Bartosz Szczygielski

Bartosz Szczygielski: „Wszystko rysowałem na czarno – słoneczko, ptaszki i tak dalej”

Bartosz Szczygielski to uzdolniony trzydziestotrzyletni pisarz, któremu udało się zrealizować marzenie o wydaniu powieści. Ma na koncie już dwa mroczne tytuły, które zostały odebrane przez fanów kryminałów niezwykle ciepło. Dziś mamy okazję porozmawiać z Bartkiem o jego najnowszej powieści.

Cześć Bartek,

Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas.

Żaden problem, a nawet powiem więcej — to czysta przyjemność.

O ile nie myli mnie pamięć, poznaliśmy się w czerwcu 2013 roku. Pracowaliśmy wtedy w jednym budynku, choć na oddzielnych piętrach. Pamiętam też, że tym, co spowodowało zapoczątkowanie rozmowy, był tatuaż przedstawiający Snoopy’ego. Nie podejrzewałem wtedy, że gość, którego ciało ozdabia wizerunek psiaka znanego z komiksów, stanie się jednym z najmroczniejszych autorów kryminałów na polskim rynku wydawniczym. Pierwsze wrażenia bywają mylące. Zgodzisz się ze mną?

Bartosz Szczygielski: Pierwsze wrażenie nigdy nie jest dobre, a już w moim wypadku jest to pewne. Wiesz, by kogoś dobrze poznać, nie wystarczy krótkie czy przelotne spotkanie. Wiele razy miałem tak, że to właśnie pierwsze wrażenie negatywnie nastawiało mnie do kogoś, kto w rzeczywistości jest świetnym człowiekiem. Oczywiście działa to w dwie strony, ale pewnie doskonale o tym wiesz. Na swoją mroczną obronę powiem tylko, że oprócz Snoopy’ego mam też sporo czaszek na skórze.

Czaszki mają dla ciebie szczególne znaczenie?

Bartosz Szczygielski: Absolutnie nie, ale bardzo ładnie się komponowały z tym, co już pokrywało moją skórę. Zresztą uważam, że przypisywanie jakiejś głębszej ideologii do tatuaży jest niepotrzebne. Owszem, czasem stoi za nimi coś więcej, ale pamiętajmy, że te wzory zostają z nami zazwyczaj na całe życie i często to, co miały one symbolizować, przestaje mieć dla nas znaczenie. No chyba, że to portrety dzieci czy rodziców. Każdy podchodzi do tego indywidualnie, ale ja nie mam zbyt ciekawych historii, które tłumaczyłyby to, co wbite mi zostało pod skórę.

Bohaterowie twoich powieści, na szczęście bądź nieszczęście, mają aż nadto ciekawych historii. Jak doskonale wiesz, dzisiaj chciałem porozmawiać o twojej najnowszej książce. Niemniej, “Krew” nie będzie jedynym przedmiotem naszej konwersacji. Przeglądając sieć, można napotkać wiele twoich wcześniejszych dzieł, wyraźnie krótszych. Zastanawia mnie, czy potrafisz wymienić wszystkie opowiadania, nie tylko te, za które otrzymałeś nagrody w konkursach. Spróbujesz?

Bartosz Szczygielski: Trochę tego naprodukowałem, to prawda. I cholera, nie potrafię wymienić wszystkich. “Wyższe piętro” było bardzo udane i chyba wspominam je najmilej, bo dostałem za nie wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie na opowiadanie. Pewnie powinienem wymienić też resztę, ale szczerze, to pamiętam o czym były, ale z tytułami mam już problem.

Wróćmy do konkursów. Zdradzisz czytelnikom, w jakich konkretnie “bojach” brałeś udział i który okazał się największym wyzwaniem?

Bartosz Szczygielski: Każdy konkurs to w pewnym stopniu wyzwanie, bo przecież mierzymy się z jury, które będzie nas oceniać. Niezależnie od tego, czy to gatunek związany z fantastyką, czy z kryminałem. Największym problemem było dla mnie przeskoczenie z fantastyki na kryminał właśnie, ale także udział w konkursie na opowiadanie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. To tam wysłałem pierwszy w życiu tekst w tym gatunku i trochę się stresowałem, że nic z tego nie będzie, ale zostałem miło zaskoczony. Potem było już z górki.

Jeden z konkursów przyczynił się do pomysłu powstania “Aorty”. Jak szybko pomysł przerodził się w plany, a plany w etap realizacji?

Bartosz Szczygielski: Plany pojawiły się dość szybko, ale z realizacją było już gorzej. Sądzę, że do zamknięcia “Aorty” upłynął ponad rok, ale byłem wtedy w sytuacji, kiedy nie miałem pojęcia, czy moja praca w ogóle przyniesie jakikolwiek skutek. Nie miałem wydawcy, więc równie dobrze mogło skończyć się na setkach zapisanych stron i godzinach, których nikt mi już nie zwróci. Na szczęście doceniono to, co napisałem.

W jaki sposób udało Ci się znaleźć wydawcę i zapełnić półki księgarni efektem długich godzin spędzonych przed monitorem i klawiaturą?

Bartosz Szczygielski: Wysłałem książkę, odczekałem swoje na odpowiedź i już. Dobry tekst znajdzie odbiorcę, a mi zależało na tym, żeby z “Aortą” zmierzył się konkretny redaktor z konkretnego wydawnictwa. Wysłałem więc “Aortę” tylko raz i tylko w jedno miejsce. Teraz czekam tylko, aż moje książki będą z tych półek znikały, a pojawiały się w domowych biblioteczkach. Jestem na dobrej drodze.

