„Jestem alkoholikiem z papierami. Koncerty? Organizator dostał wpier…, a dziwkę wypuszczono w pole”

Niegdyś cudowne dziecko polskiego rapu. Dziś? Czy napisanie, że jest po prostu chłopakiem z Chęcińskiej, który nadal nagrywa, byłoby dla niego krzywdzące? Pewnie podobnie jak nazwanie kogoś „żywą legendą”, co oznacza w rozwinięciu: „Miałeś swoje 5 minut, teraz mają je inni”. Pęku nie przeszedł RRX-owskiej weryfikacji. Obecnie bliżej mu do skrajnie niespełnionego Jajonasza niż prosalonowego Tedego. Hipisowska wolność, jaką zastał w stajni Krzysztofa Kozaka, sprzyjała artyzmowi, ale niekoniecznie biznesom.

pękuuugł

Czy prezentując uliczny styl w wieku 38 lat można liczyć na pokaźną rzeszę odbiorców? Czy PSF jest w stanie odrodzić się jak feniks z popiołów i nagrać materiał życia? „Życie szlifuje charakter, a charakter osobowość” – słyszymy na ostatniej produkcji kultowego V.E.T.O. Kupiło ją niespełna 2 tys. osób. Kielecki raper przed ponad dekadą radził, aby cieszyć się z tego co mamy. Teraz sam przechodzi poważną światopoglądową próbę. A może zwyczajnie kopie w od dawna zamknięte drzwi?

***

Dumny i lojalny osiedlu, z którego tak naprawdę nigdy się nie wyrwał. Może nie chciał? „Kiedy ja poprzednio byłem na mieście…” – powitał mnie. Właśnie wrócił z poczty, skąd rozsyłał fanom swoje stare płyty. Miałem przy sobie jedną z nich. Jego pierwszą oficjalną. „Vetomanię”.

**

Hubert Kęska: A pamiętasz tę?

Marcin „Pęku” Pękalski: O, chłopie, po kilka stów teraz chodzą. Biały kruk. 

Pęku to wciąż wkurwiony dzieciak?

Nie wiem, czy kiedykolwiek nim byłem. Dla mnie to powiedzenie było nagięte. „Borygo” (Borixon – przyp. HK) nawinął ten tekst na „Mam tak samo jak ty” i się przyjęło.

„Wszystko dobrze, póki kręci się pieniążek”. Kręci się?

Tyram na budowie, ciężka praca. Kostka brukowa, takie rzeczy. Życie. Nie mam czasu, żeby słuchać hip-hopu, niczego nie śledzę. Może to i dobrze? Przynajmniej będę oryginalny w swoim stylu. „Peniu” to „Peniu” i chuj. 

„Czas leci jak wózki na V-Rally”?

Dokładnie. Syn rośnie – Patryk, ma dzisiaj 11 lat. Nawet wystąpił na ostatnim teledysku.

W jakim nakładzie rozeszło się czwarte V.E.T.O?

Tysiąc poszło na pewno. Może z dwa? Żadna rewelacja.

Myślisz, że możesz jeszcze zarabiać na rapie?

Chciałbym, ale wiesz jak to jest: rap rapem, życie życiem. Teraz płyty to internet, zarabia się na koncertach.

A Ty ich nie grasz…

Może niedługo będę miał jeden – w Holandii.

Każdy się pyta, dlaczego nie ma koncertów. A jak myślisz? Bo nie ma, kurwa, propozycji. Mam trzy strony na facebooku i cisza. Powiązani z firmami rapowi menadżerowie to jedna szajka. Układ jest taki: wy bierzecie moich, ja waszych. Bardzo ciężko się w to wpierdolić i polecieć w trasę koncertową. 

Gościłeś niedawno na koncercie w Rzeszowie. Nikt nie kojarzył, który zespół współtworzyłeś.

