Polski film wojenny?

W 14. rocznicę zamachu na Word Trade Center do kin wszedł film „Karbala” Krzysztofa Łukaszewicza. Produkcja opowiada historię największej bitwy, jaką polscy żołnierze stoczyli w trakcie misji stabilizacyjnej w Iraku. Choć wizja polskiego, współczesnego filmu wojennego brzmi karkołomnie, „Karbala” przełamuje stereotyp czterech czołgistów i psa.

Źródło: materiały prasowe

„Karbala” to fabularny film wojenny oparty na książce Piotra Głuchowskiego i Marcina Górkao tym samym tytule. Opowiada historię bitwy, jaką w 2004 roku stoczyli polscy żołnierze w obronie City Hall w irackiej Karbali. Zamiecione pod dywan wydarzenia sprzed dziesięciu lat wychodzą teraz na światło dzienne dla szerokiej publiczności w dalekim od politycznych tez filmie Krzysztofa Łukaszewicza. Reżyser, debiutujący w 2010 roku fabularnym dramatem sensacyjnym „Lincz”, udowadnia, że z polskimi funduszami można zrobić dobry film wojenny bez nadmiaru niepotrzebnego patosu.

„Karbala”, poprzez historię dwóch głównych bohaterów – kapitana Kalickiego (Bartłomiej Topa) i niesłusznie oskarżonego o tchórzostwo sanitariusza (Antoni Królikowski), ukazuje 4 dniową obronę miejskiego ratusza w Karbali przez polskich i bułgarskich żołnierzy. Pojawiające się w filmie wątki są prawdziwe, choć oczywiście przeniesiono je na język fabuły. Przede wszystkim jest to jednak opowieść o cudzej wojnie, w której nieprzygotowane technicznie polskie wojsko „walczyło” (bo przecież do Iraku pojechaliśmy z misją stabilizacyjną) nie za ojczyznę, sojuszników czy przeciw terroryzmowi, a w imię terminowej spłaty rat kredytu. Z założenia film miał być apolityczny i choć teoretycznie mu się to udało, produkcja nieprzyjemnie wpisuje się w obecny dyskurs o europejskim kryzysie imigracyjnym. „Karbala” to jednak kino czysto gatunkowe, więc jak w każdym fabularnym filmie wojennym ktoś musi być tym „złym”, a do tego nie trzeba zagłębiać się w specyfikę przedstawianego konfliktu. W „Karbali” chodzi raczej o ludzi pełnych uzasadnionego strachu, a nie bohaterskich zapędów.

Źródło: materiały prasowe

Równie niedofinansowana jak zaplecze techniczne polskiej armii na misjach w Iraku i Afganistanie była produkcja filmu „Karbala”. Ekipa mogła pozwolić sobie na zrealizowanie zaledwie 8 dni zdjęciowych w Jordanii. Większość scen nakręcono na warszawskim Żeraniu. Na ekranie jednak tego nie widać, a brak hollywoodzkich efektów specjalnych rekompensuje nam budująca napięcie, chaotyczna praca kamery i scenografia Marka Warszewskiego (pracującego wcześniej m.in. nad filmem „Miasto 44”). Warto pochwalić również dobór obsady, którą oprócz dwóch głównych ról stanowią m.in. Leszek Lichota i Michał Żurawski.

Choć trudno nie zauważyć, że Krzysztof Łukaszewicz jest fanem „Helikoptera w ogniu”, „Karbala” nie próbuje udawać hollywoodzkiego kina akcji. I choć zupełnie uciec od patosu się nie dało, a w ostatniej scenie obolała biało-czerwona flaga dumnie powiewa na irackim niebie, film powinien zadowolić polskiego widza – od prawa do lewa.

{youtube} yFTZoHtuct4|600|450|0|{/youtube}

____________________

Zapraszamy również do polubienia naszego profilu na Facebooku oraz zapoznania się z ofertą naszego sklepu internetowego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