You. Me. Bed. Now.

intimacy obrazlife4styleŻyjemy w czasach, w których małżeństwo to przeżytek, a pruderia już dawno przeszła do lamusa. Ktoś kto prowadzi rozwiązłe życie nie jest już z góry skazany na społeczny ostracyzm. Coraz mniej w nas cech Pani Dulskiej, coraz więcej tolerancji. Doczekaliśmy się naszej własnej rewolucji seksualnej. Zmieniły się tylko warunki. Komuny hipisowskie i folkowe rytmy zostały zamienione na ciasne kluby i zdjęcia z hashtagiem #aftersex.

Motyw kolacji ze śniadaniem dla nikogo nie jest wielką nowością. Zaczęło się od wzrostu popularności „instytucji” friends with benefits. Teraz częścią kultury popularnej powoli staje się filozofia chodzenia do łóżka z osobą, o której wiemy jedynie, że nazywa się Marek czy Basia. Oczywiście jeśli przedstawiła się prawdziwym imieniem. Mechanizm ten jest wypadkową wielu symptomów dzisiejszego świata. Jesteśmy indywidualistami, przerażają nas poważne deklaracje, lubimy akcentować swoją prywatną przestrzeń. Wiele osób nie ma ani czasu, ani ochoty na poważny związek. Z brakiem stałego partnera, nie znikają automatycznie pewne potrzeby. Nie każdy jest zakręcony na punkcie seksu, jak Markiz De Sade, ale nikt z własnej woli nie ma zamiaru z niego rezygnować. Nic więc dziwnego, że coraz częściej widzimy jak ktoś wychodzi z baru z poznaną godzinę wcześniej osobą. Seksualna frustracja mija, a gdy zacznie świtać wystarczy zebrać swoje rzeczy z podłogi i uniknąć niezręcznego spotkania przy porannym smażeniu naleśników. Na początku można czuć wstyd i niedowierzanie, które boleśnie mieszają się z kacem. Zwykle jeśli zniesmaczenie mija stosunkowo szybko, jest wielkie prawdopodobieństwo, że sytuacja ta jeszcze się powtórzy. Jeśli nie możemy patrzeć w lustro kilka dni, warto sobie odpuścić odgrywanie wyzwolonej osoby. Co ciekawe wraz z procesem liberalizacji obyczajowej, w społeczeństwie nadal funkcjonują podwójne standardy. Mężczyźni, którzy zmieniają partnerki jak rękawiczki postrzegani są w kategoriach macho, kobiety sypiające z wieloma facetami nazywa się łatwymi. Najwidoczniej mimo pozornej otwartości umysłu człowieka XXI wieku, nadal kurczowo trzyma on się krzywdzących stereotypów.

 

Przygodny seks nie jest dla każdego. Dużo tu zależy od cech charakteru i stabilności psychicznej. Różni ludzie, mają różne powody chodzenia do łóżka z kimś kompletnie obcym. Jedni najzwyczajniej w świecie cenią dobrą zabawę i pozbywają się napięcia, inni definiują swoją wartość przez ilość osób jakie przewinęły się w ich seksualnym życiu. W przypadku tej drugiej grupy, długotrwałe życie bez zobowiązań może doprowadzić nawet do poważnych problemów psychicznych. Ludzie niezdrowo uzależnieni od zainteresowania innych, w głębi serca potrzebują akceptacji i ciepła, czego na pewno nie daje kilka chwil zapomnienia z kimś przypadkowym. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego wykazali w swoich badaniach, że przygodny seks w pewnych przypadkach prowadzi nawet do depresji. Takie reakcje mogą być odpowiedzią na niemożność zerwania z tym destrukcyjnym wzorcem, a co za tym idzie uformowania normalnej, zdrowej relacji z drugą osobą. Desperackie skakanie z kwiatka na kwiatek nie jest niczym zdrowym. Jeśli ma być to sposób na poprawę humoru albo dowartościowanie, to z góry wiadomo, że nie zadziała. Seks nie zastępuje kozetki u psychologa.

Nie oznacza to jednak, że trzeba koniecznie wieszać psy na każdym kto przygodny seks praktykuje, czy zamawiać mu wizytę u terapeuty. Jesteśmy ludźmi i w pewnym stopniu żądzą nami popędy. Od nas zależy ocena tego co dla siebie wybieramy. Każdy zna siebie na tyle, żeby przewidzieć konsekwencje takich decyzji. W końcu motywy, które w efekcie prowadzą nas do łóżka z kimś obcym, tworzymy my sami.


Katarzyna Mierzejewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