Krewetka w moro
Ania zajmuje się modą – szyje, projektuje, stylizuje. Prowadzi bloga z outfitami w stylu retro – wyszperanymi w second handach lub samodzielnie wykonanymi ciuchami. Wygrała program „Moda z bloga”, odbyła staż pod okiem samej Doroty Williams. Teraz otworzyła własną firmę, zajmującą się szyciem pod nazwą „Krewetka w moro”. Jest mamą z niełatwymi przeżyciami, a i sama zmaga się z rzadką chorobą. Jednak nie poddaje się, rozwija swe pasje, tworząc ciekawe projekty dla siebie i innych.
Często bywasz na spotkaniach blogerek, na przykład organizowanych cyklicznie przez Małgorzatę Maier w Blue City. Co mają na celu takie akcje i na czym te spotkania polegają?
To projekt, który ma na celu wspieranie i promowanie siebie wzajemnie. Teraz jednak więcej czasu spędzamy na wspólnych rozmowach niż na sesjach zdjęciowych. Zaprzyjaźniliśmy się wszyscy – blogerzy, organizatorzy, ekipa z Blue City i nasze spotkania to okazja do przebywania razem w ciekawej oprawie, z dodatkiem stylizacji, make-upu, zabawy z modą.
Czy blogerki ze sobą konkurują? Czy zdarzają się też szczere przyjaźnie i współpraca?
W moim odczuciu więcej jest przyjaźni i współpracy niż konkurencji. Na przykład, gdy jedna z nas musi odmówić udziału w jakimś projekcie, spotkaniu czy akcji z powodu braku czasu czy możliwości dotarcia na miejsce – poleca zwykle inne koleżanki. Wspieramy się i dopingujemy wzajemnie. Dla każdego w blogosferze znajdzie się miejsce.
A przyjaźnisz się z jakimiś blogerkami prywatnie?
Tak, jednak ze względu na spore odległości kontaktujemy się głównie przez Internet. Dlatego też lubię nasze spotkania – jest okazja zobaczyć się i zrelaksować, pogadać w miłym towarzystwie.
Znasz jakieś inne blogerki w Twoim mieście?
W moim mieście jestem jedyna. Do najbliższej blogerki mam jakieś 30 km.
To, że mieszkasz w niewielkim mieście pewnie sprawia, że rzucasz się w oczy ze swymi nietypowymi, jak na nasze małomiasteczkowe ulice, strojami? Jakie wzbudzasz reakcje – zaczepiają Cię na ulicy, chwalą?
Najczęściej zaczepiają mnie w second handach – pytają o radę, czy coś pasuje czy nie. Na mieście raczej nikt mnie nie zaczepia, czasem w przychodni czy jakiejś kolejce ktoś pochwali uszyte przeze mnie spódnice. Na ulicy najbardziej rzucają się w oczy moje tiulowe spódnice, które wzbudzają same pozytywne reakcje.
No właśnie – czy zmienił Ci się gust ostatnio? Uległaś modzie na tiulowe spódnice, szyjesz je dla swego sklepu, a i sama często je nosisz – skąd taki powrót do krainy dziecięcej fantazji?
Bardzo podoba mi się ten rodzaj spódnicy, a odpowiednio uszyta służy mojej figurze. Pierwszą uszyłam chyba jakieś trzy lata temu. Teraz są też w ofercie mojej firmy i szyję je dla innych.
Jak trafiłaś do programu „Moda z bloga”, emitowanego przez TVN Style jakiś czas temu? Była to fajna przygoda czy raczej mało miejsca na kreatywność i wszystko z góry ustalone?
Na początku był casting. Potem telefon, że się dostałam. Program to ciekawa przygoda. Nic nie było ustawione, wszystko wyglądało tak, jak to pokazano, a czas liczono nam naprawdę co do sekundy. Raz musiałam odłożyć śliczny, upolowany dwie sekundy po czasie sweterek.
Czego nauczył Cię staż, który odbyłaś w ramach wygranej? Jak podobała Ci się praca przy tak dużym projekcie, jakim jest „Taniec z gwiazdami”?
Na stażu mogłam przyjrzeć się z bliska pracy Doroty, jak i całego jej zespołu, to świetni styliści. Pracy sporo, pod presją czasu, zobaczyłam jak realizuje się taki duży program na żywo. Sporo się wtedy nauczyłam, widziałam, jak wykonuje się miary i pierwsze przymiarki strojów dla uczestników, poznałam wiele ciekawych osób. Zobaczyłam też gwiazdy z tej „zwykłej” strony, jeszcze bez błysku fleszy i kamer. To mili, sympatyczni ludzie i nie wygląda to tak, jak zwykle pokazuje się w kolorowych magazynach. Choć po zakończeniu stażu właściwie niewiele się w moim życiu zmieniło, to wspominam go jako fajną przygodę i ciekawe doświadczenie.
Czy po pobycie podczas programu, a potem w czasie wygranego stażu w Warszawie nie myślałaś, by zostać w stolicy na stałe? Chyba łatwiej byłoby tu rozwinąć blogową karierę oraz firmę? Czy może wolisz spokojniejsze klimaty?
Mieliśmy z mężem takie plany, ale życie je pokrzyżowało. Ja wtedy bardzo podupadłam na zdrowiu, mój synek też. Wszystko w jednym czasie, do tego doszły inne problemy. I tak los zdecydował za nas.
Nie stronisz od tematu macierzyństwa, nieraz trudnego, chorób Twoich i Twego synka i opisujesz je często na swym blogu. Nie bałaś się tak uzewnętrzniać? Blog stał się odskocznią od codziennych problemów?
Takie opisanie wspomnień oczyszcza, od razu jest lżej. Bałam się reakcji czytelników, ale posty z tej kategorii zostały dobrze odebrane. Wszystkie były spisywane po jakimś czasie, z dystansem. Diagnoza mojej choroby była bardzo długa, a i dziś jeszcze stawia kolejne znaki zapytania.