Aktorka opublikowała zdjęci, na którym pokazuje swoje ciało. Ciało, które nie jest idealnym ciałem, z reklamy. Jest to ciało – kobiety po porodzie. Nie mające nic wspólnego z propagandą fit matek, tuż po ciąży i gangu Lewandowskich. Ponadto – świeżo upieczona matka, podpisała zdjęcie: „bielizna szpitalna na zawsze”. Jak mogła? To podwójne przekroczenie Instagramowego tabu!
Przecież każdy z nas – zdrowo myślący człowiek, wie, że ciało kobiety po porodzie nie wygląda ja przykładowe ciało. Pozostałości po ciąży to balonik, z którego ktoś spuścił powietrze. Pisząc brzydko – to brzydkie, obwisłe ciało, które dawno zapomniało co to jędrność. By sobie o tym przypomnieć potrzebuje wysiłku, oraz C-Z-A-S-U! Każdy to wie, ale nikt nie chce o tym mówić! A już na pewno nie pokazywać, czy oglądać. Dlaczego? Bo to nie jest obrazek z Instagrama, to nie sześciopak. A rzeczywistość – normalna i zwyczajna. Tuż po porodzie niestety brzydka i nieestetyczne. I jak się okazuje – to jest grzech. Grzech ciężki!
Poza jej nie-idealnym ciałem, Amy pokazała się także w wersji bardzo domowej. To matka, która pokazała się bez makijażu i w nieestetycznej „stylówie”. Czyli nieładnych „gaciach”. Tych szpitalnych, które pomogą waginie dojść do siebie, nie narażając jej na dodatkowe otarcia i niedogodności. Idealne na okres rekonwalescencji. Wyobrażacie sobie co to znaczy w dobie instamatek. Instamatek, które od szóstej rano, odwalone od stóp do głów, wrzucają relacje, ze swoim, równie wystrojonym noworodkiem? Przecież to brzmi jak zamach na macierzyństwo! Zaniedbana matka – zła matka, jak tak można!
Na reakcje długo nie trzeba było czekać. Głosy oburzenia, o tym jak wygląda każda matka po porodzie, ale tego nie ujawnia, pojawiły się błyskawicznie. Najpopularniejszym z nich był komentarz, że aktorka nie powinno się w ogóle tak pokazywać, i że to intymne. Mhm… a super-seksi mamy z full make-upem, fryzurą prosto od fryzjera, w kuszącej bieliźnie, nie są intymne? No wychodzi na to, że nie. Bo bielizna na słusznych kształtach, pokazana w piękny sposób, jest estetyczna. Ale jest coś jeszcze – nie jest prawdziwa. Bo taka fitmatka od rana stała przed lustrem, po to by tak wyglądać. Albo stał nad nią sztab stylistów.
Amy Schumer po prostu pokazała to jak wyglądają kobiety, gdy nikt nie patrzy! A szczególnie teraz – gdy za oknem temperatura, jakieś czterysta stopni, na plusie. Gdy wpadamy do domu, wpadamy jednocześnie pod ziny prysznic. Nasz makijaż już dawno moglibyśmy zbierać z podłogi, bo właśnie tam pozostał, pod wpływem słońca, które grzało prosto w naszą czerwoną twarz. A jego pozostałości wcale nie są estetyczne. Pośpiesznie zrzucamy z siebie staniki, zrzucając przy tym wszelkie maski, w zaciszu swojego domu. No i to jest prawdziwe. Ale umówmy się – pokazywanie tego prawdziwego życia w naszych mediach społecznościowych to dla nas za dużo. I nawet to rozumiem – sama wolę pokazać się w tej najlepszej wersji, niż wystawić na publiczny lincz. Wole też oglądać ładne i estetyczne rzeczy, jak większość z nas. Nie zapominam jednak przy tym, że nie wyglądam 2 4 na dobę tak, jak na ostatnim zdjęciu na Instagramie. Gdyby tak było, wychodzi na to, że moje życie polegałoby na czystym hedonizmie – bywaniu w fajnych miejscach, i zwiedzaniu świata. Fajnie, ale niestety to tylko jego cześć. A znacznie większą jest ciężka praca, i odpoczynek po niej – w za dużej bluzie, sprzed trzech lat, ale tego na swojego IG nie wrzucam. I chyba właśnie dlatego podziwiam taką Amy, która ma na tyle jaj, by głośno mówić, a przede wszystkim pokazać, jak wygląda rzeczywistość, i jak wygląda macierzyństwo – bez fałszywego kolorowania i przekłamania rzeczywistości.
Kumam nawet to, że nie wszystkim może się podobać takie publiczne obnażanie z kobiecości. Ale nie kumam tego hejtu. Nie kumam też tego, że drugiej kobiecie – może nawet też matce, może tak bardzo brakować dystansu. W tym również do siebie. Bo wmawiając takiej Amy, że to co pokazała jest „obleśne”, samą siebie skazuje na brak przyzwolenia na niedoskonałości. I machina się napędza. Może to przejaw braku tolerancji, może braku inteligencji emocjonalnej, a może panicznego strachu – strachu przed kobiecym ciałem i jego niedoskonałościami. W tym DOSKONAŁYM świecie!
Wnioski Amy po Insta aferze: fajne! Zamieściła ona na Insta kolejne zdjęcia. Pod nimi żartobliwie przeprasza za swój poprzedni post. Na pierwszym zdjęciu jest ubrana, natomiast na drugim – po odsunięciu spodni, ukazują się… haha – szpitalne gatki! Brawo za dystans i poczucie humoru!