Spowiedź Kuby Sienkiewicza
Na scenie muzycznej jest już 25 lat. Jego wielki przebój „Przewróciło się, niech leży” to hymn bałaganiarzy. Inne jego hity to „Jestem z miasta”, „Kiler” czy „To już jest koniec”. Między koncertami jako lekarz neurolog przyjmuje pacjentów. Ojciec gromadki dzieci. W szczerym wywiadzie opowiada, jak walczył z głęboką depresją. W swej książce „Kubatura, czyli elektryczne wagary” składa hołd mamie i opowiada o swoich sukcesach i porażkach.
Agnieszka Kowalczyk: Wierzysz w przeznaczenie?
Kuba Sienkiewicz: Mam świadomość, że to jak potoczy się przyszłość, zależy od decyzji podejmowanych tu i teraz. Gdybym teraz, po wyjściu z tego budynku zechciał skoczyć do wody, to stworzę zupełnie inną przyszłość, niż gdybym normalnie wrócił do domu. Jak pokierujemy życiem w tym momencie, tak się dalej ono potoczy.
W swojej książce przełamujesz stereotyp brudnego i śmierdzącego alkoholika. Napisałeś: „dno bywa bardzo sterylne”. Czyli twierdzisz, że problem alkoholowy może mieć człowiek w przysłowiowym garniturze?
Tak. Dno wcale nie musi wyglądać obrzydliwie dla obserwatora z zewnątrz. Może być wynikiem obniżenia nastroju, długotrwałego przygnębienia i wreszcie bardzo głębokiej depresji. Często moment dotknięcia dna jest jednocześnie momentem, w którym następuje odbicie. Moment odbicia się od dna może być różny u każdego, kto walczy z uzależnieniem.
Decydując się na terapię odwykową od leków, wygrałeś sam ze sobą. Co było tak silnym bodźcem, że w końcu powiedziałeś sobie dość? Fakt, że parę lat temu potrąciłeś kobietę, czy może podjąłeś tę decyzję ze względu na dzieci?
Miałem bardzo głębokie obniżenie nastroju i ciężką depresję. To był taki stan, kiedy już nie umiałem funkcjonować. Przestraszyłem się tego i stwierdziłem, że bez czyjejś pomocy nie dam rady. To był ten decydujący moment, w którym postanowiłem, że zwrócę się o pomoc do innych ludzi i tak to się zaczęło.
Jesteś szczęśliwy?
Nie wiem. Nie uważam się za nieszczęśliwego człowieka. Doceniam te doświadczenia życiowe, które mnie spotykały i czas, w którym żyłem, bo to niezwykły okres w historii Polski i świata.
W książce złożyłeś swojej mamie hołd. Napisałeś, że w twojej rodzinie jest tradycja odnoszenia sukcesów na drodze zawodowej, natomiast w życiu osobistym pojawiają się kłopoty z utrzymaniem ogniska domowego.
Tak. To wynika z traumy wojennej i to opisałem w książce. Moja mama Maria była dzieckiem II wojny światowej. Urodziła się w listopadzie 1939 roku na Kielecczyźnie, we wsi Młynki. W przypadku mojej mamy to był koszmar 1945 roku. Miała 6 lat, gdy założono jej na szyi kartkę, na której było napisane, jak się nazywa i dokąd jedzie. Wsadzono ją do pociągu i żeby nie umarła z głodu i z pragnienia dano jej kozę. Jechała z tą kozą trzy dni. W czasie postoju pociągu wychodziła z nią na trawę i koza tę trawę jadła. Potem mama doiła zwierzę, a mleko wypijała. Tak się w czasie tej podróży żywiła. Była to dla niej wielka trauma. Może dlatego miała problemy osobiste, bo jako dziecko była świadkiem wielu nieszczęśliwych zdarzeń spowodowanych przez wojnę. Musiała szybko dorosnąć i nauczyć się sama sobą opiekować. Dzieciństwo nadrabia się w życiu dorosłym m.in. poprzez nieuporządkowane życie. W mojej książce pokazuję, że ta trauma wojenna przekazywana jest dalej.
Wojna dostarczyła ludziom ogromnego stresu, wielokrotnego zagrożenia życia i widoku śmierci dookoła. Musimy sobie zdawać sprawę, że potem nastało kolejne 10 lat jeszcze gorszej katorgi. Okres między 45 a 55 rokiem był okresem głodu, chorób, bytowania w nieustannym zagrożeniu już nie ze strony Niemców, a ze strony chociażby Służby Bezpieczeństwa.
Może to właśnie spowodowało, że twoja mama była genialnym psychiatrą. Jak napisałeś, strach było podejść nieraz do pacjenta ze strzykawką, bo mógł po prostu zabić, natomiast twoja mama tej strzykawki w ogóle nie potrzebowała.
Ona umiała z pacjentem skontaktować się tak, by był jej posłuszny.
Dostała talent od Boga?
To był na pewno talent i wielki dar do kontaktu z pacjentem. Próbowałem i nadal staram się w swojej praktyce powtarzać metody mojej mamy.
Jak to wszystko wpłynęło na twoje życie?
Trauma wojenna przechodzi. Im więcej czasu upływa, im więcej mamy wiedzy na temat różnych zjawisk z dziedziny psychopatologii, im więcej zyskujemy narzędzi do tego, żeby samego siebie zmieniać i nie poddawać się pewnym destrukcyjnym zachowaniom, tym mamy większą odpowiedzialność, żeby tej traumy dalej nie przekazywać.
Dlaczego wybrałeś studia medyczne?
Bałem się wojska i uważałem, że w moim przypadku najprościej będzie dostać się na medycynę. Chemią, fizyką i biologią interesowałem się najbardziej i z tych przedmiotów miałem najlepsze wyniki. Myślałem, że jak będę je zdawał na maturze, to jednocześnie będę dobrze przygotowany do egzaminu wstępnego. Z tych trzech przedmiotów w informatorze dla kandydatów na wyższe uczelnie „wychodziła” tylko medycyna. Z praktyką lekarską zapoznałem się już w dzieciństwie. Nie bałem się tego zawodu i wyobrażałem sobie, że mogę go wykonywać. Dla mnie sytuacje związane z ciałem i fizjologią nie były problemem. Zdawałem sobie sprawę, że kończąc medycynę, nie jestem skazany wyłącznie na uprawianie zawodu lekarza i pracę bezpośrednio z pacjentem, bo można równie dobrze być chociażby historykiem medycyny, zajmować się naukami podstawowymi jako biofizyk czy biochemik i prowadzić ciekawe projekty badawcze. To są studia, które otwierają szereg drzwi, dają sporo możliwości.
W jakich okolicznościach powstał jeden z Twoich wielkich przebojów „Przewróciło się, niech leży”?
Piosenka powstała podczas sprzątania mieszkania.
Jaki jest prawdziwy Kuba Sienkiewicz? To uporządkowany i pedantyczny do bólu człowiek czy bałaganiarz? Lubisz sprzątać?
Tamto sprzątanie mi nie szło. Żona mnie zmusiła metodami nacisku psychologicznego. Dostałem chandry. Musiałem to przygnębienie odreagować. Tak w głowie zacząłem układać bluesa „Przewróciło się, niech leży”.