Mam głowę pełną marzeń i planów

martyna4 text life4styleMartyna Wojciechowska – chyba nie ma w Polsce nikogo, kto by o niej nie słyszał. Podróżniczka, redaktorka, kierowca rajdowy, matka. Kobieta, która udowadnia, że jeśli naprawdę czegoś się chce, to wystarczy sił, by to zrealizować. Nam udało się zapytać Martynę, jak radzi sobie z łączeniem tych wszystkich zajęć, czy ma jakieś nieprzyjemne wspomnienia z podróży i jaki jest dla niej szczególny tatuaż, który posiada. Pytamy również o konkurs National Geographic Traveler, który trwa do 22 kwietnia. Zachęcamy, by się z nim zapoznać i wziąć udział.

Agnieszka: Jest Pani redaktor naczelną magazynów „National Geographic”, „National Geographic Traveler” i „Kaleidoscope”, prowadzi Pani program „Kobieta na krańcu świata”, odbywa Pani wiele podróży. Jest Pani również matką. To bardzo wiele zajęć, jak na jedną osobę, a podejrzewam, że nie wymieniłam wszystkiego. Jak Pani odnajduje czas na te zajęcia ? Czy tak intensywny tryb życia sprawia Pani radość ? W czym odnajduje się Pani najbardziej?

Martyna: Bycie mamą jest dla mnie największym wyzwaniem. Choć muszę przyznać, że nie jest mi łatwo pogodzić tak wiele obowiązków. Czasami mam takie wrażenie, że to jest wręcz niemożliwe. Ale mam dużo szczęścia, by współpracować z dobrymi pracownikami. Rzeczywiście zdarza się, że jestem bardzo zajęta. Kiedy kręcimy zdjęcia do „Kobiety na krańcu świata” i mamy chwilę przerwy, ekipa idzie odetchnąć, a ja w tym czasie przenoszę się na “drugi etat” i odpalam skrzynkę e-mailową, by zobaczyć nowe materiały, które maja pojawić się w magazynie National Geographic. Podobnie jest, gdy kładę się spać, po ułożeniu mojego dziecka do snu. Wtedy korzystam z chwili spokoju i czytam wszelkie dokumentacje i scenariusze do kolejnych odcinków programu.

W dużej mierze jest to kwestia dobrej organizacji, żeby to wszystko pogodzić, ale uważam, że to właśnie posiadanie dziecka nauczyło mnie ogromnej dyscypliny. Wcześniej nie byłam tak dobrze zorganizowana i nie umiałam skutecznie skupić się na wielu rzeczach, które  miałam do zrobienia a teraz szczęśliwie udaje mi się to od 6 lat, od narodzin mojej córki. Przytoczę dosyć znamienną kwestię, że dopóki nie urodziłam dziecka, udało mi się napisać jedna książkę. I uważałam to za wielki wyczyn! Jednak po narodzinach w jakiś sposób znalazłam czas, aby napisać kolejnych osiem!  

Czy udaje się Pani połączyć obowiązki zawodowe z obowiązkami macierzyńskimi?

Tak, ostatnio nawet postanowiłam zaangażować moją córkę w moja pracę i w rezultacie razem napisałyśmy książki „Zwierzaki świata” i „Dzieciaki świata”! To była również świetna okazja, aby porozmawiać z moim dzieckiem o problemach dzisiejszego świata, a dzięki temu przełożyć to na język dzieci i wydać w formie książki.

Czy bycie matką sprawia Pani największą przyjemność?

Chyba nie umiałabym tego porównać z innymi zajęciami. Chyba nawet bym nie chciała. Wydaje mi się, że najważniejsza jest równowaga w tym, co się robi. Dlatego staram się być dobra mamą – jeżdżę na krańce świata, gdzie ładuję akumulatory, a potem wracam z tych egzotycznych wyjazdów i zajmuję się takimi prozaicznymi rzeczami, jak zrobienie kanapek i odprowadzanie dziecka do przedszkola. Taka równowaga jest mi bardzo potrzebna.

Trwa 8. edycja Travelerów – konkursu, w którym wybrana zostanie m.in. najważniejsza podróż, wyczyn, inicjatywa społeczna i książka podróżnicza minionego roku. Póki co znamy nominowanych w 6 kategoriach. Czym kieruje się Kapituła i redakcja Travelera, wybierając nominacje i przyznając nagrody? Jakie cechy są najważniejsze, aby dostać tego „podróżniczego Oscara”?

Przyznajemy nagrody w kilku kategoriach, które rządzą się swoimi prawami. Ale zasada jest jedna – musi to być coś przełomowego i z konkretną ideą, która znajduje poparcie wśród naszych czytelników. Z reguły jest to dla nas ogromne wyzwanie, by wybrać tę jedną wśród tak wielu niesamowitych propozycji. Konkurs dotyczy ludzi, którzy zajmują się konkretnymi zajęciami gdzieś tam na krańcach świata zarówno w dziedzinach nauki szeroko rozumianej, jak i podróży, wyczynów czy też inicjatyw społecznych. Nie ukrywam, że większość tych osób znamy bardzo dobrze, ponieważ przychodzą do nas, by dostać patronat Travelera na ich podróż. Uważnie śledzimy ich zmagania z przygotowaniem się do wyprawy i samą realizacją. Magazyn bardzo intensywnie uczestniczy w tych procesach. Ale jako jury musimy dokonać  chłodnej selekcji tego, co w danym roku należy uznać za najważniejszy wyczyn czy za najważniejszą inicjatywę społeczną, która w jakimś sensie zmieniła nasze otoczenie. Natomiast w kategorii „Podróż roku” decyzję pozostawiliśmy naszym czytelnikom i to oni indywidualnie wybierają, co ich zdaniem było najciekawszym przedsięwzięciem roku.