Barosz Szczygielski
Fot. Maksymilian Rigamonti / W.A.B.

Zdecydowanie. Twoje dzieła są mroczne. Czytając “Krew” odczuwałem wewnętrzny niepokój, które to uczucie nie towarzyszy mi zbyt często. Czy w twoim życiu stało się coś, co wpłynęło na “ciemne” postrzeganie świata, które ma odzwierciedlenie w twoich powieściach?

Bartosz Szczygielski: Już jako dzieciak tak miałem, ale nie jest to niczym spowodowane. Nie spotkała mnie żadna trauma, chyba że pod tym pojęciem mieści się nie posiadanie Pegasusa. Miałem normalne i szczęśliwe dzieciństwo. Ciekawe jest to, że już w przedszkolu przejawiałem tego typu zachowanie i raz pani przedszkolanka musiała wezwać moją mamę, bo wszystko rysowałem na czarno – słoneczko, ptaszki i tak dalej. Wprawdzie spowodowane to było tym, że miałem tylko jedną kredkę, ale niesmak pozostał.

Ograniczenia w posiadanych narzędziach wymuszają kreatywność ?

Jeden ze znajomych po przeczytaniu przygód Bysia i Kaśki stwierdził, że musisz pić dużo wódki. Wyprowadzisz go z błędu?

Bartosz Szczygielski: Z przyjemnością! Nie jestem fanem alkoholu, a z wódką nigdy nie miałem jakoś specjalnie po drodze. Jeżeli próbowałem się z nią porozumieć, to zazwyczaj kończyło się to nie najlepiej. Przyjmijmy po prostu, że moja wyobraźnia pracuje na zupełnie innych falach, niż u normalnych ludzi.

Wróćmy do bohaterów twoich powieści. Zdradzisz, dlaczego Kaśka obrywa z częstotliwości wydobywających się z karabinu Kałasznikowa nabojów?

Bartosz Szczygielski: Ponieważ życie to nie jest serial TVN, gdzie wszystko układa się tak, jak w bajce. Zresztą, kogo obchodzą historię, gdzie wszystko jest tip-top? Oczekujemy happy’endu, a ten nie smakowałby dobrze, jeżeli na drodze do niego nie pojawiłoby się trochę przeszkód.

Czytelnicy darzą ją (Kaśkę) sympatią. Spodziewałeś się takiego odbioru postaci?

Bartosz Szczygielski: Na to liczyłem. Miałem dość przedstawiania postaci prostytutki w określony sposób – jako tej o gołębim sercu, albo jako zdeprawowanej do końca. Kaśka to postać, którą życie ukształtowało w pewien sposób i żeby przeżyć musiała się zaadaptować. Czasem wymagało to od niej poświęceń. Wierzyłem, że czytelnicy docenią ją i spojrzą na Kaśkę jak na człowieka, a nie tylko przez pryzmat jej zawodu. To smutne, ale dużo osób uwielbia metkować drugiego człowieka. Cóż, social media tylko to zaogniają i małe szanse, żeby kiedykolwiek sytuacja uległa zmianie na lepsze.

Jako że polecam przeczytanie “Aorty” i “Krwi” każdemu, bez wyjątku, nie będę zamęczał cię już pytaniami dotyczącymi rzeczonych powieści. Powiedz proszę, czy planujesz kontynuację?

Bartosz Szczygielski: Mnie i czytelników czeka grand finale, czyli ostatnia część trylogii. Przy dobrych wiatrach, pojawi się w księgarniach jeszcze w tym roku.

Uchylisz rąbka tajemnicy? Miejsce akcji? Nowe postaci?

Bartosz Szczygielski: Dalej będzie to Pruszków, a przynajmniej jego okolice. Ktoś nowy pojawi się na pewno, ale pozwolisz, że nic nie zdradzę, bo popsuję niespodziankę.

Tak podejrzewałem.

Czym zajmujesz się poza pisaniem książki? Poza światem pisarskim prowadzisz jeszcze życie “szarego Kowalskiego”?

Bartosz Szczygielski: Też piszę, ale trochę inne rzeczy. Jestem copywriterem w agencji reklamowej. Wiesz, nie przepadam też za określeniem “szary człowiek”, bo to strasznie potrafi nas zdołować. Z każdej strony wmawia się nam, że powinniśmy być wyjątkowi itd., a mam wrażenie, że to wyrażenie zyskało wydźwięk pejoratywny. Wszyscy jesteśmy zwyczajni, no chyba, że mamy jakieś super moce.

Za super moc można uznać umiejętność wzbudzania uczuć słowem pisanym, co czynisz wyjątkowo sprawnie.

Chciałbyś móc rzucić wszystko (pracę i obowiązki), aby zająć się tylko i wyłączenie tworzeniem książek?

Bartosz Szczygielski: Byłoby to zdecydowanie łatwiejsze, a już na pewno zdrowsze dla mnie, gdybym mógł zająć się tylko pisaniem książek, ale jeszcze trochę muszę na to poczekać. No chyba, że w końcu wygram grube miliony w totka, ale znając moje szczęście, to raczej przede mną tylko praca.

Praca uszlachetnia, a czuję, że w twoim przypadku zaprocentuje wieloma sukcesami.

Mam nadzieję, że niebawem będziemy mieli okazję porozmawiać o twoich kolejnych planach i jak mniemam — kolejnych sukcesach. Dziękuję za twój czas.

Bartosz Szczygielski: Ja również dziękuję!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