Matka Polka w korporacji
Pracują w dużych, ogólnopolskich firmach. Ich największym marzeniem było osiągnąć sukces, ale nie przypuszczały, że będzie okupiony tyloma wyrzeczeniami. Mają szeroki zakres obowiązków i mało czasu dla siebie. Oddają się pracy w całości. Wiedzą, że w przyszłości nie chcą robić tego, co teraz. Pragną oddać się rodzinie i mieszkać w małych miasteczkach. Chociaż dziś kobiety chcą być niezależne i zarabiać swoje pieniądze, zawsze znajdzie się wśród nich wyjątek, potwierdzający regułę.
Wyścig z czasem
– Na początku podobało mi się to, że pracuję w wieżowcu, muszę się ładnie ubierać, zawsze być elegancka. To na prawdę robi wrażenie na dziewczynie z małego miasta, która przyjeżdża do Warszawy i zaczyna pierwszą pracę. I to w takim miejscu – opowiada Julia, która jeszcze miesiąc temu pracowała dla jednej z największych firm telekomunikacyjnych.
Jej dzień zaczynał się o 6.20. Wtedy budziła się, robiła śniadanie, obiad do pracy, ubierała się, malowała i wychodziła. W zimie za oknem było jeszcze ciemno, kiedy podjeżdżał jej tramwaj. Przez kilka tygodni zaczynała o 8.00, ale pracowała za stawkę godzinową, więc postanowiła przychodzić godzinę wcześniej. Tyle ile przepracowała – tyle zarobiła. Często zostawała w biurze ponad 12 godzin. Od czasu do czasu przychodziła później, ale do domu wracała po 23.00. Spotkania ze znajomymi stały się rzadkością, bo wolnego czasu miała bardzo mało. W domu chciała odpocząć w ciszy, bo na nocne imprezy nie miała siły. Podobna sytuacja trwała przez pół roku.
– Zaczynałam od najniższego stanowiska, od najniższej stawki. Pracowałam na umowę zlecenie, nie miałam szans na podwyżkę, ani na awans. Pracowałam tam ponad rok, a żeby coś zmieniło się na lepsze musiałam czekać jeszcze kilka miesięcy. To też nie było zbyt pewne – opowiada dziewczyna.
Po kilku miesiącach Julia awansowała na wyższe stanowisko, ale był to awans poziomy. Przybyło jej dużo obowiązków i była odpowiedzialna za więcej spraw. Zarobki stanęły jednak w miejscu i nic nie wróżyło, żeby miesięczna wypłata wzrosła. Nie był to jednak jedyny minus jej pracy.
– Najgorsze były układy, podział na tych, którzy są wyżej i niżej. Nie chodzi o stanowiska, bo wiadomo, że wszędzie jest hierarchia, tu chodziło o coś innego. Pracowała ze mną jedna dziewczyna, miałyśmy razem szkolenie wprowadzające. Po roku ona dostała wyższe stanowisko. Żeby była wygadana i inteligentna to nie dziwiłabym się tak bardzo. Ale miała mniej obowiązków niż ja, obsługiwała trzy linie, a ja 12. Skoro awansowała, to chciałabym wiedzieć dlaczego. Ale tego nikt się nie dowie, możemy się tylko domyślać. Dobre układy z szefem to podstawa. Wiadomo jakie układy. Dlatego stamtąd odeszłam. W dzień wypowiedzenia byłam blada, zestresowana jak nigdy w życiu i szczuplejsza o 10 kilogramów – podsumowuje Julia.
Spokojna praca, dom, mąż i dzieci to raczej rzadkie marzenia, może poza pierwszym. Współczesne kobiety chcą być niezależne, wolne, odnosić sukces za sukcesem, najlepiej zawodowy. Tradycyjny model rodziny odchodzi powoli w zapomnienie – nie jest już szczytem spełnienia. Łatwiej utrzymać psa, niż dziecko. Nie sprawia tyle problemów, a daje poczucie bezpieczeństwa i wypełnia samotność.
