Tucholski jest w kulturze

Choć jego blog działa od czasów, kiedy blogosfera w naszym kraju dopiero raczkowała, jestKultura wciąż jest jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc w polskim Internecie. Andrzeja Tucholskiego, blogera, youtubera, podróżnika, a od niedawna również autora książki, udało mi się zapytać o blaski i cienie internetowej popularności, podróże – te przyziemne i te kosmiczne, siłę nawyków oraz receptę na spełnienie marzeń.

tucholski life4style

[Lidia Pustelnik] Niedawno zostałeś wyróżniony jako jeden z dziesięciu najbardziej wpływowych blogerów w Polsce. Jesteś też rozpoznawalny. Jak się czujesz z tym tytułem?

[Andrzej Tucholski:] To się nie bardzo przekłada na rzeczywistość. Niszowy muzyk z małego miasteczka jest na ulicach o wiele bardziej rozpoznawalny niż spory bloger. Choć w Internecie to faktycznie potrafi okazjonalnie działać i dobrze się z tym czuję.

Przyzwyczaiłeś się do popularności czy nadal cieszy cię, kiedy ktoś zauważa to, co robisz?

Jeśli ktoś mnie rozpoznaje, to najprawdopodobniej czegoś ode mnie chce, ma ochotę się o coś od razu zapytać i tak dalej. Przywykłem do tego i to jest przede wszystkim miłe – cieszę się, że mogę komuś pomóc. Z drugiej strony blogowanie jest też dla mnie wielką przygodą, również z uwagi na to, jak bardzo zmieniło się w ostatnim czasie podejście do blogerów. Jako bloger mogę przykładowo zwiedzić palarnię kawy Costa Coffee, czyli miejsce, w które są zaproszeni tylko topowi managerzy ze świata i właśnie grupa blogerów z Polski. Albo mogę przeprowadzić wywiad z pisarzem, którego bardzo lubię, bo mam platformę, która mi pozwala do niego napisać maila… To są takie niesamowite rzeczy, które daje mi właśnie to, że mam bloga.

Prowadzenie bloga jest podobne do pisania dziennika?

Kiedyś prowadziłem taki blog – pamiętnik, ale miałem wtedy około 14 lat. Od siedmiu lat ani razu nie miałem potrzeby napisać o tym, co u mnie, w takim sensie pamiętnikowym. Więc to jest chyba kwestia powiedzenia sobie samemu o czym i dlaczego będzie się blogować.

Ciężko powiedzieć, że piszesz na jakiś jeden konkretny temat. Gdybym miała wyznaczyć pewien wspólny mianownik jestKultury, to byłoby to po prostu „pozytywne podejście do życia” albo „realizacja marzeń”.

Cieszę się! Dokładnie o tym ma być mój blog.

Zawsze byłeś takim optymistą czy nauczyłeś się takiego spojrzenia na świat?

To nie jest kwestia optymizmu. To jest realizm, do którego dochodzi się, jeśli tylko zna się podstawy psychologii i umie samego siebie wziąć w garść. Weźmy na przykład filozofię stoicką – to jedna z najbardziej depresyjnych szkół myślenia na świecie. Lecz z drugiej strony praktyczny stoicyzm, odrobinę uwspółcześniony i dopasowany do naszych bardziej emocjonalnych czasów, w których normą jest, że ludzie są względem siebie przyjaźni, uśmiechają się na ulicach itd., może zostać wykorzystany do czegoś, co dziś odbierane jest optymistycznie.

Prowadząc bloga i viedobloga trzeba się liczyć zarówno z pozytywnym odzewem, jak również niestety z wszechobecnym Internecie hejtem, i to nie tylko w stosunku do tego, co się robi, ale często również ad personam. Jak sobie radzisz z tym negatywnym odzewem? Czy ten problem w ogóle Ciebie dotyczy?

