Mam swoje pięć minut!

piietrasinska sporteuroSerial „Miłość na bogato” zyskuje co raz większą popularność. Dzięki niemu cała Polska dowiedziała się, że Warszawa daje „wielkie predyspozycje”, a jeśli się ciężko pracuje to można nawet zostać „twarzą rajstop”. Ku uciesze hejterów, to tylko przedsmak tego co jeszcze zobaczymy i usłyszymy w serialu. Co tydzień telewizja Viva TV odnotowuje osiemset tysięcy odsłon, a to naprawdę imponujący wynik, który jest miarą sukcesu komercyjnego. Dlatego można się śmiać i kpić, ale wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek dobrej passy producentów serialu. Największe kontrowersje wzbudza serialowa Monika, w której postać wciela się Monika Pietrasińska. Kim jest? Czy przejmuje się opiniami hejterów? Jaki ma dalszy plan na siebie? Jedno jest pewne – ona się dopiero rozkręca…

Paulina Ostapiuk: Jak trafiłaś do serialu „Miłość na bogato”?

Monika Pietrasińska: Do serialu trafiłam drogą castingową. Był nabór, z tego co wiem zgłosiło się bardzo dużo osób. Ktoś mi powiedział o castingu i postanowiłam, że spróbuję. Okazało się, że się spodobałam i tak dostałam tą rolę. Przez chwilę zastanawiano się czy obsadzić mnie w roli Marceli, czy Moniki. Ostatecznie okazało się, że moja aparycja bardziej pasuje do postaci Moniki.

Monika serialowa jest podobna do Moniki Pietrasińskiej?

Monika serialowa bez wątpienia jest zołzą. Czasami wcielając się w postać mojej bohaterki i pastwiąc się nad serialową Justyną myślałam: „Boże, ja nigdy bym tak nie postąpiła”. Monika dąży po trupach do celu, jest bardzo złośliwa i cyniczna. Prywatnie nie myślę o sobie w ten sposób. Nigdy nie dążyłam do wyznaczonych przez siebie celów za wszelką cenę. Czasami odpuszczam.

Monika to taka famme fatale. A Ty?

Czy famme fatale? Tak. Lubię to określenie. Można go użyć do mojej ogólnej charakterystyki.

Powiedziałaś, że nigdy nie zachowywałabyś się w stosunku do nikogo tak jak Monika do Justyny. Jest coś jeszcze przed czym Monika serialowa nie zawahałaby się, a czego Ty nigdy byś nie zrobiła?

Monika serialowa jest na tyle zdeterminowana, że by zostać w towarzystwie, o które tak walczy zrobiłaby wszystko. Dla niej dylematy natury etycznej w zasadzie nie istnieją. Oprócz tego jest dopingowana przez swojego partnera, który „na mieście” jest wielką szychą, więc czując za sobą przysłowiowe plecy nie cofnie się przed niczym. Monika patrzy na ludzi z góry, czuje się od nich lepsza. Ja nigdy nie myślę o nikim jako o gorszym ode mnie. Lubię znać swoje miejsce w szeregu, raczej się nie wychylam. Ja lubię ludzi, szczególnie tych, którzy są dla mnie życzliwi. Oczywiście jeśli ktoś mi zajdzie za skórę to potrafię pokazać pazury, ale nie szukam ku temu okazji.

A co lubisz w Monice?

No właśnie paradoksalnie chyba najbardziej lubię w niej tą determinację. Ona dobrze wie czego chce i ma odwagę po to sięgać. Jeśli sobie coś postanowi to na pewno to zrobi. Monika Pietrasińska czasami rezygnuje zanim w ogóle przystąpi do działania. Ale to pewnie wynika z faktu, że mam typowe ADHD. Ciągle przychodzą mi do głowy nowe pomysły, zawsze się gdzieś spieszę, mam tysiąc spraw do załatwienia. Czasami myślę, że fajnie byłoby gdybym występowała w dwóch egzemplarzach.

Serialowe bohaterki nie darzą Cię sympatią, a jak jest w realu? Lubicie się?

