Śmierć i dziewczyna – kogo oburza?

Niedobrze, kiedy polityka wyznacza sztuce kierunki rozwoju, a tym bardziej, kiedy ją cenzuruje. Z drugiej strony nie jest to zjawisko nowe, a zwolennicy zdjęcia z afisza Teatru Polskiego we Wrocławiu spektaklu „Śmierć i dziewczyna” argumentują, że mamy prawo wymagać od publicznej instytucji kultury przestrzegania pewnych standardów. Pytanie, czy te standardy mają być arbitralnie wyznaczane przez ministra kultury i pewne radykalne środowiska religijne.

smierc life4style

Jeśli sztuka jest po to, żeby wywoływać emocje, skłaniać do refleksji i pogłębiać nasze doświadczenie świata, to okazuje się, że jesteśmy narodem bardzo na nią wrażliwym. Zanim spektakl „Śmierć i dziewczyna” w reżyserii Eweliny Marciniak ujrzał światło teatralnych reflektorów, akt pierwszy rozegrał się w internecie, a drugi – na wrocławskiej ulicy.

Pierwszą falę oburzenia na sztukę wywołała informacja zamieszczona na stronie Teatru Polskiego: Przedstawienie jest przeznaczone dla widzów NAPRAWDĘ dorosłych i zawiera sceny seksu. Okazało się, że żeby wyprowadzić z równowagi pewne grupy społecznie nie trzeba urządzać pikniku z Golgotą w tytule albo rwać Biblii na scenie – publiczne przypominanie o tym, że uprawiamy seks też jest złe. Złe w teatrze, w kinie, kiedy prezentuje zwyczaje pewnej rezolutnej nimfomanki albo ma 50 twarzy – już nie tak bardzo.

Dlaczego? Cytując ministra kultury, prof. Piotra Glińskiego, który domagał się od marszałka województwa dolnośląskiego Cezarego Przybylskiego wstrzymania przygotowań do premiery, za pieniądze publiczne pornografii w polskich teatrach nie będzie. Tak się składa, że Teatr Polski finansowany jest przez pieniądze publiczne, czyli przez nas wszystkich. I jako publiczna instytucja kultury ma do spełnienia misję czynienia nas lepszymi ludźmi. Lepszymi – wedle pewnego systemu wartości. Pytanie, czy podzielanego przez większość społeczeństwa.

Jeśli weźmiemy pod uwagę owacje na stająco po premierze, a także to, że bilety na spektakl zostały wyprzedane do stycznia, można w to powątpiewać. Okazało się bowiem, że większość nie jest tak pruderyjna, jak chciałyby to widzieć środowiska związane z Krucjatą Różańcową za Ojczyznę i podobnymi organizacjami, uciekającymi się do rękoczynów pod Teatrem Polskim. Budzące przed spektaklem tak skrajne emocje sceny seksu może nawet niejednego zawiodły – zostały pokazane w sposób niemal całkowicie pozbawiony zmysłowości, wzbudzający raczej subtelne wrażenia estetyczne niż emocje podobne do tych towarzyszących pornografii.

Innym pytaniem jest to, czy skoro tak niewiele w tym seksie seksu, dlaczego odchodzić od teatralnej konwencji i proponować widzom prawdziwy akt zamiast udawanego? Dyskusja na ten temat z twórcami spektaklu powinna być możliwa, w taki sposób sztuka się rozwija.

Ścieranie się różnych systemów wartości nie jest tutaj niepokojące – jeśli jakiś spektakl wywołuje taką reakcję, to bardzo dobrze. Teatr publiczny zadowalający „wszystkich” nie miałby niczego istotnego ani interesującego do zaproponowania, a jedynie miałką rozrywkę. I przede wszystkim  źle się dzieje, kiedy minister kultury w imię dobra ogółu chce wprowadzać cenzurę według własnego „widzimisię”, bez żadnych podstaw prawnych. Całe szczęście, Dolnośląski Urząd Marszałkowski nie zastosował się do „nakazu” i zostawił merytoryczną ocenę przedsięwzięcia na po premierze.

____________________

 

Zapraszamy również do polubienia naszego profilu na Facebooku oraz zapoznania się z ofertą naszego sklepu internetowego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