To był koncert Rogala, wydarzenie organizował Arab. Ileś metrów dalej odbywała się impreza New Balance’a, co sprawiło, że u nas było może ze sto osób. M.in. Krzysiek Kozak, który wyskoczył z jakimiś rapowymi quizami. Może i coś pytał o mnie, nie pamiętam. Małolaty nie wiedziały? Żadne zaskoczenie. Kto ma słychać, dalej słucha. Przez lata miałem niezłą rzeszę odbiorców, lecz to towarzystwo dorosło. Teraz dzieciaki jeżdżą na deskorolce, grają w słoneczko na dyskotekach i mają sznurówki w innych kolorach niż kiedyś. Nowy świat.

Jednak gdyby zapytać ich o PiH-a, Onara, Tedego, Wzgórze, pewnie nie mieliby problemu z odpowiedzią.

Powiem tak. „Vetomania” rozeszła się – sumując oficjalną sprzedaż i piraty Kozaka – gdzieś w 15 tys. egzemplarzy. Nie był to może sukces fonograficzny na miarę Warszafskiego Deszczu, ale dzisiaj brałbym to w ciemno i nic nie robił poza pisaniem tekstów dla słuchaczy.

Twoja solówka już się nie sprzedała.

„Nowe wyzwanie” zostało wybrane na płytę hardkorową 2002 roku. Bardzo dużo osób ją zna. 

Zabrakło teledysków?

U Kozaka z teledyskami w ogóle było słabo. Polifonia? Jaka polifonia? Wszędzie palone były mosty. Ja nie miałem z nim nawet żadnej umowy.

Mieliście kręcić klip do kawałka „Wakacje”. „To mógł być dla Pęka krok do raju, a on go nigdy nie wykonał” – dzieli się legendarny wydawca.

Jaki, kurwa, krok do raju? Co to za głupoty? Borixonowi na solówce zrobił jakiś marny teledysk i to żaden krok do raju dla niego nie był. Niech Kozak zapnie sobie pas szahida i sam idzie do raju. Zawsze na coś trzeba zgonić. Dziecinada.

„Pęka nie dało się wypromować. Te <Wakacje> – z samplem z bigbitowego polskiego numeru – to nie byłby może sztos na miarę <Drin za Drinem>, niemniej bankowo przebój. W 2002 roku nakręcenie teledysku to była równowartość dobrego samochodu. Nie było cyfrówek i – przeliczając na dzisiejsze czasy – taka przyjemność kosztowała z 40 tys. zł. Mieliśmy dogadaną ekipę filmową i weekendowy wyjazd nad morze. Czekał tam na nas kemping. Piątek wieczór, a Pęku przepadł. Zniknął na 2-3 tygodnie. Byłem wkurwiony. Później już nikt nie chciał się z nim umawiać”. 

Która szanująca się wytwórnia nie zorganizuje artyście choćby promującego płytę koncertu? Ja głównie jeździłem ze Wzgórzem. Podbijałem ich, czasem zagrałem coś swojego, dostawałem za to stówę i heja na balet. Nieraz grało się po prostu za paliwo lub browar. Za open bar.

A wracając do teledysku. Ok, zgoda, trzeba było go nakręcić. Nie róbmy jednak z tego takiej tragedii. Czy ta sytuacja usprawiedliwia Kozaka, że do dziś jesteśmy nierozliczeni? Niech odda mi moje 16 tys. za płytę. Nie naliczałem żadnych procentów! Wcześniej zrobiłem u niego dwie. Za „Vetomanię” wypłacił się elegancko, za „Drugie życia tchnienie” z krwawicą, a po „Nowe wyzwania” nasze drogi się rozeszły.      

Mimo to, nie masz poczucia, że zawaliłeś?

Sprawa jest następująca. Jak ktoś chce na czymś zarobić, to nie pozwala sobie, żeby jakiś pijany gówniarz jednym ruchem zniweczył jego strategię. „Najebałeś się? Dobra. Ogarnij się, złapiemy się za dwa dni”. Od czego są telefony? Widocznie Kozak chciał tego teledysku, tak samo jak i ja. „Przepadł? Chuj, jego wina” – tam właśnie mu zależało. Ja jako inwestor nie pozwoliłbym sobie na coś takiego.