Oczywiście. W życiu prywatnym darzymy się sympatią, są to bardzo fajni ludzie. Zarówno chłopaki jaki i dziewczyny. Justyna w realu wcale nie jest taką sierotką jaką gra. To ostra babka w takim malutkim ciałku. Bardzo lubię takich ludzi. Oglądając „Top Model” od samego początku kibicowałam Marceli. Zaimponowała mi tym, że ma charakter. Tym bardziej jest mi miło, że mam okazję z nią pracować. Być może ekipa za mną nie przepada, nie tylko w serialu ale i w życiu, ale nikt mi tego nie okazuje.

Lubisz ludzi pewnych siebie, z tupetem?

Tak! Nie lubię przysłowiowych „sierot”. Imponuje mi pewność siebie i przebojowość. „Wyszczekani” ludzie mówią to co myślą, od razu wiesz z kim masz do czynienia. Ludzie na pozór spokojni i małomówni wiele rzeczy tłumią w sobie, przez co nigdy nie wiesz jakie tak naprawdę mają intencje. Sama jestem osobą „co w sercu, to na języku” i tego samego oczekuję od innych. W relacjach damsko-męskich nie wyobrażam sobie żyć ze spokojnym domatorem. Mój facet musi być „żywiołem”, musi umieć mnie poskromić, a to akurat nie jest łatwe (śmiech).

Masz takiego faceta?                                    

Hmmm. Czy mam? Powiem przewrotnie – status związku: to skomplikowane. To bardzo prywatna sfera, nigdy o tym publicznie nie mówiłam. Może niech to na razie pozostanie tajemnicą… Mogę powiedzieć tylko, że bardzo lubię niegrzecznych facetów i tacy mnie kręcą.

A facet musi być bogaty?

(cisza) Trudne pytania zadajesz. Jeśli mam być szczera to powiem, że musi mieć jakąś określoną pozycję zawodową, ponieważ jeśli jest człowiekiem na wysokim stanowisku, to oznacza, że jest przedsiębiorczy i ma tak zwany „łeb na karku”. Żeby w biznesie osiągnąć sukces trzeba być inteligentnym, kreatywnym, pewnym siebie, a ja lubię takich mężczyzn. Taki facet dobrze rokuje na przyszłość. Wiesz, że jeśli podejmiesz decyzję o założeniu rodziny to on będzie gotowy na to, by ją utrzymać. Dla mnie pieniądze równają się przede wszystkim poczuciu bezpieczeństwa. Poza tym mam świadomość tego, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jak mam płakać to wolę w Bugatti, a nie w „maluchu”… To jest bardzo przyziemna teoria, ale nikt mi nie wmówi, że pieniądze nie są w życiu potrzebne. Poza tym „kult pieniądza” najbardziej widoczny jest w dużych miastach. Warszawa, oprócz „wielkich predyspozycji” (śmiech) trochę psuje ludzi. Znam ludzi z różnych środowisk i widzę jak duże bywają skrajności. Z jednej strony bogacze, którzy gdyby mogli to wyłożyliby sobie dywanik z kasy, a z drugiej ludzie, którym musi starczyć do „pierwszego”.

Wyobrażasz sobie siebie w roli utrzymanki?pietrasinskaa sporteuro

Tak jak Monia serialowa. Byłam kiedyś w związku z mężczyzną, który do tego stopnia chciał mnie mieć tylko dla siebie, że zapewniał mi absolutnie wszystko. Za wszelką cenę starał się ograniczyć moje kontakty z otoczeniem, nie chciał, żebym pracowała. Skończyło się na tym, że pomimo wielkich wygód i dóbr jakie mi zapewniał zostawiłam go. Zaczęłam pracować na własne nazwisko, sama bez niczyjej pomocy i jestem z tego dumna. Często czytam o sobie w prasie, że nie wiadomo kto za mną stoi, że wszystko mam załatwiane po znajomości, co jest totalną bzdurą. Wszystko co udało mi się w życiu zrobić zawdzięczam pracy i szczęściu. W tej chwili robię czternastą rozkładówkę „Playboya” na świecie i nikt mi nigdy w tym nie pomógł.

