Szalona muza Salvadora
Często mówi się, że biografie wielkich mężczyzn są w gruncie rzeczy pisane przez ich partnerki. Nie sposób nie odnieść tego do damy serca wielkiego surrealisty Salvadora Dalego. On zlękniony artysta, ona znudzona żona pewnego pisarza. Gdyby ich losy się nie splotły możliwe, że kariera malarza nie potoczyłaby się tak spektakularnie.
On dzięki niej stał się nie tylko artystą, ale też świadomym mężczyzną, o niej za jego sprawą usłyszał świat. Wydaje się jasne, że potrzebowali siebie nawzajem, by dojść tak daleko. Gala z pewnością była współtwórczynią wielkiego komercjalnego sukcesu malarskiego Salvadora. Ona zainteresowała ludzi swoją twórczością i sprawiła, że jego sterczące wąsy, rozpływające się zegary, płonące żyrafy, stały się swojego rodzaju powszechnym kodem kulturowym. Równie silnie co interesy łączyła ich miłość – ciężko stwierdzić czy pierwsze istniałoby bez drugiego.
Latem 1929 roku Gala (a raczej Helena Diakonova) niespodziewanie wkroczyła w życie Dalego i… tak już zostało. Zmęczona długą podróżą z Francji, dotarła wraz z mężem i córką do Cadaques, katalońskiego miateczka. Jako że mąż Gali był pasjonatem surrealizmu w sztuce, chętnie przyjął zaproszenie Dalego, który często organizował w tym nadmorskim mieście spotkania ludzi sztuki. Jednak to nie pisarz stał się gwiazdą pobytu, a jego żona. Wywarła na malarzu natychmiastowe wrażenie. Nie, nie z powodu urody, obiektywnie stawiając sprawę Gala nią nie grzeszyła. Chodziło o jej silny charakter i specyficzny sposób mówienia, w końcu była Rosjanką. Błyskotliwa, pewna siebie, jak magnes przyciągała nieco nieporadnego życiowo, ale bardzo utalentowanego malarza. Choć początkowo podchodziła sceptycznie do jego często rozpaczliwych zalotów (rzucanie się o stóp, histeryczne wyznawanie miłości), to ciekawość i zainteresowanie jego twórczościa zwyciężyło. Swojemu pierwszemu mężowi bez mrugnięcia okiem oświadczyła, że od tej pory zostaje z Salvadorem. Tak stała się dla niego nauczycielką życia, zwłaszcza tego składającego się często z prozaicznych obowiązków i cielesnych przyjemności. On żył sztuką, ona przekuwała to w zyski. Neurotyczny Dali nie przejmował się prozaicznymi sprawami, to pragmatyczna Gala pełniła rolę głowy rodziny.
Trudno interpretować malarstwo Salvadora Dali, nie wiedząc nic o jego żonie, która w okresie małżeństwa pojawiała się na ogromnej liczbie płócien malarza: zawsze dumna i władcza. Była jego opiekunką, gosposią, menadżerką, a przede wszystkim muzą. Dali przejawiał niezdrowe uzależnienie od swojej partnerki, można powiedzieć, ze nurt, w którym tworzył przekładał się na surrealistyczne i bardzo intensywne podejście do uczuć. Galę często przedstawia się jako kobietę bezwzględną. Zwykle towarzyszyła Dalemu podczas całego procesu twórczego i nie wypuszczała z pracowni, dopóki nie skończył obrazu. Mimo tej brutalności, warto podkreślić, że wierzyła w geniusz Dalego, bardziej niż sam malarz. Konsekwentnie pożyczała pieniądze (nawet od byłego męża), aby zapewnić Salvadorovi godne warunki tworzenia i cierpliwie czekała na komercyjny sukces.
Przez nacisk na sukces ekonomiczny Dali był często oskarżany, że się sprzedał i tworzył już tylko dla zysku, a raczej dla swojej muzy. Gala była typowym przedsiębiorcą, a Salvador artystą, jako że jej charakter był silniejszy, wiadomo, która postawa głównie wpływała na decyzje tej dwójki. Mimo niepochlebnego i miejscami brutalnego obrazu żony artysty, widać doskonale wspólną zależność tej pary. Łączyła ich specyficzna więź, jedno bez drugiego prawdopodobnie nigdy by nie zaistniało z taką intensywnością.
Po śmierci Gali, Salvador nie potrafił się odnaleźć, mimo że na starość nie układało się między nimi, a nawet dochodziło do bijatyk i rękoczynów. Bez niej nie umiał ani tworzyć, ani żyć. Cokolwiek by nie mówić o Rosjance, tylko ona potrafiła uporać się z lękami i demonami nękającymi niestabilnego psychicznie Salvadora.
Katarzyna Mierzejewska