Lena Dunham – dziewczyna z krwi i kości
Ma 28 lat, nadwagę i… wiele sukcesów na koncie. Napisany przez nią serial „Dzewczyny” o neurotycznych, przeciętnych kobietach, które z pewnością nigdy nie widziały Nowego Jorku oczami Carrie Bradshaw, jest hitem na całym świecie. Ludzie polubili egoistyczne i zagubione bohaterki z krwi i kości. Część publiczności z pewnością się z nimi identyfikuje. To jednak nie koniec pomysłów kreatywnej amerykanki. W styczniu w Polsce wychodzi jej książka „Nie taka dziewczyna”. To zbiór felietonów, w których Lena z typowym dla siebie dystansem, opisuje kobiecą rzeczywistość.
14 lat po emisji pierwszego odcinka „Seksu w Wielkim Mieście” pojawia się jego bardziej realistyczna wersja. Rewers dla cukierkowej historii pięknych, bogatych singielek. W „Girls” zamiast łatwym sukcesem – Lena posłużyła się estetyką porażki. Dziewczyny absolutnie nie-fabulous (pozostając w konwencji Carrie i spółki). Nie ma lunchy w horrendalnie drogich knajpach, spędzania dni na zakupach u Manolo Blanica i chodzenia na randki z dziedzicami wielkich fortun. Są za to tłoczne imprezy w loftach, tanie bary i lądowanie w łóżku z facetami żyjącymi na garnuszku rodziców. Nie ma pięciocyfrowych czeków za felietony o seksie, jest za to stos niezapłaconych rachunków za czynsz i kompromitowanie się na kolejnych rozmowach kwalifikacyjnych.
Girls już po pierwszym odcinku wywołały niezdrowe i nieadekwatne kontrowersje. Na serial spadła fala krytyki. Oskarżano serial o rasizm i brak reprezentacji typowej nowojorskiej multikulturowości (wszystkie bohaterki są białe), promowanie życiowego nieudacznictwa, niedojrzałości, egoizmu i niezrozumiałego pociągu kobiet do samoponiżenia. W czasach wszechogarniającej propagandy sukcesu Lena Dunham swoim serialem próbowała wyłamać się ze schematu, za co nieźle oberwała. Prawdą jest jednak to, że opowieść o 4 dziewczynach bezskutecznie szukających swojego miejsca na ziemi, stał się (chociaż nieumyślnie) małym manifestem pokolenia, które w Polsce nazywamy „Pokoleniem 2000 brutto”. Chodzi o całe grupy młodych ludzi, którym przez całe życie wpajano, że zdobywanie wiedzy kształcenie jest drogą do sukcesu. Zderzając się z pomagisterską rzeczywistością doświadczają swojego rodzaju schizofrenii i dezorientacji. Zwłaszcza dostając marną pensję, którą musza opłacić jeszcze marniejsze mieszkanie. Nikt wtedy nie myśli o drinkach na Lazurowych Wybrzeżu. Czujemy się bardziej jak kultowy już Adaś Miałczyński z „Dnia Świra” niż bohaterowie z „Beverly Hills”, którzy już w liceum jeżdżą lepszymi samochodami od naszych rodziców.
Lena nie kreuje się jednak na głos pokolenia wyjałowionych i zawiedzionych dwudziestoparolatków. W innym przypadku musiałaby być przeświadczona o swojej wyjątkowości i kierować się chorymi ambicjami. A nie dlatego stała się idolką dziewczyn na całym świecie. Lena nie jest typową pięknością, ma problemy z nadwagą, co pozwala wielu kobietom na identyfikowanie się z nią. Dziewczyny odnajdują siebie, swoje problemy, obawy na pewno bardziej w Lenie niż w pewnej siebie, przebojowej do bólu Samancie. Lena wygrywa autentycznością i normalnością, która po modzie na ekscentryczność, znowu wraca do łask.
Z wielu wywiadów przeprowadzonych z Dunham jasno wynika, że serial jest zapisem jej własnych doświadczeń, przeżyć i historii kobiet, z którymi się przyjaźni, które sama zna. W oczywisty sposób z bardzo zawężonej perspektywy.
Oglądanie Girls wyprowadza nas z bezpiecznej strefy komfortu, tego, co przyzwyczajeni jesteśmy oglądać w telewizji. Lena Dunham pokazuje kobiecą masturbację, menstruację pojawiającą się w nieoczekiwanych momentach, dziwaczny seks (nie tylko ludzi młodych, ale i w wieku dojrzałym) i przede wszystkim – mnóstwo swojego okrągłego ciała bez cienia żenady, performując swoją nieatrakcyjność i nadwagę.
Przypomnijcie sobie najbardziej żenujące sytuacje ze swojego życia, takie po których planowaliście ucieczkę na stepy albo zmianę nazwiska. Prędzej czy później podobne historie pojawią się w Girls. Bo taki jest ten serial. I taka jest też Dunham. Do bólu szczera i prawdziwa – nawet jeśli oznacza to emanowanie tą gorszą (częściej występująca) stroną życia.
Katarzyna Mierzejewska