„Boylesque Show” w Drugiej Strefie
Kilka dni temu, a dokładniej 24 października miała miejsce premiera „Boylesque Show” w Teatrze Druga Strefa. Niejako jest to premiera podwójna, ponieważ był to pierwszy występ męskiej burleski w Polsce. Początki bywają trudne, jednak w tym przypadku zarówno aktorzy, jak i reżyser poradzili sobie świetnie.
Show opierało się na niezbyt jeszcze znanej w naszym kraju sztuce burleski. Burleska ta jednak była nietypowa – tym razem zobaczyliśmy ją w męskim wydaniu. Nad całym przedsięwzięciem czuwała Betty Q, chyba najbardziej znana polska performerka tej mieszanki tańca, kabaretu, striptizu i dużej dozy kiczu. Kicz jednak w tym przypadku nie oznacza nic złego – jedynie wyolbrzymia i wydobywa na powierzchnię to, co ma być zauważone.
Już sam początek był pełen brokatu i nagości – piękna Betty Q wyszła na scenę, by powitać gości i poprowadzić show. Może i konferansjerka nie była na najwyższym poziomie, ale bogini burleski nadrabiała urodą, wdziękiem i kokieterią.
Jak sama stwierdziła, na początku był brokat. W tym przypadku na początku pierwszego show było złote jajo, z którego wykluł się biblijny Adam, przybrany jedynie w listek figowy umieszczony w strategicznym miejscu. Z lekką niepewnością Adam (bodajże Master Bee) nieporadnie zaczął się prężyć i fikać po scenie. Szybko nabrał jednak pewności siebie, przyzwyczaił się do nagości i już po chwili epatował pewnością siebie. Tej cechy nie brakowało też Gladkiemu Adasiowi, który przewrotnie ukazany był jako Ewa. Performance zwieńczyli sceną stworzenia Adama, znaną z fresku Michała Anioła.
Potem był tylko weselej. Betty zapowiedziała Werewolf Boi’a, pięknie prezentując się w niesamowitej, odkrywającej co przyjemniejsze części ciała sukni. Sam Werewolf Boi, przystojny mężczyzna, na oko koło trzydziestki, przedstawił dwa oblicza związkowego partnera – króliczka i wilka. Jako króliczek, wyglądał niemal niewinnie w różowawym futerku, z doczepionymi uszkami, sztucznymi rzęsami, z pełnym, brokatowym oczywiście, makijażem i na wysokich szpilkach. Chwilę później następiła transformacja – puszysty króliczek włożył maskę wilkołaka, skórzane stringi, obróżkę i zamienił się w drapieżnika. I to seksownego drapieżnika, który wił się na scenie niczym profesjonalna tancerka.
O poszczególnych częściach show można się rozpisywać na wiele stron. Nie chcę jednak zbytnio spoilerować tym, którzy na „Boyleskę” się wybierają. Nie mogę jednak nie wspomnieć o figlarnym Gladkim Adasiu, który rozrabiał i kokietował, będąc pomocnikiem Betty Q, o bardzo ekspresyjnym i nieokiełznanym Mr Tutti Hide oraz o bardzo odważnym występie, po którym orzeł biały kojarzy mi się już tylko ze środowiskiem LGBT (świetna pożywka dla zawistnego kręgu homofobów). Poza tym Kim Lee pokazał się ze swojej męskiej strony, a Betty zaczarowała publiczność swoim pokazem.
Podsumowując: uśmiałam się jak nigdy, zobaczyłam coś niepowtarzalnego i wyszłam pełna podziwu, z poprawionym humorem i z chęcią opowiedzenia o tym całemu światu. Przede wszystkim, gratulacje za odwagę Panowie. Betty, zrobiłaś kawał dobrej roboty. Poza tym nigdzie nie widziałam takiej otwarości na widza jak w Drugiej Strefie. Polecam „Boylesque” na ponure, jesienno-zimowie wieczory – nic innego nie rozgrzewa tak, jak to show, pełne brokatu, śmiechu i gołych pup.
Małgorzata Szpak