No właśnie, bo Ty jesteś przede wszystkim fotomodelką, na swoim koncie masz sesję dla amerykańskiego „Playboya”. Czy to z modelingiem wiążesz swoją przyszłość, czy nadal szukasz pomysłu na siebie?

Pomysłów na siebie swego czasu miałam milion, w tej chwili ograniczyłam je do minimum (śmiech). Na pewno nie mogłabym pracować dla kogoś, to jest dla mnie droga nie do przejścia. Czy fotomodeling? Tak, bo to było moje pierwsze zajęcie, dało mi możliwości, pokazało mnie światu i z tego na pewno nie zrezygnuję. Teraz póki co skupiam się na aktorstwie, ponieważ bardzo mi się spodobało. Chciałabym pociągnąć to dalej. „Miłość na bogato” to serial stricte dla młodzieży, a mi marzy się udział w jakiejś poważniejszej produkcji, której targetem będą widzowie trzydzieści plus. W serialu, w którym obecnie gram nie mamy rozpisanych dialogów, głównie improwizujemy, dlatego bardzo bym chciała dostać prawdziwy scenariusz i zagrać postać zupełnie inną ode mnie.

Czy to znaczy, że coś się szykuje?

Na razie nie mogę zapeszać, dlatego nic nie powiem. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy ze sobą rozmawiać, więc jak przyjdzie czas to wszystko ci opowiem. Póki co cieszę się z tego co jest. Wszyscy traktują serial „Miłość na bogato” trochę pobłażliwie, wyśmiewając go, a okazuje się, że każdy odcinek w Vivie TV ma po osiemset tysięcy odsłon. To bardzo dużo, a myślę, że będzie jeszcze więcej.

Do tematu serialu za chwilę wrócimy, ale mnie bardzo interesuje dlaczego nie zostałaś w Stanach na stałe? Miałaś taką możliwość, a wróciłaś do Polski. Czy to znaczy, że w przeciwieństwie do większości polskich celebrytek nie marzy Ci się kariera za „wielką wodą”?

Nie. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że to nie jest takie proste jak się wszystkim wydaje. Takich dziewczyn, które tam przyjeżdżają ze wszystkich stron świata jest miliony. Przebić się przez tak dużą konkurencję to niełatwa sprawa. A nawet jeśli się uda, to pytanie na jak długo? Ja akurat byłam w bardzo korzystnej sytuacji, bo mogłam tam jechać „na gotowe”, w zasadzie tylko po to, by podpisać kontrakt, ale czy tego chcę? Tu mam rodzinę, przyjaciół, tam byłabym sama. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że kariera zawodowa nie jest tego warta. Poza tym myślę, że w polskim show-biznesie znajdzie się również miejsce dla mnie. Owszem, mentalność Polaków pozostawia wiele do życzenia, ale ja kocham ten kraj. Mam złą wiadomość dla wszystkich hejterów- zostaję tutaj, bo mam jeszcze wiele do zrobienia na rodzimym podwórku.

Zmagasz się ze stereotypem „ładnej, ale głupiej”?

Wiesz, ja w ogóle o tym nie myślę. Przestałam się tłumaczyć przed dziennikarzami, a już na pewno nie tłumaczę się przed ludźmi, których nie znam i którzy nie znają mnie. Nie będę próbowała niczego udowadniać, bo to tylko nakręca spiralę nienawiści. Robię swoje, czy to się komuś podoba, czy nie.

Czytasz plotkarskie portale?

W ogóle! I każdemu kto zaczyna karierę w show-biznesie powiem, żeby tego nie robił. Opinia ludzi, którzy nie mają nic mądrego do powiedzenia, jedynie wylewają swoje frustracje na innych, absolutnie nie powinna być traktowana poważnie. Aczkolwiek nie ukrywam, że jest to bardzo dołujące słyszeć najgorsze epitety pod swoim adresem, dlatego ja tego nie robię i nie zamierzam. Ci wszyscy hejterzy nawet nie wiedzą, że to dzięki nim mam pracę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