Twarze Warszawy

Dwadzieścia jeden zdjęć Warszawiaków. Twarze „znalezione na ulicy”, opowiadające swoje historie tylko jednym spojrzeniem, kadrem. O kulisach powstawania projektu opowiada autor zdjęć, młody fotograf Michał Kondeja.

http://mkondeja.com 

Michał Mościcki: Jak to się zaczęło?

 

Michał Kondeja: Zaczęło się chyba od takiej ogólnej mody. Podobały mi się zdjęcia streetowe innych fotografów, takich „znańszych”, żyjących, „nieznańszych” i nieżyjących. Zacząłem więc zaczepiać ludzi, fotografować ich. I jak przeglądałem te zdjęcia, widziałem co mi się podoba a co nie, stwierdziłem że pójdę w tę stronę. Na początku nie miało to jakiegoś większego celu, po prostu ćwiczyłem swój warsztat, ćwiczyłem rozmowę z ludźmi, komunikowanie się.

 

W jaki sposób wybierałeś modeli?

 

Musiałem ocenić, czy ta osoba pozwoli się sfotografować. Jeśli widziałem, że się gdzieś spieszy, to nie zaczepiałem. Kiedy stałem przez godzinę w jakimś miejscu, które sobie wybrałem, przechodziło obok mnie kilka tysięcy osób. Zawsze któraś wydawała mi się interesująca – przez ubiór, przez rysy, przez urodę albo przez to tajemnicze „coś”, co po prostu musiała w sobie mieć. Nie zawsze udało mi się to „coś” pokazać na zdjęciu, to wbrew pozorom nie jest takie łatwe, ale w chwili gdy robiłem zdjęcie, na pewno to widziałem.

 

Ile czasu spędziłeś stojąc i czekając na tę właściwą osobę?

 

Wraz z rozwojem projektu, spędzałem coraz więcej czasu na obserwowaniu ludzi. Na początku zaczepiałem dziesięć osób na godzinę, o ile się tylko dało. Zauważyłem, że im więcej tych twarzy widziałem, im więcej ich sfotografowałem, tym byłem bardziej wybredny. Pod koniec bywało tak, że przez półtorej godziny zaczepiałem tylko dwie osoby, bo wiedziałem, że mogą dobrze wyjść na zdjęciu, mają coś ciekawego do powiedzenia, przekazania.

 

Jak ich zagadywałeś?

 

To się zmieniało wraz z rozwojem projektu. Na początku byłem bardzo nieśmiały. Gdy się zaczepia obcą osobę i czegoś się od niej chce, ta osoba jest mocno zdezorientowana, podejrzewa, że chcesz jej coś wcisnąć, sprzedać. Końcowa kwestia była taka: „Prowadzę projekt fotograficzny Twarze Warszawy. Wydajesz mi się bardzo interesujący/ładny/ciekawy, co robisz, czym się zajmujesz”. I od słowa do słowa pytałem, czy mogę zrobić zdjęcie. Jeśli ktoś się zgadzał, to byłem szczęśliwy, fotografowałem i rozchodziliśmy się w swoje strony, czasem się wymienialiśmy telefonem albo mailem. A jeśli nie, to wszystkie osoby żegnałem uśmiechem, życząc dobrego dnia, żeby zostawić po sobie dobre wrażenie.

 

Znasz historię życia swoich modeli?

 

Kilku. Pierwsza osoba była dla mnie bardzo ważna, pan Marek, który jest bezdomny. To jedno z moich lepszych zdjęć. Pan Marek był bezdomny od dwudziestu paru lat i jak na bezdomnego bardzo dobrze ubrany. Miał taką kurtkę czy płaszcz, był równo ogolony, siwy, ale zadbany. Usiadłem z nim, rozmawiałem około dwudziestu minut. Rozmawialiśmy o życiu, o kobietach, o tym, jak go ukochana zostawiła dla brata. Nie wiem, czy to była autentyczna historia, choć wydawała się prawdziwa. Pan Marek to jedna z pierwszych osób, z którymi tak długo rozmawiałem. Może to właśnie on był przyczyną powstania wszystkich tych portretów.

 

Masz kontakt z którymś ze swoich bohaterów?

