Po co czytać poradniki?
Na pewno każdy w swoim życiu miał w rękach jakiś poradnik psychologiczny, który nabył z zamiarem wprowadzenia diametralnych zmian w swoim życiu. Zwykle kończy się to na słomianym zapale lub przeczytaniu jednego rozdziału, niemniej jednak często mamy nadzieję znaleźć w nich jakąś prawdę objawioną. Warto ufać poradnikom?
„Zarób milion w pół roku”, „Jak spotkać księcia z bajki”, „Nowa, lepsza ty” – nie da się ukryć, że półki księgarni uginają się pod tego typu krzepiącymi tytułami. I mają duży odzew. Są przecież pisane przez ekspertów z danych dziedzin, pasjonatów-amatorów lub osoby, które w swoim życiu doszły do czegoś ważnego i chcą przekazać swoją wiedzę i porady innym ludziom. Czemu, więc nie zaufać radom tych, którzy ewidentnie znają się na rzeczy?
Po poradniki sięgamy zwykle w jakimś punkcie zwrotnym w naszym życiu, nastawieni na małą rewolucję, szukamy wskazówek. I faktycznie, w przypadku niektórych problemów warto sięgnąć po opinie ekspertów, głównie ze względu na brak wiedzy albo po prostu, aby pokrzepić się pozytywną energią. Do tego typu książek należą wszystkie pozycje pokroju „Sekretu”, propagujące afirmację, pozytywne myślenie oraz przyciąganie dobrych wydarzeń. W takich tekstach prostota aż momentami razi, ale świadomość tego, jak niewielki wysiłek trzeba podjąć, żeby stać się szczęśliwym i żyć w zgodzie ze sobą, jest motywująca i krzepiąca.
Podobną właściwość mają poradniki traktujące o relacjach międzyludzkich np. rodzinnych. Jednym z bardziej znanych bestsellerów jest w tej kategorii pozycja „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”. Napisały ją dwie panie, ekspertki w komunikacji na linii dzieci-rodzice, a jak wiadomo ta forma porozumienia nigdy nie była i nie będzie łatwa. Z uwagi na niesłabnącą popularność książek duetu Elanie Mazlish i Adele Faber, można chyba zaufać ich metodom. Książka o tym jak naprawić relacje między rodzicami i dziećmi, nawet jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi.
Ostrożniej trzeba podchodzić do gamy poradników „Jak upolować faceta”. My kobiety mamy skłonności do przesady i często uzależniamy się od tego typu porad, taktując je jako pewnik. Dochodzi do sytuacji, w której nie potrafimy przetrwać randki bez rad jakiejś objawionej pani psycholog, która pod jeden znany sobie schemat wrzuca wszystkich mężczyzn. Oczywiście są pewne rady, które sprawdzają się niemal w stu procentach (nie narzucaj się, nie trajkocz o ślubie na pierwszym spotkaniu, nie zmieniaj planów dla faceta). To wystarczy. Wszelkie scenariusze, jak przeprowadzić rozmowę, co sprawi, że na pewno padnie u twych stóp, są lekko naciągane. Przy czytaniu tekstów z serii, jak zmanipulować człowieka pod swój wymarzony obraz i podobieństwo, radzimy zachować dużą dozę dystansu. Wszak nie da się zaplanować każdego zachowania innego człowieka.
Kompletnie niemożliwe wydaje się za to rozwiązywanie za pomocą poradników problemów, których źródło leży głębiej niż w naszych nawykach. Chodzi tu o wszystkie zaburzenia psychiczne, nałogi, traumy z przeszłości. Poważne problemy wymagają poważnych działań. Poradnik może w takim wypadku stanowić podłoże do pracy ze sobą w zaciszu domowym, ale nic nie da takich efektów jak współpraca z „żywym” specjalistą. W wypadku poważnych zaburzeń, nie można podchodzić do problemu w sposób schematyczny, bo jak wiadomo, żadna, nawet najlepsza książka, nie jest w stanie zawrzeć w sobie recepty na każdy przypadek. Tu potrzebne jest podejście indywidualne.
Katarzyna Mierzejewska