– Chciałabym założyć działalność i pracować dla siebie. Zainspirował mnie mój chłopak, który o tym myśli. Na razie szukam innej pracy, byle była na lepszych warunkach i aby atmosfera nie była tak ciężka jak w poprzednim miejscu. Mogę być nawet recepcjonistką, ale chcę mieć pewny i stały zarobek, żadnego kopania pod sobą dołków. Kiedy przyjdzie czas na dzieci? Jeszcze niedawno w ogóle o tym nie myślałam, dziś mogłabym już nadać im imiona. Ale poczekam jeszcze do trzydziestki, taki mam plan. Chcę założyć rodzinę i mieć coś pewnego w swoim życiu, coś stabilnego, do czego i do kogo będę mogła wracać. Teraz jestem szczęśliwie zakochana. Praca to tylko dodatek do rodziny, a nie odwrotnie – dodaje.
Domek na Mazurach
– Nie pracuję długo w korporacji, ale jeśli chodzi o ludzi, to nie spotkałam się z dużą nieuprzejmością. Wszyscy po prostu są ode mnie starsi, mają swoje tematy, a ja chyba tam nie pasuję. Panuje też nerwowa atmosfera. Poza pracą zostaje mało czasu na cokolwiek, co przekłada się to na stres, który towarzyszy mi każdego dnia – tak Kinga opowiada o tym, czym zajmuje się na co dzień – pracuje w ogólnopolskiej grupie medialnej.
Do jej obowiązków należy utrzymywanie kontaktów z klientami, wysyłanie ekip na plany zdjęciowe i uzupełnianie bieżącej dokumentacji. Do tego, trzy razy w tygodniu spotyka się z producentami, przygotowuje oferty i musi być w stałym kontakcie telefonicznym z pracodawcą. Zaczyna pracę o 9.00, ale pomimo ustalonej godziny wyjścia, nie może opuścić biura, dopóki nie wywiąże się ze wszystkich obowiązków. Często też podróżuje, nawet kilka razy w miesiącu. Na życie towarzyskie zostaje jej niewiele czasu, ale stara się spotykać ze znajomymi w weekendy.
– Jeśli chodzi o korporację, to trzeba być stworzonym do pracy w takim otoczeniu. Nie każdego przekona taka forma. Podobają mi się małe miejsca – mniej zobowiązań, mniejsza presja. To, że nadal pracuję w dużej firmie uświadamia mi, że nie jestem do tego stworzona – mówi Kinga.
Czemu zdecydowała się na pracę w takim miejscu? Jest ambitną dziewczyną, która chce osiągnąć w życiu jak najwięcej. Od zawsze pracowała w mediach, najpierw w radiu, później w telewizji. Były to małe, kameralne stacje. Kilku dziennikarzy, kilka materiałów do przygotowania w tygodniu. Miały siedzibę w niewielkim mieście, więc znała najważniejsze osoby, wiedziała z kim i o czym rozmawiać. Chciała jednak spróbować czegoś więcej, więc przyjechała do Warszawy kontynuować studia. Kilka miesięcy później wiedziała już, że praca dla dużego przedsiębiorcy nie jest spełnieniem marzeń. Po pierwsze – większy zakres obowiązków, luźno związanych z prawdziwym dziennikarstwem, po drugie – niskie zarobki i małe szanse na awans.
– W przyszłości planuję przenieść się do mniejszego miasta, pracować w mediach lokalnych. Wiem, że praca tam nie jest łatwiejsza, ale jest bardziej kreatywna, pozwala na realizację większej ilości pomysłów. W korporacji trzeba przestrzegać sztywnych norm, które są narzucone z góry. W mniejszych placówkach jest większa swoboda, chciałabym móc się realizować w takim miejscu. Chcę też oddać się rodzinie, mieć dom na Mazurach, z dala od zgiełku i spędzać wolny czas z dziećmi – opowiada dziewczyna.
W okresie PRL podział na pracujących mężczyzn i kobiety zajmujące się domem był normalnym zjawiskiem. Wychowanie dzieci było najważniejszym celem prawdziwej Polki. Rzadko zdarzały się odstępstwa od tej reguły. Współczesna kura domowa już nie nosi takiego miana. Jest kobietą oddaną rodzinie, ale pracującą na pełny etat w zawodzie. Staje się niezależna, zakłada własne miejsca pracy – kawiarnię, sklep, jednoosobową firmę. Stawia na stabilność i solidność, uciekając od niezdrowego wyścigu w wielkich korporacjach, którego i tak nikt nie wygrywa.
Ada Koperwas