Harel – subiektywnie o modzie

Czy polska blogosfera trzyma jeszcze poziom? Czy blogi modowe to tylko własne stylizacje i brak wiedzy o modzie? Harel udowadnia, że nie. Jej blog to subiektywne spojrzenie na modę. To właśnie tam znajdziemy wszystko, co w modzie najlepsze. Podczas panelu dyskusyjnego w Stacji Mercedes zapytałam Harel, jak odnajduje się w tym „wielkim świecie”.

 

Źródło: Stacja Mercedes

Harel, jesteś blogerką modową, ale Twój blog nie opiera się na zdjęciach i stylizacjach, jak w większości przypadków. Jakie było Twoje założenie?

 

Gdy mój blog powstawał, nie miałam żadnego założenia – może oprócz tego, że chciałabym dzielić się swoimi przemyśleniami i fascynacjami dotyczącymi szeroko pojętej mody. To było osiem lat temu, chyba nikt wtedy nie podejrzewał, że w przyszłości będzie się zakładać blogi w celach zarobkowych na przykład. Albo że blogerzy będą siadywać w pierwszych rzędach na pokazach mody.

 

Co sądzisz o polskiej blogosferze? Czy jest ktoś, kogo sama obserwujesz?

 

Z jednej strony tęsknię za czasami, gdy była niezależna i wolna od reklamy. Z drugiej cieszę się, że tyle osób osiągnęło sukces i jest w stanie utrzymać się z blogowania. Obserwuję niewiele blogów, z chęcią zaglądam do Oliwki z Variacji, Styledigger, Agi z Jaga Design.

 

Twoje opinie są bardzo wyważone i przemyślane, tymczasem dzisiejszy świat opiera się głównie na kontrowersji. Jak udaje Ci się zachować taki spokój i równowagę?

 

Nie muszę się starać, samo wychodzi. Skupiam się na pozytywach, wystarczy mi zamieszania poza blogiem. On ma być miejscem, które pokazuje dobre zjawiska w polskiej modzie. Chyba, że raz na pół roku stwierdzę, że mały kopniak komuś dobrze zrobi. Ale zwykle dotyczy to osób czy marek, które po długim czasie świetnej roboty nagle mnie rozczarowują.

 

Jak się odnajdujesz w świecie mody, pokazów, znanych nazwisk?

 

Skupiam się na ubraniach i dialogu z projektantami. Reszta mnie nie kręci. Cieszę się, że projektantom zależy na mojej opinii.

 

A tak trochę o modzie: jakie ubrania są da Ciebie najcenniejsze, które najchętniej nosisz?

 

Kiedyś zbierałam ubrania, traktowałam je jak skarby. Ale przeprowadzki skutecznie mnie tych sentymentów pozbawiły. Zostawiłam sobie kilka cennych egzemplarzy. Cennych, bo sentymentalnych. Sukienkę, w której zdawałam maturę na przykład. Albo batikowe komplety mojej mamy przywiezione przez tatę z Indonezji, chyba jeszcze w latach siedemdziesiątych.

 

Noszę się przede wszystkim wygodnie. Mam taki swój mundurek, od kilku lat ten sam: dżinsy rurki i obszerna góra. Do tego latem tenisówki, zimą botki. Lubię też sukienki tzw. „worki”. Znajomi się śmieją, że mam kolekcję modeli we wszystkich możliwych kolorach.

 

Kogo z polskich projektantów podziwiasz?

 

Lista jest długa. Podziw najczęściej łączy się z obecnością ich projektów w mojej szafie. Od lat uwielbiam Anię Kuczyńską. Brałam ślub w sukience jej projektu w 2005 roku, kiedy jeszcze nie miała sklepu. Jestem zachwycona każdą kolejną kolekcją Michała Szulca. Fascynują mnie projekty MMC, Justyny Chrabelskiej, ale doceniam też nowe postaci w świecie mody. Ostatnio Kaaskas – ta dziewczyna zrobiła niezłe zamieszanie. Podejrzewam, że jesienią jej projekty zobaczymy we wszystkich możliwych magazynach. I słusznie. Wystartowała odważnie, po swojemu – pozytywnie zaskoczyła. Lubię też projektantów działających pod egidą własnych marek: Wearso, Lous, est by eS, Dressap, Marios. Łapię się na tym, że co sezon czekam z utęsknieniem na nową kolekcję, bo wiem, że będzie tam coś dla mnie. I nie mylę się. Tylko mój portfel cierpi.

Ostatnio udzieliłaś obszernego wywiadu Michałowi Zaczyńskiemu, w którym rozmawialiście o tym, jak ewaluowała moda. No właśnie, jak? Zmienia się na lepsze czy niekoniecznie?

Odpowiem trochę naokoło. Gdy trzy lata temu jechałam na tydzień mody w Łodzi, chciałam każdego dnia ubierać się tylko i wyłącznie w polskie ciuchy. I to takie, które pozostawałyby w zgodzie z moją estetyką. Czy się udało? A skąd! Ale już rok temu odniosłam sukces. Łącznie z tym, że mogłam mieć polskie buty, torebki, biżuterię. Więc jest coraz lepiej. Co nie znaczy, że brakuje osób, które poziom ciągną uparcie ku dołowi. Ale tak jak mówiłam wcześniej, staram się na nich nie skupiać.

Jesteś zwolenniczką lumpeksów?

Kiedyś bardzo, obecnie czasami. Wiem, że jeśli kiedykolwiek najdzie mnie ochota na skórzaną kurtkę, będę jej szukać w lumpeksach. Do tego trzeba cierpliwości, której mi brakuje. Znam parę osób, które potrafią w taniej odzieży znaleźć prawdziwe cuda. Obecnie wolę internetowe serwisy, np. Vinted. Można je nazwać „lumpeksami dla leniwych”. Wpisujesz, co cię interesuje i od razu masz wyniki. Marka, rozmiar, kolor. Znalazłam tam oryginalną kurtkę Kenzo w żurawie i beżowy trencz Burberry’s. Możemy je dopisać do skarbów.

Czy jest szansa, że kiedyś będziesz prezentowała swoje stylizacje i inspiracje na blogu?

Już kiedyś prezentowałam. Miałam drugi blog, Lookbook. Chyba sześć lat temu. Pokazywałam, co mam na sobie. Tak po prostu, żadnych stylizacji, ciuchy, w których chodzę na co dzień. Zresztą tak kiedyś wyglądały blogi szafiarskie. Śmieję się, że to my wspierałyśmy sieciówki, nie odwrotnie.

Ostatnio trochę zaczęłam za tym tęsknić. Ale jeśli w ogóle Lookbook miałby wrócić, to w zupełnie innej wersji. Może na Instagramie? Zobaczymy.

Rozmawiała Patrycja Ceglińska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