Be SLOW

beslow tekst life4styleSpóźniona pobudka, szybka kawa, tłok w autobusie, zostawanie po godzinach, powolni ludzie w przejściu podziemnym doprowadzający do szewskiej pasji. Znacie to? Wiecznie gdzieś się nam spieszy, bo trzeba zarobić na wakacje, bo ten nowy kurs będzie ładnie wyglądał w CV, bo trzeba czerpać z życia garściami. Żyjemy pod ciągłą presją i pewnie nie raz każdy z nas się zastanawiał czy nie można inaczej. Zwolennicy ruchu slow udowadniają, że tak.

Do tej pory wszystkimi ruchami manifestującymi pochwałę spokojnego życia, zwolnienia tempa, interesowali się hipisi czy biznesmeni po zawale, którzy nie mieli innego wyjścia. Szalony wzrost presji i zwykłe zmęczenie powodują, że coraz więcej osób zaczyna zastanawiać się nad sensem ciągłej gonitwy. Zaczynamy traktować spokój jako towar deficytowy, równie ważny co szczęście czy zawodowa satysfakcja, czasem może nawet i ważniejszy. W kapitalistycznych czasach, kiedy „czas to pieniądz”, rośnie tempo pracy i życia. Trudno pozbyć się wrażenia, ze szybkość, która miała ludziom służyć, dziś ma efekt zgoła odwrotny. Jeśli chcemy nadążać, musimy dostosowywać się do ciągłym zmian. Boimy się wypaść z gry i przez to zamiast zbierać owoce naszej ciężkiej pracy, dochodzimy do paradoksu, w którym nie potrafimy odpoczywać i zapętlamy się w spirali ciągłych pragnień. Brzmi znajomo? Taką smutną wizję gonitwy za nieosiągalną satysfakcją (ciągle pragnąc nigdy nie cieszymy się z tego co zdziałaliśmy) wysunął już Budda. Idealnie wpasował to w naturę ludzką.

Jaki to ma sens?

Slow movement opiera się na bardzo prostych zasadach. Chodzi o to, żeby żyć w zgodzie ze sobą, pielęgnować relacje międzyludzkie, zwracać uwagę przede wszystkim na wartości niematerialne. Jego propagatorzy radzą by więcej odpoczywać, nie brać nadgodzin, bo żadna dodatkowa kwota nie zwróci nam czasu, który moglibyśmy spędzić z bliskimi. Chodzi o to, żeby żyć bardziej świadomie i nie bać się zwolnienia tempa. Kiedy zatrzymamy się na chwilę, możemy szczerze przyznać się przed sobą dokąd zmierza nasze życie i znaleźć w nim głębszy sens. Ludzie boją się odrzucić życie w biegu, gdyż jest prawdopodobieństwo, że nic wyższego nie nadaje sensu ich życiu, albo że widzą tylko potrzebę kupna nowego iphone’a. Boją się, że szczery rachunek sumienia sprawi, ze dotychczasowe wariackie próby poprawy bytu staną się bezcelowe.

Spieszymy się z przyzwyczajenia

Nie lubimy zmian, potrzebujemy stabilizacji, którą paradoksalnie odnajdujemy w napiętym grafiku i natłoku zajęć. Życie w biegu dostarcza nam adrenaliny, która jest jak narkotyk. Gdy nagle jej się pozbawimy, przyjemnie nie będzie. Ale tylko na początku, jak zwykł mawiać Carl Honoré, rzecznik ruchu Slow. Uważa on, że w większości przypadków spieszymy się z przyzwyczajenia, a nie dlatego, że musimy. Może też wyjść na jaw, że tak naprawdę mamy mnóstwo czasu, ale marnujemy go, np. siedząc przed telewizorem cztery godziny dziennie albo surfując po internecie w poszukiwaniu nie wiadomo czego. W efekcie marnujemy czas, potem wracamy do trybu „na wariata” i po raz kolejny spacer z mężem czy czytanie bajek młodszej siostrze przekładamy na niepewne „później”. Od tych dość prostych i mało odkrywczych założeń wyszli propagatorzy kolejnych odsłon ruchu slow czyli np. slow cities czy slow food. Slow Cities z reguły są miastami do 50tys. mieszkańców, a ich pierwowzorem były średniowieczne średnie miasta europejskie, które miały dość wielkiego ruchu aut, hałasu i tłoku. I tak w slow cities jeździ się rowerem, na placach otwiera się restauracje, a nie supermarkety i namawia się ludzi do kupowania zdrowej żywności od małych przedsiębiorców. Nie oznacza to, że jeśli nie uciekniemy z Warszawy to jesteśmy skazani na życie w biegu. Będzie ciężej, ale nie jest to niewykonalne. Dobrym przykładem jest chociażby zatłoczony Londyn, gdzie zwolennicy ruchu slow zaczęli organizować godzinne spacery np. po Waterloo Bridge, podczas których uczestnicy mogą zrelaksować się w wielkomiejskich realiach, dokładnie przyjrzeć miejscu przez które przechodzą nieuważnie prawie codziennie. Dla porównania, zwykła wariacka wędrówka po Waterloo Bridge, w normalnych warunkach zajmuje zaledwie kilka minut…

Katarzyna Mierzejewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