Staram się być z siebie niezadowolony

rogucki do tekstuO dążeniu do doskonałości, życiowych wyborach, o tym co zmienia mężczyznę, sztuce, inspiracjach i kondycji współczesnej muzyki – rozmawiam z Piotrem Roguckim – artystą cierpiącym na nadmiar pomysłów i niedobór czasu.

Beata Mironow: Proszę mi zdradzić, na czym polega Pana zdaniem szczęście w muzyce. To ilość sprzedanych płyt i ilość fanów na koncercie daje Panu satysfakcję? A może spełnienie w pana przypadku to zupełnie coś innego?

Piotr Rogucki: Szczęście jest tak naprawdę złudzeniem. Dobrze jest czuć się dobrze, żeby mieć siłę do działania. Potrzebne jest to do osiągnięcia życiowej równowagi. Jestem jednak zdania, że szczęście trwałe jest tak naprawdę nieosiągalne. To stan krótkotrwały. Dla mnie szczęście to tworzenie. Największe zadowolenie czuję w momencie, kiedy wykonam swoją pracę i skończę wcześniej zaplanowane dzieło. Być może kiedyś przejmowałem się tym bardziej. Teraz jestem zdania, że najważniejsze, by to co robię było wiarygodne dla mnie samego, a na pewno znajdzie swoich odbiorców.

Jest Pan spełnionym muzykiem. Zapytam trochę przewrotnie: Czy szczęście spowodowane realizacją wytyczonych celów może być powodem stagnacji?

Tak, samo zadowolenie może być powodem stagnacji. Bezpieczeństwo, dobre samopoczucie na dłuższą metę mogą być powodem rozleniwienia. Staram się jednak nie być z siebie zadowolony. Tym bardziej, że tak naprawdę działam w wielu dziedzinach. Mówi się, że nie da się dojść do perfekcji na każdym polu. Być może jest to prawda, ale ja staram się tę doskonałość osiągać. Czy to w aktorstwie, w pisaniu tekstów, w śpiewaniu, w występie scenicznym czy tworzeniu muzyki. Być może dlatego, że nigdy nie koncentrowałem się na jednej rzeczy, te wszystkie efekty mojej pracy są niedoskonałe. Może to taki trop ku temu, by czuć to niespełnienie, które pozwala mi brnąć dalej w twórczość.

Debiutancki album Comy przypada na 2004 rok. Od tego czasu minęło 10 lat. Dziś jesteście zespołem, który jak Pan sam stwierdził, na polskiej scenie muzycznej, osiągnął już wszystko. Czy zmieniły się Pana poglądy i system wartości, czy zmieniło się podejście do muzyki, sztuki?

Niektórzy uważają, że to megalomania albo zarozumialstwo, gdy mówię, że zespół osiągnął już wszystko, ale ja mam na myśli to, że zrealizowaliśmy wszystko, co zaplanowaliśmy osiągnąć. Nie planowaliśmy otrzymać Bursztynowego Słowika, jakichś spektakularnych sukcesów w Opolu czy Sopocie, rzeszy milionów fanów czy hitu w komercyjnej stacji radiowej. Nie takie były nasze cele. Nasze aspiracje, jako zespołu rockowego, to móc grać w każdym klubie przed pełną publicznością, wydawać albumy i spotykać się z fanami. Zostaliśmy również docenieni przez środowisko muzyczne. Otrzymaliśmy statuetkę Fryderyka w kategorii ,,Najlepszy album rock’owy’’ za każdą płytę, którą wydaliśmy i to nam wystarcza. Dalej działamy spokojnie, nie czekamy na kolejne statuetki i medale. Mając pewne zaplecze, realizujemy spokojnie swoje zamierzenia i plany. Oczywiście jeszcze w pełni nie przedstawiłem publiczności swojego oglądu sztuki taką, jaką ją widzę na początku XXI wieku. Nie zaprezentowałem rogucki do tekstu 2jeszcze publiczności swoich przełomowych dzieł, ale ten moment nadejdzie. Miałem czas do przemyśleń dla siebie samego, żeby dojrzeć i żeby zrozumieć zagadnienia związane z realizacją swojego manifestu. Skończyłem technikum elektryczne i tak naprawdę musiałem się najpierw upewnić w tym, że rzeczywiście jestem twórcą. Później zacząłem opracowywać swój system działań artystycznych i wartości w sztuce. Powstawało moje wyobrażenie, w jaki sposób chcę ludzi informować o tym, co jest ważne. Czy zmieniał się mój system wartości? Tak, zmieniały się moje ideały, bo eksperymentowałem na różnych płaszczyznach. Widzę, że życie zatacza kręgi i tak naprawdę zawsze powracasz do tego, w czym się wychowałeś zależy tylko jak to skonsumujesz. W pewnym okresie sądziłem, że te wartości, w których zostałem wychowany, są nieadekwatne do tego co zastałem w dorosłym świecie. Miałem wrażenie, że nie przekazują mi tego, jak świat funkcjonuje. Byłem harcerzem, wychowanym w duchu patriotyzmu, honoru i wrażliwości na piękno. Później, kiedy moje młodzieńcze życie zetknęło się z dorosłością i brutalnym światem walki marketingowej, okazało się, że takie wartości nie są nic warte na rynku. Liczy się drapieżność, bezkompromisowość i brak skrupułów, nielojalność. W taki sposób próbowałem funkcjonować również ja. To kompletnie nie zdało egzaminu. Źle się czułem w takiej roli, ale musiałem taki etap przejść, żeby dojść do momentu, w którym te wartości, których się uczyłem w dzieciństwie, znowu zyskały miano ideałów, według których chcę żyć.