Jedna z teorii w psychologii mówi, że twoje zarobki będą uśrednieniem zarobków twoich pięciu najbliższych przyjaciół. Rzeczywiście tak jest – człowiek zrównuje się ze swoim otoczeniem. Sprawdziłem to pod kątem finansowym ze swoimi znajomymi i wynik zgadzał się niemal idealnie, to było szokujące. Publikując treści w Internecie, sprawa wygląda bardzo podobnie. Treści uśredniają się razem z komentarzami. Kiedy byłem trochę młodszy, miałem wielką misję pokazywania ludziom, że trzeba żyć pełnią życia i oczywiście regularnie byłem atakowany przez hejterów, którzy z kolei mieli misję udowodnienia mi, że jestem kretynem. Nigdy mnie to nie zablokowało ani nie wpłynęło na żadną moją decyzję, ale był to jakiś fakt, który mi towarzyszył. Byłem świadom, że jeśli napiszę coś bardzo szczerego i dobitnego, to zawsze pojawi tych kilka osób, żeby mi powiedzieć, bym spadał na księżyc itd. Musiałem trochę dojrzeć, żeby zrozumieć, że nie muszę nikogo zmieniać, a każdy sam decyduje o własnym losie w taki sposób, na jaki ma ochotę. Teraz na blogu jedynie pokazuję, do jakich wniosków doszedłem i jeśli ktoś chce, może to zignorować. W ten sposób na blogu nie miałem żadnego hejtu już od… trzech miesięcy? Coś koło tego. Podobnie jest na youtubie. Choć tam masz regularnie komentarze w stylu „O Jezu, ale jesteś gruby”, czego ja akurat nie odbieram jako hejt. Dla mnie taka jest po prostu natura Internetu. Podobnie jak w życiu, kiedy założysz coś, co nie może zamoknąć i akurat spadnie deszcz. A na youtubie czasem ktoś ci napisze Caps Lockiem, że jesteś gruby i brzydki. Mój kolega, który ma brodę, regularnie dostaje komentarze „Masz brodę”. Choć wyraźnie widać, że jest to pisane z jakimś negatywnym zacięciem, nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić. No ma brodę.

Wykorzystujesz w praktyce wiedzę zdobytą na psychologii?

Kiedyś studiowałem zarządzanie i ono bardzo pomogło mi rozwinąć bloga, bo jednak bez ekonomii i bez statystyki nie sposób zarządzać czymś tak dużym. Dziś kocham „statę” i muszę ją kochać, bo praca wymaga ode mnie tego, by rozumieć trendy, które widzę. Jednak ponieważ pracę licencjacką napisałem z pogranicza marketingu i psychologii, uznałem, że już się nie będę wygłupiał i na studia magisterskie poszedłem po prostu na psychologię. I to się przydaje. Nie tylko odnalazłem to, co lubię, ale przy okazji poprawiła się jakość mojego bloga.

Kiedy czyta się twoje wpisy, ma się wrażenie, że jesteś osobą bardzo pewną siebie. Zawsze tak było?

Planuję poruszyć temat pewności siebie na blogu. Ja sam przez wiele lat byłem najbardziej nieśmiałym człowiekiem na świecie. Jeszcze w pierwszej klasie liceum wstydziłem się podejść do pani w Empiku i zapytać, czy jest nowy numer jakiegoś czasopisma, które lubię. W pewnym momencie zaczęło mnie to po prostu drażnić. Ogólnie rzecz biorąc, każda nieśmiała osoba zmaga się z pewnymi frustracjami – przecież to nie jest tak, że ona nie chce podejść i zapytać, ale właśnie chce, ale ma blokadę. Wracając do początków mojego bloga widać, że ja również zmagałem się z podobnymi frustracjami. W tym czasie byłem też łatwym celem dla hejterów, którzy wyczuwali mój brak pewności i fasadowość tego, do czego chcę przekonać innych. To wszystko nie było łatwe, ale poradziłem sobie i na przykład dzisiaj moją ulubioną formą komunikacji z ludźmi jest stanie na scenie i przemawianie. Ja po prostu kocham public speaking! Niedawno pobiłem swój rekord i mówiłem do około pół tysiąca osób, podczas 21. KrakSpotu, wydarzenia krakowskiego, na który miało przyjść zaledwie 5o osób! Co prawda zapisało się ze 2 tysiące, ale wiadomo jak to jest z zapisywaniem się na wydarzenia na Facebooku – tam zawsze na wszystko idzie 2 tysiące. Ostatecznie przyszło ich ponad 300, w pewnym momencie organizatorzy przestali liczyć! Nie było miejsc siedzących, ludzie się nie mieścili w sali… Pierwszy raz w życiu mówiłem do tak ogromnej ekipy i pierwszy raz w życiu mówiło mi się tak dobrze. Chcę się rozwijać w tę stronę.