 

Próbowałem znaleźć pana Marka. Chociaż powiedział mi, gdzie dokładnie będzie przez jakiś czas, nie udało mi się. Był wędrowcem, nie wiem ile razy zwiedził już Polskę od Gdańska po Zakopane. Zazwyczaj kontakt z bohaterami fotografii polega tylko na tym, że jeżeli komuś podoba się zdjęcie, to wysyłam je mailem. Nie utrzymujemy głębszych relacji.

 

Co starałeś się uchwycić w tych zdjęciach?

 

Z jednej strony chciałem uchwycić różnorodność twarzy. A z drugiej zaś, w trakcie projektu zauważyłem, jak ci ludzie się zmieniali po zrobieniu przeze mnie zdjęcia. Odchodzili zupełnie w innym humorze, byli bardziej radośni. Doszedłem do wniosku, że to ma taki wymiar psychologiczny, ci ludzie stali się szczęśliwsi przez to, że ktoś zatrzymał ich na ulicy i chciał im zrobić zdjęcie. Stali się bardziej wyjątkowi dla siebie samych.

 

Czy galeria jest skończona?

 

Mam przestój, na razie nie wychodzę na ulicę i nie robię zdjęć. Dlatego, że nie jestem w stanie wymyślić, co nowego mógłbym przekazać. Pokazywanie po prostu kolejnej setki twarzy nie jest dla mnie wyzwaniem fotograficznym. Czekam na natchnienie, pomysł, co mógłbym urozmaicić w całym projekcie. Jak trochę odpocznę, to do niego wrócę.

 

Jak długo nad nim pracowałeś?

 

Powstawał z różnym natężeniem przez około pół roku. Bywało, że wracałem z ulicy z czterema zdjęciami, a bywało, że tylko z jednym. Nie było planu ani schematu. To nie są wszystkie zdjęcia. Wiele zrobiłem turystom, wiele grupowych. Jeśli interesująca osoba była w jakiejś grupie, robiłem zdjęcie im wszystkim, ale takie fotografie nie spełniały mojej wizji artystycznej. Wszystkich jest około 300.

 

Czemu wybrałeś akurat te 21?

 

To była kwestia oświetlenia, tego czy dana osoba dobrze wyszła, czy udało mi się uchwycić moment. To było najważniejsze. Chcę pokazać tylko te najlepsze, najciekawsze dla mnie fotografie. Niektóre zdjęcia po prostu nie wychodziły, ze względu na to, że te osoby nie były zawodowymi modelami. Nie mogłem z nimi pracować po pół godziny. Miałem może minutę, żeby ich nie przemęczać i nie narzucać się.

 

Jedno z tych zdjęć bardzo się różni od pozostałych. To jest portret – nie wiem czy tak można powiedzieć – dziewczyny, która siedzi tyłem do Ciebie. Dlaczego je wybrałeś?

 

W trakcie tworzenia portretu, jeżeli ktoś nie widzi jeszcze mojej obecności, staram się najpierw robić zdjęcie z zaskoczenia, a potem dopiero przechodzę do rozmowy i do zrobienia prawdziwego portretu. To zdjęcie po prostu mnie zauroczyło. Jest dziewczyna, która siedzi na murku z kawą i na coś czeka. Taką historię sobie wtedy wymyśliłem.

 

Dlaczego Twarze Warszawy nie były jeszcze nigdzie wystawiane?

 

To mój pierwszy większy projekt fotograficzny, wydaje mi się, że mógłbym go zrealizować o wiele lepiej. Nie jest jeszcze gotowy na publikację. Może po jakiejś zmianie byłbym z niego bardziej zadowolony. A może dopiero kolejny projekt się przebije, chociaż chwilowo nie angażuję się w żaden inny. Może poza jakimiś małymi zleceniami. Cały czas myślę, co jeszcze mógłbym zmienić i udoskonalić żeby moje prace wydawały się ciekawsze i żebym miał radość z robienia tych zdjęć. To dla mnie bardzo ważne.

 

Więcej zdjęć Michała Kondei możecie zobaczyć na stronie: Michał Kondeja – fotografia

 

Rozmawiał: Michał Mościcki

ZOSTAW ODPOWIEDŹ