{youtube} vPsSf-qRAgI|600|450|0{/youtube}

Raperzy RRX po kilkudniowych melanżach musieli wsadzać Cię pod prysznic?

Bywało grubo. To w RRX nabawiłem się pijaństwa. Tam na maksa rozwinąłem alkoholowe skrzydła.

„Może dobrze, że czasy dawnego RRX się skończyły. Gdybyśmy nadal tak żyli, prędzej czy później zginęlibyśmy pod ciężarówką jadąc w pięciu po pijaku” – to jedna z relacji z tamtych czasów. 

Mogło tak być. Pamiętam jak Kozak zabierał Radkowi (Radoskórowi, współtworzącemu z Pękiem projekt V.E.T.O. – przyp. HK) kluczyki. No, jeździliśmy po pijaku. Chociaż wiesz jakie jest powiedzenie? 9 na 10 wypadków zdarza się w domu. Możesz wyjść przed blok i na głowę spadnie ci samobójca.

Reklama Liona…

Mój kolega malował otwartą japę tego lwa.

Wiedziałeś np. że najwięcej zabójstw dokonują ludzie z najbliższego otoczenia ofiary? Członkowie rodziny. Jazda po pijaku? Kurwa, jestem z Chęcińskiej. Dwie torby się zamyka i się jedzie, nie? (śmiech)

Twój starszy brat to alkoholowy symbol dzielnicy?

To znaczy?

Potrafił jednego wieczoru osuszyć 5-6 prostych win.

E tam 5-6. Jak pili, to wchodzili na melinę i nie był 5-6, tylko: „Ile masz? Parkuj”. Proste wina, maryśka z Jarocina w pudełku po zapałkach i klej wąchany na Kadzielni pod sceną. Takie to były czasy. Głęboka komuna.

Ile jest starszy?

12 lat, od wielu nie pije.

Jak jeszcze pił, dolewał Ci wina do buteleczki na mleko, żebyś szybciej zasnął.

I spałem po nim świetnie, z dwa dni. 

Takie zdarzenia wpływają na uzależnienie?

Też, na pewno. Jeżeli ktoś od małego poi dziecko alkoholem, to jak nie może mieć wpływu? Wpływ ma mnóstwo czynników. Geny, to że mieszkam w zabiedzonej pracowniczej dzielnicy. Bo jak wygląda nasza ulica? Żule stoją pod sklepem, o każdej porze dnia i nocy. Tu alkohol był, jest obecny i zawsze będzie pite. 

„Na trzeźwo świat? Na pewno nie” – nawijałeś 12 lat temu.

Wszystko się zmienia, od 4,5 roku nie piję. Wiesz, że jestem alkoholikiem z papierami? Mam wypis ze szpitala w Morawicy. Byłem tam na odwyku, ukończyłem terapię.

Było jak w „Pod Mocnym Aniołem” Smarzowskiego?

Ludzie z całej Polski tam walą, kogo się nie spotkało! Znani aktorzy, sportowcy. Wolą leczyć się po cichu, w mniejszym ośrodku, bez przypału. Ilu tam siedzi księży…

Dzisiaj pijemy wodę.

Ale ja nie mam z tym jakiegoś problemu. Jakbym chciał, to bym się najebał. Bo nie jestem zaszyty, ani nic. Po prostu nie mam teraz czasu na bzdury.

Miałeś kiedykolwiek wszyty Esperal?

Nie, Esperal jest wycofany. Stosuje się zamiennik – Disulfiram. Zamawiasz go na własny koszt, przynosisz do lekarza i ten wykonuje ci jedynie usługę. Wcześniej podpisujesz specjalną zgodę, że zdajesz sobie sprawę z następstw sięgnięcia po alkohol.

Zaszyłem się w tamtym roku. Młodszy kolega z zespołu się na to zdecydował, to i ja. Poszła cała fala zaszyć. Disulfiram wszyto mi w rękę. Działa, taki efekt placebo. Wytrzymałem 9 miesięcy.

Można go samemu wyciągnąć?