Masz poczucie humoru, nie myślałeś o stand-upie?

Ja nie umiem być zabawny, kiedy muszę. Będąc z dziewczyną albo z kumplem regularnie powiem coś choć minimalnie śmiesznego, ale jeśli muszę napisać coś śmiesznego, to jestem największym na świecie sucharem. Muszę z tym żyć.

Odbiegając, ale tylko odrobinę, od tematu blogowania, chciałabym, żebyś opowiedział co nieco o swoich podróżach. Odbyłeś długą wycieczkę po Portugalii, na pewno planujesz kolejne wyjazdy?

Uwielbiam podróżować. Moja dziewczyna studiowała portugalistykę i pojawił się pomysł pojechania na Erazmusa do Portugalii. Wymyśliliśmy sobie, że pojedziemy z dwóch różnych wydziałów do tego samego miasta w tym samym czasie i całe szczęście, nie zastanawialiśmy się, czy ten plan jest możliwy do wykonania, czy nie. Udało się!

Co dała mi ta podróż? Bardzo lubię myśleć, że blogowanie jest sztuką. Jeśli ktoś lubi rysować, to wszystko go może zainspirować do rysunku – podobnie jest z blogowaniem, tylko jest to sztuka bardziej nastawiona na to, by coś przekazać drugiej osobie, a rysować można też dla siebie. Bardzo szybko zauważasz, że większość rzeczy, która cię spotyka, może być przyczynkiem do napisania tekstu, który może potem pomóc jakiejś grupie ludzi. Rzadko się zdarza, że wymyślę coś, co jest absolutnie oryginalne, i bardzo dobrze, bo przez to, że moje myśli, wątpliwości czy strachy dzieli jakaś grupa ludzi, mój pomysł, jak sobie z nimi poradzić, może przydać się komuś innemu. Podróże są w tym bardzo pomocne. Zabierają człowieka z jednego miejsca w drugie, wyrywają z codzienności. Już chociażby to, że się wyłącza roaming i jest się bardziej przytomnym w teraźniejszości, niż w codziennym strumieniu czterdziestu rozmów na raz, ma ogromny wpływ na człowieka. Przynajmniej mnie podróże niesamowicie inspirują. Co prawda Erazmus nie jest do końca podróżą, bo na miejscu są zajęcia i tak dalej, ale i tak każdemu polecam spróbować czego podobnego. To było cudowne przeżycie i to naturalne, że od razu wpadłem na pomysł, by z tej okazji zrobić coś ciekawego na blogu.

Przy okazji podróży do Portugalii zawiązałem swoją pierwszą wielką współpracę – z firmą Nikon. Zagwarantowali mi cudowny, wielki aparat, który pozwolił mi wizualnie pięknie oprawić mój wyjazd. Kiedyś już zajmowałem się fotografią, ale w Portugalii właściwie od zera uczyłem się profesjonalnie robić zdjęcia. Chyba się udało, bo w mailach mam dowody na to, że już co najmniej 50 osób wysłałem do Portugalii – nigdy wcześniej tego nie planowali, ale ja o tym napisałem, więc kupili bilety i teraz są na przykład w Faro.

