Czy twój like ratuje życie?
Tak, jak kiedyś Jezus zmieniał wodę w wino, tak współcześni internauci zmieniają facebookowe like’i w wodę dla afrykańskich wiosek. Notorycznie nabieramy się na charytatywne łańcuszki, szlachetne farmy like’ów i akcje społeczne, dzięki którym zmiana naszego profilowego zdjęcia zmniejszy odsetek patologii w rodzinie. Przykra prawda jest jednak taka, że znajdują się ludzie wykorzystujący naiwność i współczucie użytkowników portali społecznościowych.
Farmy fanów to nic innego jak facebookowe fanpage, których twórcy po nabiciu odpowiedniej ilości polubień, sprzedają profile na aukcjach internetowych. Powstają profile rozrywkowe w rodzaju „Szlachta nie pracuje”, które otrzymają uniesiony w górę kciuk od jednego hipstera, jego znajomych i znajomych jego znajomych. W ten sposób liczba fanów urasta do kilkucyfrowych numerów, a twórcy profilu wystawiają swój dorobek na aukcji internetowej. Pewien użytkownik Facebooka, który w ten sposób utrzymywał się przez 1,5 roku, wyjawił na portalu Wrzuta.pl, na czym polega zarabianie pieniędzy na like’ach innych facebookowiczów. Zgodnie z ujawnionymi przez niego informacjami, cena fanpage’a z 150 tys. fanów to 3 tys. złoty. Sprzedaż strony internetowej z takim funpage’em to koszt 5 tys. złoty, a uzbieranie dla już istniejącego profilu takiej liczby fanów to wydatek rzędu 20 tys. złoty. W procederze tym nie byłoby niczego złego, gdyby nie fakt częstego wykorzystywania ludzkich tragedii do mnożenia like’ów i udostępnień. Niestety chore dzieci, bite kobiety i głodujące zwierzęta najlepiej nakręcają spiralę facebookowej charytatywności. Łatwiej jest kliknąć przycisk „Lubię to” niż przelać choćby 5 zł na konto jakiejkolwiek fundacji. Facebookowi oszuści wykorzystują ludzką naiwność do tego stopnia, że z pewnością znajdzie się duże grono osób wierzących, że ich like uchroni małego Stasia przed agresywnym tatą alkoholikiem.
Zjawisko wykorzystywania użytkowników Facebooka do niby-charytatywnych akcji jest ciągle powszechne, choć na szczęście coraz więcej osób jest świadomych mechanizmu, który za nimi stoi. Internauci bez problemu rozpoznają tzw. farmy fanów i ostrzegają przed nimi innych, coraz skuteczniej blokując „rozlewanie się” tych treści po sieci. Wykorzystywanie mechanizmu „jestem dobry, bo pomogłem”, to praktyka karygodna, która wywołuje fałszywe zadowolenie z pomagania innym. – komentuje Piotr Łokuciejewski, Strategy & Development Director w Think Kong, agencji specjalizującej się w realizowaniu celów biznesowych klientów z wykorzystaniem social media.
Hipokryzja użytkowników portali społecznościowych, którzy dla ratowania planety gotowi są NAWET zmienić swoje zdjęcie profilowe, zwróciła uwagę samych organizacji pomocy społecznej. W ubiegłym roku UNICEF zorganizował publiczną kampanie, która miała na celu uświadomić dobrodusznym internautom, że do realnej pomocy potrzebne są jeszcze bardziej realne pieniądze. Kampania pod hasłem „Like us on Facebook, and we will vaccinate zero children against polio” („Polub nas na Facebooku, a zaszczepimy zero dzieci przeciwko polio”) to brutalna prawda. Internetowe zaangażowanie jest nieporównywalnie prostsze niż jakakolwiek forma faktycznej pomocy.
Ekspert w dziedzinie social media Piotr Łokuciejewski wskazuje, że nie można jednoznacznie skrytykować wszelkich facebookowych akcji.
Zdarzają się pojedyncze przypadki, kiedy danie „lajka” na facebooku naprawdę może coś zmienić – jedna z gdańskich agencji interaktywnych przy wykorzystaniu platformy Arduino, aplikacji napisanej w Javie i chmury Amazona stworzyła mechanizm, który umożliwiał dokarmianie ptaków zimą. Karmnik był połączony z licznikiem polubień, który dozował pożywienie w momencie osiągnięcia odpowiedniej liczby „lajków”. W tym przypadku akcja stała się pretekstem do upublicznienia problemu i rozpoczęcia dyskusji o sprawie, która bez social mediów nie wywołałaby aż takich emocji.
Nie można jednoznacznie zdyskredytować zaangażowania internautów w akcje charytatywne oraz społecznie delikatne problemy. W dobie potęgi Internetu to na Facebooku czy Twitterze zaczyna odnosić się biznesowe sukcesy, wygrywać wybory i obalać dyktatury. Akcje charytatywne działające na łamach portali społecznościowych mają na celu uwrażliwienie nas na potrzeby bliźniego i umożliwić dotarcie inicjatywy do jak największego grona odbiorców. Nie zapominajmy jednak, że to nie like’i budują studnie w Afryce, a udostępnienie zdjęcia głodnego dziecka nie napełni mu brzuszka. Pomagać możemy na tysiąc sposobów, wystarczy chcieć.
Hanna Gajewska