Jak się uprzesz, puszczą ci szwy, to wyciągniesz. Ja nie chciałem tego robić i nie piłem. Bałem się pić.

Wyjadałeś dzieciom Kozaka szynkę z lodówki?

Raz koczowaliśmy pod jego domem i wyrywaliśmy bramy, a raz w piwnicy. To naprawdę nic przyjemnego spać w samochodzie, czy walić wódkę leżąc w śpiworze i czekać na pieniądze. A u niego wiecznie się na nie czekało. Chciałeś się zajebać i skrócić ten czas. Jak ktoś był przeraźliwie głodny, to się częstował.

U Ciebie w domu lodówka często była zamknięta na kłódkę…

Może i była, ale niech Kozak nie pierdoli, że przeze mnie jego dzieci nie miały czego włożyć do kanapek! Jak mu przeszkadzała nasza obecność, czuł się napastowany, zawsze mógł zadzwonić na policję. 

Zdarzało się, że idąc po piwo, kradłeś dla nich batony.

Bo czego tu dzieci winne? Że ich tatuś szedł popracować, przyjebał w kipę i mu nos zakwitł jak tulipan na wiosnę? Kiedyś szczycił się, że wyćpał koksu za 100 tys. Za płytę. Wiesz, jest takie powiedzenie: „Nieważne kto z kim śpi, ważne, żeby dzieci były zdrowe”.

A Krzysiowi Kozakowi życzę dobrze. Nie ćpa ileś lat? To świetnie, szanuję to. Dzięki jego wytwórni ludzie z branży wiedzą, kim jest Pęku. Do której dziś nie zadzwonię, każdy chce gadać. O co nie poproszę, dają. Tylko po co mówi o tej szynce? Razem z nami pił, wariował, i z tego co się orientuję, dzieci miały to mięso w kanapkach właśnie dzięki naszym płytom.

Podsyłasz wytwórniom demówki?

Nie, niczego nie wysyłam. Robię swoje, wrzucam w internet i ludzie oceniają czy nagrałem sztos, czy nie. Jeżeli załatwiam jakieś wydawnicze sprawy, to na melanżu. Teraz nagrywamy płytę w Ciemnej Strefie. Bonus RPK zaproponował mi podczas imprezy solówkę. Ja na to: „Chcę zrobić płytę wspólnie z małolatem z osiedla”. Zgodził się, takie buty. Bawił się z nami wtedy także Sokół. Mamy pozytywne relacje, myślimy o wspólnym kawałku.

pękuuuuuuuuuuuu

Wojtas wyznaje, że przez to, iż RRX nie zgłaszało utworów do ZAiKS-u, z rapu nie ma nic.

Każdy medal ma dwie strony, mógł przecież odejść od Kozaka. Teraz łatwo się mówi, ale jak Krzysiek przywiózł siatkę pieniędzy, to Wojtas pierwszy leciał. Żalenie się jest dla mięczaków.

„Kozanostra” tłumaczy: „A dlaczego miałem zgłaszać, skoro umawialiśmy się na umowę o dzieło?! Nabywałem pełne prawa autorskie do płyty, artyści od razu chcieli cash. Łatwiej było im przytulić na szybkości kilkadziesiąt tysięcy…”.

Nie czytaj mi tego. Fakt pozostaje faktem – nie zgłaszał. Wiesz, że np. „Drin za Drinem” nie został zgłoszony przez Tedego? Byłem ostatnio w ZAiKS-ie i się dowiedziałem. Ile szmalcu by było…

Pierwszy rapowy wydawca przepłacał artystów? Niepotrzebnie rozpieszczał ich plikami banknotów i bajeranckimi autami?