Co zrobiło na Tobie największe wrażenie w Portugalii?

To, co urzekło mnie najbardziej, to przede wszystkim sami Portugalczycy – bardzo otwarci, trochę nostalgiczni i bardzo wyluzowani ludzie. Lubią się bawić, ale nie robią tego w tak energetyczny, agresywny sposób, jak Hiszpanie. Bywają melancholijni, troszkę zamyśleni, co mi bardzo odpowiada, bo ja mam podobny charakter. Są też niesamowicie tolerancyjni i to nie tylko w kontekście demograficznym (rasa, orientacja seksualna, wierzenia, różnica wieku itd.), ale oni są przede wszystkim tolerancyjni psychograficznie. Chłopak może odkryć, że lubi projektować damskie obuwie i nie tylko nikt nie będzie się z niego śmiał, ale od razu ustawi się do niego kolejka koleżanek, które będą chciały, by im zaprojektował szpilki, itd. To zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie i od czasu wyjazdu zacząłem często pisać na blogu o tolerancji, starając się rozszerzyć znaczenie tego słowa.

Planujesz już dalsze podróże?

Gdybym nie miał dziennych studiów i nie musiał być na miejscu w Warszawie, pewnie byłbym teraz nomadem, który ciągle gdzieś jeździ, co zresztą praktykuje wielu moich znajomych z zagranicy. Mam koleżankę, która od roku nie była w domu, podróżując co miesiąc do innego miejsca z jedną walizką. Mnie też marzy się podróż trwająca rok czy dwa lata, tym bardziej, że w dzisiejszych czasach to jest naprawdę bardzo proste. Z tego to by dopiero był materiał! Jak marzenie!

Jak to jest z tymi marzeniami – czy powinniśmy planować rzeczy, które wydają nam się nierealne?

Tak. I najlepiej jest nie za bardzo myśleć o tym, jak się do nich dojdzie. Człowiek nie umie sobie wyobrazić nieskończoności. Kiedy zaczyna o niej myśleć, staje mu przed oczami na przykład coś w rodzaju wielkiej sfery. Gdy poprosimy go o wyobrażenie sobie czegoś większego niż to, co ma w głowie, zazwyczaj jest w stanie to zrobić, czyli to, o czym myślał, to nie była nieskończoność. Analogicznie, kiedy ludzie marzą o czymś wielkim, to to ich marzenie ich przytłacza, wyobrażają sobie, jak trudny będzie jakiś mały fragment drogi do jego realizacji i w ogóle nie chcą myśleć o całości. A jeśli nie myśli się zbyt dużo o takim szczegółowym planie działania, to w pewnym momencie człowiek orientuje się, że jest już w połowie drogi.

Czy wszystkie wielkie marzenia można spełnić? Wydaje się, że czasami powstrzymują nas od tego własne ograniczenia. Na przykład ktoś może marzyć o tym, by być wielkim perkusistą, spędzać cały swój wolny czas grając na tym instrumencie, a i tak nie będzie nawet w połowie tak dobry jak ktoś z naturalnymi predyspozycjami i będzie wyrzucany ze wszystkich zespołów, bo nie będzie w stanie utrzymać tempa. Jak powiedzieć takiej osobie, że wszystko jest możliwe?

Czytałem kiedyś wywiad z perkusistą, który słucha metronomu w słuchawce na każdym koncercie. To prawda, że istnieją pewne ograniczenia. Ja na przykład jestem wielkim facetem i choć mnie to interesuje, nigdy nie mógłbym być astronautą – jestem na to za wysoki i za szeroki w barkach. Mógłbym się uprzeć, że muszę być astronautą i jestem pewien, że za 30 lat bym nim był, w taki lub inny sposób. Ale koszt realizacji tego marzenia byłby ogromny.

