Najdziwniejsze instalacje miejskie
W listopadzie, w Warszawie powstanie instalacja artystyczna „Dziki bluszcz”, która zostanie wykonana ze śmieci. Jej autorka, Iza Rutkowska mówi, że będzie ona wnikała w tkankę miejską i rósła na naszych oczach, pozornie sycąc je zielenią. Do akcji może przyłączyć się każdy z nas, oddając swoje posegregowane odpady lub szyjąc z artystką liście. Już kilka godzin po ogłoszeniu wydarzenia, akcja zaczęła zbierać negatywne komentarze mieszkańców, którzy pytają, kto później ten bałagan posprząta? Jak więc wytłumaczyć sztukę, żeby została uznana za potrzebną? Poznajcie najdziwniejsze instalacje, które pojawiły się na przestrzeni lat.
„Krzesło” Tadeusz Kantor
W 2001 roku na jednej z wrocławskich ulic stanęła ośmiometrowa rzeźba. Autor zaprojektował ją ponad 40 lat wcześniej, ale przez ten czas nie ujrzała światła dziennego w Polsce. Olbrzymie krzesło znalazło swoje miejsce na Śląsku, ale nie jest jedyne na świecie. Pierwsze odsłonięto w Oslo, drugie w Galerii Foksal, a trzecie w Hucisku, koło domu Kantora. Wszystkie rzeźby różnią się od siebie, zarówno wzorem, jak i rozmiarem. Są one urzeczywistnieniem idei „architektury niemożliwej”, do której dążył artysta.
„Przewidywane złamanie ręki” Marcel Duchamp
Nie jest to najbardziej znana instalacja tego autora. Owiana legendą „Fontanna” na pewno bije ją na głowę, ale warto wspomnieć o tym dziele, ze względu na opis i cel jego powstania. Przedstawia ono najzwyczajniejszą łopatę do odgarniania śniegu. Tak może stwierdzić każdy, kto wykorzystuje ją do pracy fizycznej. Duchamp postanowił zrobić z niej dzieło artystyczne i tak też się stało. Mamy tu do czynienia z rozdwojeniem pojęć i manipulacją ze strony autora. Takie dzieło nie niesie ze sobą wniosków, bo po prostu ma prowokować. Jedynie tytuł jest elementem, który kieruje nasze myśli w przyszłość i każe zastanowić się „Kto złamie ramię?”.
„City” Mark Jenkins
Jest jednym z najlepszych i najbardziej prowokujących ze współczesnych artystów. Jego instalacje, umieszczone w przestrzeni miejskiej potrafią przestraszyć niejedną osobę. Czy to człowiek bez głowy próbujący napić się wody z fontanny na ogromnej wysokości, czy manekin klęcząc przed witryną sklepową – wszystkie działają podobnie. Przechodzący obok nich ludzie różnie reagują i stają się nieświadomymi aktorami w przedstawieniu Marka. Rzeźby rozmieszczone w różnych miejscach w mieście wchodzą w bezpośrednią interakcję z przypadkowymi przechodniami. Jenkins realizuje swoje projekty na całym świecie.
„Strefa ciszy” Mariusz Libel
W marcu przed Pałacem Kultury stanęła szklana budka, w której znalazła się ławka i trochę piachu. Jej nazwa sugerowała, że można do niej wejść, odpocząć od miejskiego zgiełku i poczuć się przez chwilę jak na plaży. Jednak jej ściany były przezroczyste, więc nie dało się nie zauważyć, że wokół nas znajduje się jednak to samo miasto. Jej twórcą jest specjalista od urban art, czyli wizualnej sztuki miejskiej.
„Open city” Lublin
W ramach tego festiwalu, raz w roku miasto zamienia się w przestrzeń, gdzie sztuka uliczna kwitnie. W tym roku w całym Lublinie pojawiło się kilka instalacji, które niejednokrotnie dziwiły mieszkańców. Na Starym Mieście mogliśmy oglądać trabanta z betonowymi łunami świateł, wyglądajego jakby za chwilę miał wjechać w Urząd Stanu Cywilnego, czy kartony leżące na środku Placu Po Farze, pozorujące stertę śmieci. To ostatnie dzieło zatytułowane „Niebiańskie podarunki” i wypełnione błękitem, miało symbolizować oczekiwanie na „mannę z nieba”. Z kolei przy ulicy Świętoduskiej w 2011 roku stanęła replika domu Elvisa Presleya zbudowana z rusztowań. Dlaczego autor postawił na dom gwiazdy rock’n’rolla? Jest on symbolem kultury pop. Gdy budynek powstaje, duch Elvisa ożywa – tłumaczył Alexandre Perigot.
Ada Koperwas