Mania Mienia

Gdy idziesz swoją drogą do szczęścia, ciągną cię za oczy i uszy, krzyczą, przekonują i wciskają na siłę. Kup, zdobądź, posiądź, teraz, jakkolwiek, na kredyt, musisz to mieć. I nagle zauważasz, że brakuje ci czasu na życie.

ethicsalarms.com

„Usiłowanie, Mania mienia do znudzenia/ Już opromienia nam każdy dzień
I czy to mienie to cel/ Czy to mania pilnowania/ Byle było, byle mniej
Magia domniemań /Mania mienia rozpłomienieniem/Zaognieniem dla tylu chceń
Niedomówienie, nie mniej/Poniechaniem zakochania/ Może nawet kończyć się…”

Tak o konieczności posiadania pisał Andrzej Poniedzielski, a śpiewała Anna Maria Jopek na płycie Upojenie. Paradoksalnie, im więcej mamy, tym mniej – czasu. Próbowaliście kiedyś przeczytać instrukcję obsługi jakiegokolwiek urządzenia, które macie w domu? Przeważnie to lektura dłuższa niż suma stron czytanych przez Statystycznego Polaka w ciągu roku.

(Swoją drogą Statystyczny Polak to ciekawa postać. W zależności od tego, z jakiego badania się urodził, wygląda całkiem inaczej. Na przykład ma w portfelu cztery karty lojalnościowe. Najczęściej romansuje w Opolskiem, a najrzadziej na Podkarpaciu. A jego preferencje polityczne to prawdziwa kolejka górska: na każdym zakręcie obraca się do góry nogami).

Efekt jest taki, że i tak większość z nas nie czyta tych instrukcji. Regulaminy stron internetowych? Klikamy zawsze „akceptuję regulamin” z nadzieją, że nie było tam punktu o dobrowolnym i nieodpłatnym zrzeczeniu się jednej nerki.

Głupota? Skądże, zwykły instynkt samozachowawczy. Czytanie tego prawniczego bełkotu zajmuje za dużo czasu i zwyczajnie szkoda życia na opowieść o osobie fizycznej, która skutecznie aktywuje konto, zwanej dalej Użytkownikiem. Na szczęście, gdzieś istnieją ludzie z organizacji pozarządowych, którzy przegrzebują się przez te gąszcze i sprawdzają, czy nic nam nie grozi. Poważnie, za każdym razem kiedy wciskam „akceptuj regulamin” jestem im wdzięczny za najbliższe trzy godziny, które właśnie oszczędziłem.

A to tylko wierzchołek całej góry zjadaczy czasu. Tracimy go najwięcej, z powodu zwyczajnych przedmiotów. Na przykład: moi rodzice postanowili kiedyś nie pozbywać się książek. Bo to przecież „wiedza”, która kiedyś może się przydać. Dlatego wozili kilkanaście pudeł przy każdej przeprowadzce. W piwnicy pudła zajmowały wiele miejsca, więc żeby się dostać do innych gratów, trzeba było poświęcić czas na przestawianie ich z kąta w kąt. Wyjmowanie ich na półki, pakowanie w pudła, znoszenie do piwnicy etc etc, to wszystko zabierało ich cenne minuty, które są nie do odzyskania. Nawet starcie kurzu z półki wymaga wyjęcia z niej książek.

Efekt? Gdy w końcu dojrzałem na tyle, że zainteresowałem się słowem pisanym, okazało się, że trzy czwarte z tych pozycji można spokojnie wyrzucić. Po co mi podręcznik do chemii sprzed dwudziestu lat? Podręcznik dla kierowców z lat 80.? Serio? O fantastyka. Facet w rakiecie kosmicznej na obcej planecie słucha muzyki z taśmy…. Nie chyba nie chce mi się tego czytać. Oczywiście, w pudłach były też świetne pozycje. A moi rodzice odkładali książki w czasach, kiedy trudno było o towary, a Internet nie był jeszcze „Inter”. Ale jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, że ich zbieranie było błędem.

Co by było, gdyby zostawili tylko wybrane lektury? Na przykład klasyki literatury i ulubione pozycje. Mogliby oddać całą resztę do antykwariatu, kiedy miały jeszcze jakąś wartość. Zrobiliby mniej kursów przy przeprowadzkach i zaoszczędziliby. Pieniądze, czas i miejsce w piwnicy.

Zabawne, że ta „czasochłonność przedmiotów” nie znika nawet po śmierci ich właścicieli. Ostatnio porządkowaliśmy garaż w domu po pradziadku. Zdumiewające zbiorowisko różnorakich „przydasiów”. Śrubki, nakrętki, stara lodówka, przedpotopowe mydełka, kafle z pieca kaflowego. Samego złomu było 600 kg. „Przydasie” się nie przydały. I tylko żal tych trzech dni, które zajęło nam wyrzucenie tego wszystkiego.

Każdy przedmiot, który posiadamy, zabiera nam czas – najcenniejszą rzecz, jaką w życiu mamy. Tak naprawdę, im mniej mamy rzeczy, tym więcej mamy czasu na życie. Szczególnie teraz, w czasach, gdy problemem jest nadmiar wszystkiego. Poza tym większość dóbr materialnych irytująco szybko traci na wartości. Oczywiście są pewne wyjątki, ale antyki i inne bibeloty to temat na osobny felieton. Wniosek jest prosty- jeśli czegoś nie potrzebujesz, sprzedaj to, póki jeszcze możesz. Potem będzie za późno i zapłacisz tylko za wywóz śmieci. Im mniej masz, tym dłużej żyjesz.

Michał Mościcki

ZOSTAW ODPOWIEDŹ