Jednak skoro już poruszyliśmy ten temat, to od razu podam kontrprzykład. Jest jeden facet, Peter Diamandis, który chciał być astronautą. Robił wszystko, żeby zrealizować to marzenie – szkolił się, został wybitnym fizykiem… Będąc już bardzo blisko momentu podpisania kontraktu z NASA, zorientował się, że nawet jeśli będzie najlepszy, to prawdopodobieństwo, że go wybiorą na lot w kosmos, wynosi tyci ułamek, bo tylu astronautów szkoli się w jednym czasie. Doszedł do wniosku, że to jest głupie – poświęcić czemuś życie mimo bardzo małej szansy na osiągnięcie celu i narażając się na frustrację. Odszedł z NASA i mniej więcej w tym samym czasie przeczytał historię pierwszego komercyjnego lotu przez Atlantyk. Okazuje się, są one dzisiaj możliwe, bo kiedyś grupa biznesmenów wyznaczyła wysoką nagrodę dla pierwszej osoby, która wymyśli, jak przelecieć przez Atlantyk pod pewnymi warunkami. Zainspirowany tą opowieścią Peter Diamandis zorganizował X Prize, wartą milion dolarów nagrodę dla pierwszej osoby, która zabierze trzy osoby na orbitę dwukrotnie w ciągu pięciu dni. Obecnie w X Prize bierze udział sporo ekip! Peter Diamandis sam siebie wyznaczył na jednego z pierwszych oblatywaczy zwycięskiej ekipy, dzięki temu może być pewny, że za swojego życia poleci w kosmos. Przy okazji rozbudził wyobraźnię masy młodych studentów fizyki z całego świata, którzy do tej pory nawet nie marzyli o tym, że mogliby wysłać kogoś w kosmos. Dzięki inspirującej nagrodzie Diamandisa to stało się możliwe, dostali od dziekana granty na badania, rozwijają się. Takie historie są naprawdę piękne. Tylko trzeba umieć myśleć na około. Bardzo dużo ludzi blokuje się na jakiejś pojedynczej ścieżce.

Do celu możemy dojść na wiele różnych sposobów.

Tak. Osoby, które uważają, że coś mogą zrobić w tylko jeden sposób, mylą funkcję marzenia z samym aktem marzenia. Będąc jeszcze w jednej ze szkół, jedna z moich koleżanek bez przerwy angażowała się w marne związki. Otwarcie o tym rozmawialiśmy. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, dlaczego ona wciąż jest w takiej nieciekawej sytuacji. Po prostu dla niej ważniejsze było to, w jaki sposób facet do niej podejdzie, czy podaruje jej kwiaty itd., niż jaki to jest facet. W efekcie trafiała na bajerantów, bo jej się to akurat podobało, a potem była nieszczęśliwa. Moim zdaniem ten przykład jest trafiony, ponieważ czasami ludzie snując jakieś marzenie sądzą, że jest tylko jedna ścieżka, że osiągną szczęście tylko wówczas, jeśli to marzenie będzie stało tutaj, we wtorek, i będzie miało kwiatki. A przecież zupełnie nie o to chodzi w tym marzeniu! Podobnie, wielu ludzi dzisiaj chce mieć bloga, ale nie dopracowali swojego marzenia. Gdyby się zastanowili, mogłoby się na przykład okazać, że o wiele lepiej poradziliby sobie zakładając podcast, albo od razu zostając szkoleniowcem. Zamiast tego piszą bloga, bo to jest akurat modne.

Nie wiedzą, że mogą inaczej?

Pewnie tak, ale całe szczęście mamy świat tak zapchany informacjami, że jeśli człowiek nie kokietuje się psychicznie i od czasu do czasu dokonuje autoanalizy, najpóźniej po roku się sam się zorientuje, że są dla niego lepsze metody od tych akurat modnych.

A może trudności z realizacją marzeń wynikają ze złych nawyków? Jak zmieniać nawyki na takie, które pomagają nam w realizowaniu planów, a nie przeszkadzają?

