prisoners250 375 tst

Więźniowie labiryntu

prisoners250 375 tstBardzo łatwo pobłądzić w labiryncie – zwłaszcza, gdy pojawi się panika. A pojawia się zawsze, gdy jesteśmy osaczeni. Wtedy w jednej chwili pogrążamy się w niemożliwym do opanowania chaosie. Nie inaczej jest w „Labiryncie” Denisa Villeneuve’a. Reżyser wciąga nas swym filmem w mroczną grę – pajęczynę traumatycznych zdarzeń, z której mało kto uwolni się bez szwanku.

Amerykańskie prowincjonalne miasteczko, przedmieścia Pensylwanii. Wszystko zaczyna się sielsko i anielsko. Dwie rodziny spędzają Święto Dziękczynienia w luźnej konwencji. Cała atmosfera pryska jednak niczym bańka mydlana – ktoś porywa sześcioletnie dziewczynki Annę i Joy, córki obu par.

Pierwsze tropy prowadzą do miejscowego dziwaka, Alexa Jonesa (znakomity, psychotyczny Paul Dano), który na co dzień mieszka w kamperze. Sprawę prowadzi młody policjant Loki (Jake Gyllenhaal), który z braku dowodów jest zmuszony wypuścić podejrzanego z aresztu. Śledztwo grzęźnie w martwym punkcie, a minuty zaczynają się wlec niczym godziny – nigdzie nie można odnaleźć śladu dziewczynek. Zdesperowany Keller Dover (Hugh Jackman), ojciec Anny, próbuje dochodzić sprawiedliwości na własną rękę…

Atmosfera z miejsca gęstnieje, do tego stopnia, że można ją kroić nożem. To napięcie będzie towarzyszyło widzom już do samego końca, a z bogobojnych, uczciwych, pracowitych bohaterów wyjdą prawdziwe bestie. Pojawi się również pytanie, jakie są granice w walce o bezpieczeństwo swoich bliskich?

Producenci raczą nas thrillerem mrocznym, gęstym od emocji z konfliktem osobowości Jackmana i Gyllenhaala w tle. Kanadyjski reżyser w swym filmie obnaża pruderię Ameryki, gdzie religijna poprawność ustępuje w potyczce z gniewem człowieka osaczonego przez los. Już w pierwszej sekwencji, Jackman podczas polowania uczy syna twardego życia i umiejętności przetrwania – nastolatek musi zabić – w imię przekroczenia linii dzieciństwa i dorosłości. Jak się okazuje, chwilę później z własnymi demonami musi mierzyć się ojciec.

Film trwa przeszło dwie godziny. Mamy bowiem kilka wątków pobocznych, z których wyłania się obraz zgnilizny moralnej wśród mieszkańców miasteczka.  Wątki te prowadzą nas na manowce, dzięki nim wiemy jednak, że zło czai się podskórnie, niejako zawsze na drugim planie – bo to w tym wymiarze wyprawia swoje harce, skutecznie i bezlitośnie. Do ekranu przyciągają Jackman, zmieniony, bliski swojego emploi z Wolvermina oraz Gyllenhaal ze swoistą skazą w postaci tiku mrugania – co tylko dodaje nerwowości bohaterowi ale też krwistości postaci.

Niektóre polskie tytuły zagranicznych filmów potrafią drażnić. Przypomnijmy chociażby casus „Dirty Dancing”, który zamienił się u nas nie wiedzieć czemu w „Wirujący seks”. Tym razem w tytule „Labirynt” długo nie mogłem odnaleźć znaczenia. Angielskie „Prisoners” wydawało się lepsze. Jednak finalnie metafora zawarta w polskim tłumaczeniu okazuje się trafna, co uzmysławia druga część filmu. Reżyser wprowadza nas bowiem do labiryntu zdarzeń bez wyjścia – wpycha do niego bohaterów, jak do puszki. Wszystko po to, by maksymalnie uwypuklić i zagęścić emocje. I trzeba przyznać, że udaje się to doskonale.

Radomir Rek

„Labirynt” – w kinach od 4 października 2013

ZOSTAW ODPOWIEDŹ