Ja od niego samochodu nie dostałem, choć do któregoś tam się przymierzałem. Czy płacił za dużo? Bardzo możliwe. Prawda jest jednak taka, że sam najlepiej wie, jaki miał obrót, ile schodziło mu płyt. Nie było żadnej ewidencji, kontraktów, gwarancji. Samochody stanowiły natomiast zwykłą część rozliczeń. Ktoś mu wisiał jakieś pieniądze i on odbierał to w samochodach. Po kosztach, na pewno było mu to na rękę. Kozak to żaden Lottomilioner, który z dobroci serca podarował furę Radkowi. Niczego nie rozdawał, nam się to należało! Może dwukrotnie wypłacił kasę od razu, tak do trzech rat. W pozostałych przypadkach się drapał. My czekaliśmy, cierpliwie, bez topora w dłoni. Jednego nie rozumiem. Skoro na tym nie wychodził, to dlaczego następnym proponował jeszcze większy szmalec? Niech on znowu taki biedny nie będzie. 

Z dawnego RRX nie sprzedały się trzy płyty: Twoja, GANO i Esenuzet/SNUZ. Z tymi ostatnimi mieliście ciekawą przygodę.

Kozak wisiał im kasę, zalegał ze spłatą raty. Chyba chodziło o półtoraka. Upomnieli się, skombinował i czekaliśmy w studiu aż przyjadą. 10, 20 minut po umówionej godzinie, a ich ani widu, ani słychu. Uparli się, że odbiorą dług w mieście. Krzysiek nie chciał jechać sam. Wchodzimy do wskazanej knajpy i nagle otaczają nas bandyci. W biały dzień, w centrum.

Słyszałem, że był z nimi Winni i Sobota.

Możliwe, pamiętam to jak przez mgłę. Najebany byłem.

W każdym razie, skończyło się tak, że daliśmy kasę tym bandytom, a Krzysiek położył lachę na eSeNUZecie. Chłopaki chcieli załatwić sprawę po swojemu, to załatwili. (śmiech)

Jeździło się trochę z tym Kozakiem po Warszawie. Żarcie na mieście, wspólne wakacje, pierwsze koksy, rżnięcie dziwek. Na końcu chujowo wyszło z płytą, lecz ogólnie to taki pocieszny grubas.

„Nie jeden spadkiem zakończony ze sceny występ”. Kojarzysz koncert w Cieszynie?

Jasne, ten tekst z „Vetoreanimacji” jest właśnie o nim! Zaplątałem się w kable i wypierdoliłem. Wcześniej próbowaliśmy nawinąć z Radkiem „Co się porobiło”. Nie pamiętam, ile razy zaczynaliśmy. (śmiech) Co to była za impreza! Organizator dostał wpierdol, jakaś dziwka została wypuszczona w pola. I to gdzieś pod Chorzowem! (śmiech)

Chciał was wychujać?

Tak, i na koniec poszły mu wszystkie szyby w gablocie.

Wspomnień jest więcej. Ganiało się po wiejskich dyskotekach z bananem na nosie i nikt nie wiedział, o co chodzi. Czasem wylało się komuś na łeb piwo, czasem rozleciała się scena. Tupałem w rytm nogą i poszła deska. Nie mogłem jej później wyciągnąć. (śmiech)

A jeżeli chodzi o zadymy, słyszałem o lepszej historii. Pewien didżej gra koncert w Krakowie. Stoi za konsoletą, a tu nagle podbija do niego jakiś najebany ziomek. Pomyślał, że chce zawinąć sprzęt, więc przyjebał mu butelką. Koncert się skończył, przychodzi do płacenia. I co się dzieje? Kasę dzieli człowiek, który oberwał szkłem. Chłopak zajebał organizatorowi! (śmiech)

Byłeś lokatorem minus pięciogwiazdkowego hotelu robotniczego?

To było nawinięte w „Starych czasach”. Nie, byli we trzech. Radoskór, Zajka i Wojtas. Ta „obczyzna” to była Warszawa. Nagrywali płytę dla Sławka Pietrzaka z SP Records. I ten umieścił ich w zwykłym hotelu robotniczym.

Byliście zgraną – cały czas cisnącą bekę – paczką. Lecz zdarzały się i spory. Co takiego Radoskór zrobił Borixonowi, że ten wykasował z dysku jego solową płytę? Osiem niezarchiwizowanych kawałków.

