„Uśmiech dziecka daje mi najwięcej radości.”
O pierwszych tygodniach opieki nad swoim dzieckiem, nieprzespanych nocach, obowiązkach, radościach, pomocy innym i wartościach, opowiada mąż Agaty Mróz, Jacek Olszewski w rozmowie z Martą Jacukiewicz.
Panie Jacku, kiedy oglądam Pana zdjęcia z córeczką mogę powiedzieć, że Liliana poza Panem świata nie widzi. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ od pierwszych tygodni Pan się nią zajmował…
Jak Lilianka skończyła dwa tygodnie i wróciła ze szpitala, to zajmowałem się nią cały czas. Na początku najgorsze były noce i karmienie co trzy godziny. Człowiek się położył na chwilkę spać, a już musiał wstawać. Tym obowiązkiem nie mogłem się z nikim podzielić. Lilianka była wcześniakiem. Butelka szła co trzy godziny. Najpierw nastawiałem zegarek, ale później budziłem się sam. Mała jadła przez sen, a ja się wybijałem ze snu. Zanim usnąłem, musiałem znowu wstawać.
Miał Pan wiele obowiązków, ale ze wszystkim Pan sobie poradził. Czego przez tamten trudny czas Pan się nauczył?
Im człowiek ma więcej obowiązków – nie ma czasu na rozpamiętywanie tego, co było. Trzeba to przyjąć i zaakceptować. I żyć dalej. Gdyby wszystko było cały czas bardzo dobrze, to człowiek nie miałaby pokory wobec życia. Nauczyłem się doceniać dobre chwile.
Co daje Panu najwięcej radości?
Uśmiech dziecka, pomaganie innym. Kilka lat temu dostałem nagrodę od szpitala we Wrocławiu. Pojechałem. Cieszyłem się, że będę mógł zobaczyć te dzieci, które są po przeszczepach. Dzieci, którym się udało. Miały w oczach radość życia. Cieszyły się
z każdego drobiazgu. Za pieniądze, które zebraliśmy na leczenie Agaty, kupiliśmy kardiomonitory do szpitala.
To niezwykłe widzieć w oczach dziecka uśmiech. Skąd u Pana chęć spotkania się
i pomagania osobom chorym?
Ksiądz Maciek, który był kapelanem w Instytucie Hematologii powiedział mi kiedyś, że jak człowiek ma możliwość pomagania drugiej osobie, a tego nie robi, to grzeszy. To do mnie trafiło. Wspólnie z siostrami zbieramy gadżety na aukcję dla dzieci upośledzonych w Ośrodku pod Tarnowem. Do tamtych dzieci jeżdżę razem z córeczką. Tamte dzieci często pochodzą z biednych rodzin. Niekiedy prezent, który od nas dostaną jest jedynym prezentem. Widać, że bardzo się z tego cieszą.
Jakie wartości przekazuje Pan swojej córeczce?
Chcę przekazać te wartości, w które wierzyliśmy oboje. Najważniejsze aby była dobrą osobą. Na pewno będzie jej trudno żyć z taką świadomością, że jej mama była niezwykłą osobą.
Dziękuję za rozmowę.
Marta Jacukiewicz, Fot. Krzysztof Opaliński, polki.pl