Dlaczego uważa Pani, że warto podtrzymywać coroczną organizację konkursu „Travelery”? Jakie są zalety tego konkursu?

Osoby, które jeżdżą na kraniec świata i jest to dla nich ogromnym źródłem satysfakcji (a wie o tym grono najbliższych), należy wspierać i promować. Ci ludzie bardzo angażują się w swoje wyprawy, podejmując ogromny wysiłek trwający czasami wiele lat. Dla niektórych nagroda Travelera to ukoronowanie ich pracy i starań. Poza tym jest to ogromna inspiracja dla naszych czytelników, którzy dostrzegają, że mogą sami wziąć sprawy we własne ręce. Jako redakcja zauważyliśmy, że przybywa rokrocznie coraz więcej niesamowitych inicjatyw, które są realizowane w różnych zakątkach globu. Dlatego wierzę, że warto  ten konkurs co roku organizować.

martyna3 text life4styleSkąd czerpie Pani inspiracje i pomysły do pracy przy programie i nowych projektach?

Powiedziałabym, że inspiracje nas otaczają i nie muszę szukać tematów, ponieważ one same do mnie przychodzą. Dzisiaj przy takich możliwościach i dostępie do mediów jedna wzmianka, którą przeczytam w Internecie może sprawić, że zaczynam szukać dalej, głębiej i okazuje się, że to szalenie fascynująca historia. Historia, którą można by przedstawić w programie „Kobieta na krańcu świata” lub zrobić o tym materiał do National Geographic. Świat jest tak barwny i ciekawy, że naprawdę nie trzeba szczególnie się starać, żeby nawet każdego dnia natrafić na niesamowite i inspirujące ludzkie historie.

 Jakie jest Pani najpiękniejsze, a jakie najmniej przyjemne wspomnienie z podróży?

Trudno mi powiedzieć, co jest ciekawszym doświadczeniem – zdobycie szczytu, niesamowite spotkanie czy widok, który szczególnie zapadł mi w pamięć. Każda wyprawa jest dla mnie w jakimś sensie ważna. Jeśli chodzi o niemiłe doświadczenia, to nie skupiam się na nich szczególnie, ponieważ jest to część tego, co robię. Więc jeśli czasami gdzieś zdarzy się, że na przykład zostanę zatrzymana przez lokalną policję, to traktuję to jako część mojej pracy i konsekwencje z nią związane. Taką sytuację miałam chociażby podczas realizacji 5. sezonu „Kobiety na krańcu świata”. Cała nasza ekipa została po prostu zamknięta w lokalnym więzieniu na czas wyjaśnień. Wszystko skończyło się dobrze, ale nie była to raczej codzienna sytuacja. Dziś jednak mogę wspominać to z uśmiechem.

Ma Pani tatuaże. Czy są wśród nich takie, których Pani żałuje ? Czy jest wśród nich szczególnie dla Pani ważny ?

Wszystkie moje tatuaże są dla mnie ważne – w innym wypadku bym ich nie miała. Każdy z nich zrobiony został z pełnym przekonaniem. Natomiast szczególny dla mnie tatuaż zrobiła mi jedna z bohaterek 4. serii naszego programu „Kobieta na krańcu świata”, Maria Jose Cristerna, mieszkanka Meksyku. W trakcie programu wytatuowała mi nad kostką prawej nogi różę wiatrów. Bardzo dobrze to wspominam.

Czy ma Pani jeszcze jakieś marzenia i plany, których Pani nie spełniła? Czy są wśród nich takie, których nie da się spełnić?

Mam nieustająco głowę pełną marzeń i planów. Wielu pewnie nie uda się spełnić, ale to jest już kwestia wyborów, których dokonuję. Gdy zdobywałam Mount Everest, byłam przekonana, że dalej będę się wspinać w górach wysokich i że będzie to bardzo ważna część mojego życia. Rok później zaszłam w ciążę i choć udało mi się jeszcze kilka szczytów zdobyć, to niestety już nie mogę pozwolić sobie na wyprawę na ośmiotysięcznik, która trwa dwa miesiące. Ale nie żałuję tego. Ustaliłam zasady, że nie wyjeżdżam z domu na tak długo. Tak wybrałam i nie czuje z tego powodu żadnego dyskomfortu. Robię inne rzeczy, takie jak program „Kobieta na krańcu świata”, który zaczęłam realizować już po urodzeniu dziecka, który dał mi i wciąż daje mi bardzo dużo satysfakcji. Aktualnie realizuję 6. sezon jeżdżąc po świecie i zbierając dla widzów kolejne niesamowite historie.

 Z Martyną Wojciechowską rozmawiała Agnieszka Bujniewicz

Szczegóły konkursu „Travelery 2013” można znaleźć na stronie: www.travelery.national-geographic.pl. Głosowanie trwa do 22 kwietnia 2014 roku. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone w maju i opublikowane w czerwcowym numerze miesięcznika „National Geographic Traveler”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