Wielu psychologów zgadza się co do tego, że mamy coś takiego, jak siła decyzyjna czy zasoby decyzyjne, zasoby poznawcze, mięsień decyzyjny – nazw jest wiele. Daniel Kahneman na przykład robi rozróżnienie na myślenie szybkie i myślenie wolne. Myślenie szybkie to heurystyki, założenia, stereotypy, uprzedzenia itd. W myśleniu wolnym osoba staje przed zupełnie nową instrukcją. Po dwóch nieudanych próbach przyrównania jej do czegoś, co zna, umysł odpuszcza i po prostu stara się ją pojąć. Nawyki pozwalają przerzucić myślenie z wolnego na szybkie, które nas tak nie męczy. Przykładowo, większość ludzi spektakularnego sukcesu, biznesmanów, pisarzy, artystów, muzyków, codziennie je to samo na śniadanie – po to, żeby nie marnować siły decyzyjnej na takie głupstwo już rano, bo będzie jej potem mniej wieczorem. W ciągu dnia człowiek jest w stanie podjąć ograniczoną ilość trzeźwych decyzji, dlatego tak ważne jest, by usuwać ze swojego pola widzenia rzeczy, które są nieważne dla własnego rozwoju. A nawyki są najprostszą i najlepszą metodą, żeby rzeczy, które mamy już dobrze opracowane, zepchnąć to sfery nie-myślenia. Ja na przykład bardzo się cieszę, że wyrobiłem w sobie nawyk obróbki notki na blogu. Kiedyś długo zastanawiałem się nad takimi rzeczami jak formatowanie, justowanie, dodawanie zdjęć itd., teraz poświęcam na to nie więcej niż 5 minut. Widzę, jak duże zasoby mocy decyzyjnej odblokowało to w mojej głowie!

A jeśli nasze nawyki przeszkadzają nam w realizacji planów?

Bardzo polecam książkę Chrlesa Duhigga pt. „Siła nawyku”. Autor bardzo fajnie podsumowuje wiele różnych badań z pogranicza psychologii poznawczej, psychologii emocji i motywacji. Można tam znaleźć wiele zdroworozsądkowych, opartych o badania porad w jaki sposób zmienić nawyk, albo w wersji skrajnej zupełnie go wyeliminować, po czym wyrobić sobie od zera nowy.

Z tym, że są nawyki i nawyki. Nawyki z reguły kojarzymy z tym, że na przykład ktoś niezdrowo je, bo podjada, albo że kiedyś palił, a teraz je lizaki. A przecież nawykiem jest również to, w jaki sposób rozprawiamy się z własną porażką. Możemy mieć na przykład nawyk tego, żeby szukać winy w sobie, albo szukać jej w otoczeniu. To jest zresztą bardzo częsty błąd, że przeceniamy winę jednostki w jej niepowodzeniach, zapominając o wpływie czynników środowiskowych. Ja na przykład pozmieniałem w sobie wiele tego typu nawyków i negatywnych autonarracji. Część z nich świadomie zostawiłem – na przykład jestem bardzo krytyczny względem siebie i nie zawsze mam przez to dobry humor, ale mam w życiu ważniejsze cele niż mieć dobry humor. Albo kiedyś wmawiałem sobie, że kogoś uraziłem, choć ta osoba jeszcze mi nic na ten temat nie powiedziała, i to również musiałem w sobie zmienić. Żeby wypracować w sobie dobre nawyki, nie potrzeba żadnej terapii, trzeba po prostu umieć być ze sobą szczerym, aż do bólu.

Mój dawny nauczyciel powiedział kiedyś, że jeśli chce się osiągnąć wszystko naraz, to prawdopodobnie nie osiągnie się niczego, że trzeba się na coś zdecydować i włożyć w to całą swoją energię – wtedy osiągniemy nasz cel. Ty się chyba z tym nie zgadzasz? Wydaje się, że ty masz mnóstwo równoległych celów.

