Tango – moja pasja
Słowem wszystko, co człowiek chciałby mieć w jednym miejscu.
Właśnie tak. Dlatego postanowiliśmy, że przez 2 tygodnie będziemy podróżowali po kraju, a kolejne 2 tygodnie spędzimy w Buenos. Najpierw zwiedzaliśmy tropikalne wodospady Iguazu na granicy Argentyny i Brazylii. W niektórym miejscach są one wyższe niż wodospad Niagara, a hałas, jaki wydaje spadająca woda jest słyszalny z odległości 20 kilometrów. Potem pojechaliśmy na samo południe i trafiliśmy tam, gdzie kończy się świat. Byliśmy bowiem w miasteczku najbardziej ze wszystkich na świecie wysuniętym na południe. Miasto nazywa się Ushuaia. To właśnie stamtąd wyrusza 90 proc. ekspedycji na Antarktydę, bo jest do niej raptem 1000 km. Miejsce rzeczywiście nazywane jest końcem świata, „el fin del mundo”, co miejscowi sprytnie wykorzystują oferując turystom np. wino, które nazywa się właśnie „Koniec świata”.
Później byliśmy w El Calafate, miejscu położonym trochę bardziej na północ, ale to nadal są tereny raczej chłodne, a nawet bardzo chłodne, bo są tam lodowce. Są przepiękne i oglądając je człowiek uświadamia sobie, że jest tak naprawdę jak ziarenko piasku w porównaniu z tym, co potrafi stworzyć natura. Kolejne 2 tygodnie spędziliśmy w Buenos Aires, chodząc na lekcje tanga, chodząc na milongi , ale też zwiedzając miasto, które jest przepiękne i ogromne. Buenos razem z przedmieściami to ok. 14 mln ludzi. Miasto jest piękne, kolorowe, niesamowite. Z tej podróży mam tyle fantastycznych wspomnień, że gdybym już do końca życia miała nigdzie nie wyjechać, to ta podróż wystarczyłaby mi w zupełności. Tyle różnych przeżyć, tyle zdarzeń, tyle zapachów i smaków pamiętam, że mogę cieszyć się tym do końca życia.
Czy jako Polka odczuła Pani zderzenie kultur z tą argentyńską?
Na pewno ta kultura różni się trochę od naszej, chociaż akurat Buenos Aires jest najbardziej europejskie, bo jest dużą metropolią i mieszka tam wielu cudzoziemców. Zostało zresztą zbudowane przez Europejczyków. Spotkaliśmy tam zupełnie przypadkowo również Polaków. Argentyńczycy są bardzo przyjaznymi ludźmi. Będąc tam staraliśmy się mówić po hiszpańsku, ale oczywiście słychać było, że jesteśmy obcokrajowcami. Wielokrotnie pytano nas, skąd jesteśmy i kiedy mówiliśmy, że z Polski, okazywało się, że wielu Argentyńczyków ma polskie korzenie.
To chyba bardzo miłe, będąc na końcu świata, spotkać polskie akcenty…
Tak! Nawet będąc w mieście Ushuaia, czyli tym na końcu świata, spotkaliśmy sprzedawcę w sklepie, który, słysząc nas, sam odezwał się do nas po polsku, bo jego babcia jest Polką.
Co wyniosła Pani z tej podróży?
Była mi potrzebna, aby wykrystalizowały się i umocniły różne pomysły związane z tangiem. Jednym z nowych projektów jest na przykład nasza orkiestra tangowa, która powstała we wrześniu 2013 r. Założenie było podobne, jak w przypadku chóru – zapraszamy muzyków niezawodowych, czyli osoby, które potrafią grać na instrumencie, bo ukończyły szkoły muzyczne, ale nie utrzymują się z grania. Orkiestra ruszyła i działa znakomicie. Teraz chór i orkiestra tworzą razem Formację Tango Para Todos. Dla nas największą radością jest widzieć, że granie i śpiewanie w Formacji sprawia naszym muzykom i chórzystom wielką satysfakcję. Nie mniejszą niż publiczności, która chce tego słuchać. Ja sama również zaczęłam śpiewać solo tanga argentyńskie z towarzyszeniem zespołu muzycznego. I tego też słucha publiczność.
Dla artysty to jest chyba najważniejsze, że ktoś chce słuchać tego, co tworzy…
Oczywiście, że tak. Formacja w pewien sposób pomaga tym osobom spełniać marzenia. To niesamowita frajda! Oprócz tego te dwie grupy – chór i orkiestra – uzupełniają się wzajemnie. Chór wzbogaca swoim śpiewem utwory orkiestry, a orkiestra bardzo pomaga naszemu chórowi, w którym my wszyscy cały czas uczymy się dobrze śpiewać.
W tangu dominuje czerń i czerwień, są też określone stroje. Czy ma Pani taką słabość do tych kobiecych strojów?