Nie wiem, o co poszło. Może o nic? Kiedyś Radek powyrzucał jakieś kawałki z dwójki Warszafskiego. Niechcący. Na DPS-ie sporo się tego traciło, nie musiało chodzić o złośliwość. Chłopaki zachowali teksty i po prostu nagrali raz jeszcze.

Mnie kiedyś poszło się jebać dwadzieścia giga utworów. Solowych i z Jankiem (Faustem – przyp. HK). Padł dysk u Sakiera (świętokrzyski producent – przyp. HK), i to było nie do odtworzenia. Takie rzeczy się zdarzają. Złośliwość rzeczy martwych. 

Zniknąłeś ze środowiska także dlatego, że trafiłeś na nieodpowiednie kobiety?

Nieodpowiednie kobiety to nieodpowiedni kobiety, osobna działka. Był czas, że mówiłeś: „Dam ci 10% od płyty”, i dziewczyna była twoja. Miałem taki incydent, w sylwestra.

Ja zniknąłem z rapu, bo musiałem zająć się dzieckiem. Wychować je. Mamy zajebisty kontakt. Te melanże, dziwki, koks – pewien etap życia się zakończył. To znaczy, miał się zakończyć…

O co chodziło z donaszaniem dup przez raperów RRX?

O to musisz pytać Tedego, „Borysa” i innych. Panów jaśnie hrabiów. (śmiech)

„Mało się zarabia, a bawi się jak hrabia”. Żyłeś tak przez lata?

Gdybym nie bekał za stare grzechy, żyłoby mi się łatwiej. A tak, całe życie na wariata. Nigdy nie zarabiałem chuj wie jakich pieniędzy, choć sporo osób tak myśli. Pojedyncze zastrzyki gotówki, plus kasa na bieżącą egzystencję.

Byłeś cudownym dzieckiem polskiego rapu. Inaczej łamałeś flow, dysponowałeś nietypowym słownictwem. Przy przewidywalnym Wojtasie brzmiałeś, jakbyś latał po elipsie. Gdy kilka lat po Twoim debiucie, najzdolniejszym raperem najmłodszego pokolenia okrzyknięto Żarego, pytałem wszystkich: „A Pęka, pamiętacie?”.

Problem w tym, że ja wszystko robiłem od dupy strony. W wieku 17 lat nagrywałem znany w całej Polsce hit, wydawałem rozchwytywane składanki, koncertowałem ze Wzgórzem, a dopiero mając 30 zabrałem się za nielegale.

Wrócisz jeszcze do formy z przełomu wieków?

Ona cały czas ewoluuje, jestem coraz lepszy. Tyle lat już nawijam, mam doświadczenie. Jakbym się cofał i nie wierzył, że jestem w stanie skleić fajny tekst, nie chwytałbym za długopis. Na moim przedramieniu jednak wciąż pojawia mi się gęsia skórka, gdy leci dobry bit. Czuję się wtedy jak 15-latek. 

Co z nagraniami z Ciemnej Strefy?

Połowa płyty już jest. Leży i czeka… Nie mam czasu na dojazdy na warszawskie Bemowo, musimy otworzyć w Kielcach własne studio. Wspólnik – Sbf – pracuje, ja pracuję. A jeżeli mam już dzień wolnego, to chcę zobaczyć się z dzieckiem. Nie ma nawet za bardzo kiedy pisać.

Dorosłe życie…

Kumple pytają o kolejną płytę z Jankiem. „Pierwsza bardzo dobra” – mówią. W porządku, mogę o tym pomyśleć, tylko kto to wyda? Mnie nie stać na niewiadomo jaki nakład i promocję. Jeżeli zgłosi się człowiek z ofertą, zaproponuje sensowne warunki, to wszystko się zrobi. Tylko takiego kogoś nie ma. Oczywiście, możemy pierdolnąć materiał dla siebie, rodziny, ale wtedy mówmy o hobby. Czasochłonnej i kosztownej pasji. Takiej, która wymaga poświęceń.  

*

Rozmawiał: Hubert Kęska

Zdjęcia: Oficjalny fanpage Pęka (kliknij TUTAJ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