 Popularność i nagrody nie przewróciły Panu w głowie. Nie wywołuje Pan skandali. W tym zawodzie łatwo pobłądzić, a ja mam wrażenie, że wszystkie Pana decyzje są głęboko przemyślane. Czy żałuje Pan czasami swoich wyborów?

Nie zawsze wszystko było przemyślane. Był taki okres, że się troszeczkę zachłysnąłem popularnością. Trochę nam palma odbijała. Chyba każdy, nie tylko w kręgach artystycznych, musi przejść przez taki sprawdzian. Nie było to jednak aż tak widoczne i spektakularne, jak w przypadku niektórych celebrytów. Prasa nie rozpisywała się na ten temat, bo nie wariowaliśmy aż tak spektakularnie, a poza tym nie jestem osobą znaną. To było niewygodne. Czułem się wtedy bardzo zmęczony i nienasycony. Życie jest oczywiście bardzo skomplikowaną materią. Nie da się raz na zawsze ustalić pewnych działań. Zaskakują nas nowe sytuacje, zaskakujemy samych siebie. Tak naprawdę trzeba być otwartym na to, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, lecz staram się trzymać jakiś rygor w tym co robię.

Stwierdził Pan kiedyś ,,Nie jestem ciekawym człowiekiem w życiu osobistym’’. Czy mam to uznać za kokieterię czy za ogromne pokłady skromności w Pana usposobieniu?

Tak naprawdę ani jedno, ani drugie. W sumie jeśli chodzi o działania z życia codziennego, to nie jestem ciekawy. Mam na myśli – medialny. Nie wywołuję skandali. Jeżeli już są, to skandaliki, które pozostają w gronie znajomych. Ostatnio jednak prawie wcale. Koncentruję się na pracy i tak naprawdę ostatnie lata były temu poświęcone. Jestem ściśle nastawiony na działanie i pracę, a przede wszystkim dobrze zorganizowany. Mam też dziecko -roczną córeczkę. Jeżeli nie praca, to poświęcam czas małej. Ci, którzy są rodzicami, wiedzą o tym, że czas wolny nie istnieje. Czas trzeba sobie regulować co do godziny, a nawet co do minuty. Ostatnio wziąłem sobie dużo działań na głowę. Właściwie zawsze tak było, tylko teraz są one bardziej widoczne. Moje życie jest dosyć nudne. Nie robię niczego, czego inni by nie robili. Spektakularne działania dotyczą pracy. To mi wystarczy. Nie muszę być wariatem w życiu codziennym. Wręcz przeciwnie, w codzienności potrzebuję trochę spokoju, regularności i systematyczności. Nie lubię, jak mnie ktoś zaskakuje. Lubię mieć wcześniej wszystko zaplanowane, zorganizowane. Jeśli ktoś mi mówi, że mam wykonać jakieś działania następnego dnia, to zaczynam być niemiły, bo tracę grunt pod nogami. Po prostu jestem nieprzygotowany na jakieś wywiady, kręcenie reklamówek, podróżowanie czy inne działania z dnia na dzień. Muszę mieć wszystko zaplanowane przynajmniej tydzień wcześniej. Wtedy żyje się wygodniej. Więcej miejsca na improwizację jest na scenie. Tam już można wariować i buntować się. Można nie mieć granic w wyobraźni czy w utworach. Tam można takich rzeczy się dopuszczać. W życiu trzeba umieć zachować równowagę, uczę się tego.

rogucki do tekstu 4Od początku działalności zespołu wspierają Was wierni fani, którzy są związani z zespołem. Czy wraz ze wzrostem popularności grupy to się zmieniło?

Tak, zmieniło się. Fan, to jest taki typ człowieka, który się pojawia i znika w naszej działalności. Miałem taki okres, że bardzo zależało mi na zachowaniu pewnej grupy, która nas wspierała i powodowała, że mogliśmy istnieć. Później okazało się to niemożliwe, żeby ich zadowolić. Zwłaszcza, że ta grupa wzrastała. Boleśnie przeżyłem to kiedy pojawił się Internet. Na początku naszej działalności na koncerty przychodzili tylko ci, którzy nas lubili, którzy pomagali nam tworzyć te koncerty, budować scenografię czy montować nagłośnienie. Mieliśmy do czynienia tylko z tymi, którzy czuli ,,pełny drive’’. W marcu 2004r. przed nagraniem pierwszego teledysku do utworu ,,Leszek Żukowski’’, 300 osób przyszło moknąć w deszczu w temperaturze 2oC. To było piękne. Wraz z rozwojem techniki, wszyscy mogli wyrazić swoje zdanie, co było dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Nie sądziłem, że ci ludzie, którzy uważają się za naszych fanów, są w stanie tak bardzo nas oczernić. Nie wszyscy byli w stanie uwierzyć w to, co my mamy do powiedzenia. Być może byłem zarozumiały, bo wierzyłem w to co robiłem i chciałem żeby wszyscy to lubili, ale tego nie udało się osiągnąć. Fani to ludzie, którzy są i odchodzą. To grupa, która raczej przywiązuje się do konkretnego projektu niż do nas jako zespołu. Czasem nas wspierają, czasem nie. Jeśli mam być szczery to jestem na takim etapie, ze nie działam z myślą o fanach. Działam dla siebie, dla celu który, sobie założę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