Mam jeden cel na raz. No dobra, mam może trzy cele na raz, a staram się mieć jeden. Z tym, że ja swoje cele układam w domino. Zawsze mam w zanadrzu przynajmniej 50 rzeczy, które mam ochotę zrobić w życiu. Kiedy raz na kilka miesięcy zastanawiam się nad tym, na co teraz pora (blog sobie dobrze radzi, studia ogarnięte, to coś bym zrobił nowego), wówczas zawsze zastanawiam się, która z tych rzeczy sprawi, że kolejne będę robił szybciej i efektywniej. Moim zdaniem to jest strasznie często pomijany aspekt w procesie ustalania sobie celów. Szkoda, bo przecież większość z nich sobie nawzajem pomaga.

Nikt nas tego nie uczy w szkole.

Niestety, trzeba się tego nauczyć samemu. Choć wiem, że są kraje na świecie, w których podchodzi się do nauczania holistycznie.

Jeśli już jesteśmy przy temacie nauki, w całym kraju odbywają się właśnie egzaminy maturalne. Co możesz poradzić maturzystom na starcie ich dorosłego życia?

Żeby dobrze się bawili. To jest okres jak każdy inny. Pamiętam, jak sam przygotowywałem się do matury – siedziałem z moim najbliższym przyjacielem od rana do wieczora i na przemian spędzaliśmy godzinę na nauce i godzinę na planowaniu na przykład naszego wspólnego biznesu, pół godziny na nauce i pół godziny grając w kosza. Moją jedyną radą w czasie matury jest więc to, by się za bardzo emocjonalnie nie przegrzewać. Wiadomo, że matura to klucz do studiów, trzeba ją zdać, ale nie koniecznie najlepiej ze wszystkich, bo nikt nigdy w późniejszym życiu nie pyta, jak ci poszła matura. To bardzo ważny egzamin, ale potem w życiu będą ważniejsze i dopiero wtedy można podnosić sobie tętno. A do matury wystarczy podejść ze skupieniem.

Nad czym teraz pracujesz? Jakie są Twoje najbliższe cele?

Zdążyć na zajęcia! To oczywiście żart. Moim najważniejszym celem jest teraz idealna obrona magisterki. Jej temat mnie ciekawi i chcę, żeby wyszło naprawdę dobrze. Drugim celem jest napisanie kolejnej książki, albo może scenariusza do komiksu, jeśli znajdę rysownika… Dla mnie forma jest drugorzędna. Mam w głowie dużo historii i mam ochotę, żeby coś się z nimi stało.

A może scenariusz do filmu?

To jest moje wielkie marzenie. Kiedyś chciałem pisać scenariusze do wielkich filmów. Z tym, że jeśli nie krąży się od około 12 roku życia w okolicy studiów filmowych w Stanach, przebić się tam jest potem dosyć trudno.

…Choć jest to możliwe.

Oczywiście, ale równie dobrze mogę być autorem książki, która zostanie zaadaptowana pod film – w ten sposób spełniłoby się moje marzenie o wzięciu udziału w procesie tworzenia fabuły filmowej, w sposób, który jest dla mnie bardziej naturalny. Możliwości jest mnóstwo.

Mam ochotę napisać coś dłuższego, ale to dopiero po skończeniu magisterki. Chcę też popracować jeszcze na youtubie. Mój kanał miał bardzo dobry start, ale powoli wkrada się do niego stagnacja, jak zawsze, kiedy utrzymuje się podobny format odcinków, a prowadzę go już 4 miesiące. Mam ochotę zaproponować jeszcze nowszą i lepszą jakość kanału i sądzę, że mi się to uda.

A mój cel prywatny, to znaleźć wreszcie czas na wyjazd na dłużej, choćby na miesiąc!

Tego ci życzę, bardzo dziękuję za rozmowę!


_____________________

Zapraszamy również do polubienia naszego profilu na Facebooku oraz zapoznania się z ofertą naszego sklepu internetowego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