Tinderowy wstyd

„Gdzie się poznaliście? Na Tinderze? Serio?” – randkowanie przez Internet jest coraz bardziej popularne. Nic w tym dziwnego – przecież prawie połowę swojego życia spędzamy w Internecie. Dlaczego nie mielibyśmy poznawać tam też ludzi. Mimo to wiele osób nadal czuje opory przed przyznaniem się do tego, że swojego partnera poznało na portalu randkowym.

Źródło: loopedblog.com

Portale randkowe w stylu Sympatia.pl i eDarling.pl odchodzą do lamusa. Nastała era Tindera – prostej aplikacji na smartfony. Nie musisz tam uzupełniać długich kwestionariuszy o tym kogo szukasz, co i dlaczego Cię interesuje i czy wolisz psy czy koty. Aplikacja jest połączona z kontem na Facebooku i większość informacji o Tobie jest pobierana właśnie stamtąd.

Wraz z rosnącą popularnością Tindera pojawiły się głosy, że to miejsce, w którym ludzie szukają tylko przygód na jedną noc, a to uwłaczające. Wiele osób krytykowało też aplikację za maksymalną seksualizację – tak naprawdę oceniasz przecież tylko atrakcyjność osoby na zdjęciu. I choć to oczywiste, że nie każdy szuka tam bratniej duszy – nie można generalizować. Okazuje się, że część użytkowników faktycznie chciałaby poznać kogoś na dłużej. I nic w tym dziwnego. Skoro i tak spędzamy kilka godzin dziennie patrząc w ekran – dlaczego tego nie wykorzystać? Trzeba porzucić romantyczne fantazje o księciu na białym koniu. No bo jak często zdarza się scena rodem z romansu – wasze oczy spotykają się w tłumie, słońce właśnie zachodzi, a w tle słychać skrzypce? Zakładam, że rzadko…

I wszystko byłoby pięknie gdyby skojarzone na Tinderze pary później się tego nie wstydziły. Zdarza się, że pary wymyślają alternatywne wersje tego jak się poznali. Dla wielu użytkowników to nadal temat tabu – traktują Internet jak miejsce, w którym partnerów szukają tylko ludzie starzy, nieatrakcyjni i tacy, którzy w realnym świecie są mało interesujący. Użytkownicy nie chcą się przyznawać do tego, że dołączyli do tego stereotypowego grona. Nie ma jednak nic bardziej mylnego. Już tylko przeglądając zdjęcia na Tinderze można zobaczyć, że atrakcyjnych osób tam nie brakuje.

Ponadto ostatnie badania wykazują, że tylko 9% par poznało się w barze, kafejce lub klubie. Jeśli chodzi natomiast o umawianie się przez Internet to z takiej wygodnej opcji korzysta prawie połowa singli.

I nie chodzi tu o to, żeby zerwać z tego powodu wszelkie kontakty „na żywo” i na dobre pogrążyć się w wirtualnym świecie. Chodzi tylko o to, że nie ma się czego wstydzić.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