stanowi drugą część trylogii „Holenderscy mistrzowie”, zapoczątkowanej obrazem z życia Rembrandta, a mającej zostać zwieńczoną biografią Hieronima Boscha. Poza tym, że Greenaway jak zwykle zachwyca „malarskością” swoich filmów i przemieszaniem wszelkich konwencji, daleko wykraczających poza świat filmu, tym razem w sposób jeszcze bardziej prowokacyjny zwraca się w stronę ludzkiej seksualności, przekraczając ostateczne granice tabu i zrównując sferę sacrum i profanum. Dość powiedzieć, że główny bohater filmu przybywa na dwór margrabiego Alzacji, by prosić go o sfinansowanie drukarni, w której mogłaby powstać unikatowa, ilustrowana wersja Starego Testamentu, zawierająca pięćdziesiąt erotycznych scen. Cała sytuacja rozwija się w kierunku podjęcia wraz z trupą teatralną Pelican Company pewnego ociekającego perwersją i nie stroniącego od dewiacji seksualnych przedsięwzięcia, które z kolei wywołuje oburzenie na dworze margrabiego i zarazem demaskuje jego rosnącą hipokryzję.

 

Kolejnym wysmakowanym filmem z elementami estetyki postmodernistycznej, który na początku tego roku zagościł w naszych kinach i który z pewnością nadaje się na jesienny wieczór filmowy we dwoje, jest uhonorowana Oscarem za najlepszy scenariusz oryginalny produkcja Spike’a Jonze’a „Ona”. Tym razem reżyser, znany również z takich filmów jak „Być jak John Malkowich” czy „Adaptacja”, opowiada historię z niedalekiej przyszłości, w której furorę robią inteligentne aplikacje zaspokajające emocjonalne potrzeby ludzi. Głównym bohaterem filmu jest samotny pisarz, który stopniowo zakochuje się w oprogramowaniu swojego komputera i z zaskoczeniem odkrywa, że jego uczucia zostają odwzajemnione. Nieprawdopodobne? Jonze z dużą dozą przenikliwości stawia współcześnie palące pytanie o to, w którym momencie nośnik inteligencji może zostać nazwany czującą osobą, a także czy czeka nas osamotnienie w świecie, w którym duża część społecznych interakcji zostaje przeniesiona do sieci.

 

Filmem, który zagwarantuje sporą dawkę nieco mniej poważnej rozrywki, jest bajkowa komedia kryminalna Wesa Andersona pod tytułem „Grand Budapest Hotel”, która pojawiła się w naszych kinach wiosną tego roku. Anderson wzbija się na wyżyny swoich umiejętności, prezentując inteligentną i pełną barokowego przepychu opowieść o przyjaźni, walce o pieniądze, straconej na zawsze przeszłości i młodzieńczej miłości, a wszystko to podszyte ironicznym humorem, erotycznymi smaczkami, czy nawet scenami godnymi najkrwawszego horroru. Główny bohater, którym jest legendarny konsjerż hotelu umiejscowionego w fikcyjnym państewku o wdzięcznej nazwie Zubrowka, osoba o nienagannych manierach i niezbyt restrykcyjnej moralności, pewnego dnia dziedziczy warty fortunę obraz, który staje się dla niego przyczyną wielu kłopotów. Jeśli dodać do tego drastycznie pogarszającą się sytuację na kontynencie europejskim, wydaje się, że jedyną osobą, na którą może liczyć, jest jego wierny podwładny, Zero.

 

Nie szkodzi, jeśli nie odpowiada nam ciepła i symetryczna estetyka produkcji Andersona – tegoroczna druga część kultowego już filmu Sin City jest nie mniej emocjonująca, no i nie pozostawia wątpliwości co do swoich komiksowych i odsyłających w dalekie zakątki popkultury inklinacji. Piękne kobiety, źli gangsterzy, wybuchy i przenikliwe spojrzenia, słowem – wszystko, co sprawia, że krew szybciej zaczyna krążyć w żyłach, w dodatku oprawione w estetycznie drapieżny, czyli pociągający pakunek opowieści z Miasta Grzechu. Choć pierwsza część filmu posiadała dodatkowy atut, jakim był efekt zaskoczenia, ponowna wizyta w Sin City również nie powinna nikogo rozczarować.

 

Lidia Pustelnik

ZOSTAW ODPOWIEDŹ