(śmiech) Chyba niestety nie. Powiem tak, to że śpiewam w chórze Formacji i że śpiewam solo tanga, to dla mnie tak naprawdę są takie role, można powiedzieć, bardzo służbowe. Jest tyle spraw, których zaplanowaniem i zorganizowaniem muszę się zająć, tyle rzeczy, które muszę załatwić, uzgodnić, o których muszę pamiętać, że nasze koncerty (a mamy je przynajmniej raz w miesiącu) to dla mnie w dużej części takie zadania do zrealizowania. Jestem w nich chórzystką, konferansjerem, inspicjentką, osobą od pulpitów, nut, ustawiania krzeseł na sali etc, etc. Marek odpowiada za nagłośnienie, a proszę mi uwierzyć, że rozstawić sprzęt i nagłośnić kilkudziesięcioosobową grupę, gdzie są różne instrumenty, różne głosy, to nie jest sprawa łatwa. Oboje czujemy odpowiedzialność za to, żeby wszystko było przygotowane na czas, wszystko sprawdzone i dopięte na ostatni guzik. To dla mnie ważne, żeby wszystko działało jak należy. Tak naprawdę bardziej wyluzowana czuję się wtedy, gdy mogę potańczyć tango, ot tak po prostu dla przyjemności. Wtedy ważny jest rzeczywiście strój, klimat, emocje.
Czy ma Pani jeszcze jakieś marzenia, plany związane ze sferą artystyczną?
Zamierzamy założyć fundację, która będzie wspierała działania artystyczne i kulturalne. Nie tylko nasze, ale również innych. Uznaliśmy, że nadanie pewnej określonej formy prawnej pozwoli nam działać skuteczniej. Wiadomo, że żeby się rozwijały pewne działania, potrzebne są fundusze. My na razie staramy się działać we własnym zakresie, ale nie jest to łatwe. Natomiast żeby móc skorzystać na przykład z funduszy z budżetu miasta, musimy mieć określoną strukturę. Jeśli założymy fundację, będziemy mogli ubiegać się o dofinansowanie, łatwiej będzie też komuś nas wesprzeć, jeśli zechce przekazać nam jakąś kwotę. A marzenia? Trochę boję się mówić o marzeniach, bo jak powiem, to mogą się nie spełnić. Niech tam się one układają po cichu i dojrzewają.
Ma Pani również firmę, która zajmuje się organizacją imprez i działa w branży PR. Czy to pomaga w rozwijaniu Pani pasji, jaką jest tango i we wszystkim, co z nim związane?
Oczywiście, że pomaga, bo to, czego nauczyłam się wcześniej, pozwala mi przekazać moje pomysły w taki sposób, aby zachęcić do nich innych. Jeśli funkcjonuje się w strukturze firmy, to po prostu wydaje się polecenie pracownikowi i on je realizuje, bo taki jest jego obowiązek. Natomiast jeśli tutaj współpracuję z ludźmi, którzy są dobrowolnie w orkiestrze i chórze, to ja nie mogę im niczego narzucić – ja muszę ich przekonać, zaproponować im coś w taki sposób, żeby oni uznali to za ciekawe. Sama umiejętność organizacji jest kluczowa, bo wszelkie działania dotyczące Formacji to ogromna ilość pracy.
Skończyła Pani również filologię angielską. Nie myślała Pani, żeby po zakończeniu pracy w korporacji pójść w tym kierunku?
Dzisiaj znajomość języka nie jest niczym wyjątkowym, każdy zna przynajmniej jeden język obcy. Prawdopodobnie wiązałoby się to z pracą w kolejnej korporacji i tutaj bym się już tak bardzo do tego nie spieszyła. To, że zajmuję się tangiem, to niesamowite szczęście. To moja pasja, a jednocześnie myślę, że to nadal jest pewna nisza, to dla wielu osób nadal coś nowego, świeżego, oryginalnego. Można powiedzieć żartobliwie, że na rynku chórów i orkiestr tangowych nie ma jeszcze zbyt dużej konkurencji. Gdy powstał chór, żartowałam sobie, że jesteśmy pierwszym chórem specjalizującym się w repertuarze tangowym, więc nasza sytuacja jest komfortowa, bo nie ma nas do kogo porównać. To do nas będą porównywać się inni, którzy przyjdą po nas. innych. Tak, jesteśmy zdecydowanie niszowi.
Myśli Pani, że to ma jakieś swoje złe strony?
Oczywiście, bo to nie jest muzyka pop, która każdemu wpada w ucho i każdy ją rozpoznaje i czuje się w niej komfortowo. Nie. Tango jest dość trudne, bo większość tang została napisana kilkadziesiąt lat temu, kiedy obowiązywała inna stylistyka i inna wrażliwość. Musi minąć pewien czas, zanim dana osoba polubi tango, a w szczególności te starsze nagrania. Mnie się na początku nie podobały, a teraz uważam, że są genialne.
Proszę powiedzieć, gdzie będzie można Panią zobaczyć w najbliższym czasie.
Najbliższy koncert naszej Formacji odbędzie się 8 czerwca w Restauracji Antrakt, na tyłach Teatru Komedia. To już nasza tradycja, raz w miesiącu w tym miejscu organizujemy takie wydarzenie tangowe, w którego skład wchodzi koncert Formacji, tym razem atrakcją będzie tango na piłę śpiewającą i orkiestrę. Następna część to lekcja kroku podstawowego tanga, na koniec lekcji nauczyciele prowadzący dają zawsze pokaz tanga. Trzecia część to milonga, czyli potańcówka tangowa. Wszystko zaczyna się o godz. 17.00 i trwa do późnych godzin wieczornych. Idea jest taka, aby przybliżyć tango tym osobom, które go dotąd nie znały. Pokazać, że ta muzyka jest piękna i opowiada o rzeczach ważnych. A mój solowy koncert z zespołem Tango Mio odbędzie się 9 czerwca w Domu Kultury Gocław o godzinie 19. Zaśpiewam tanga, milongi, tango-valse i candombe. Serdecznie zapraszam na obydwa wydarzenia.
Dziękuję bardzo za rozmowę!
Rozmawiała Patrycja Ceglińska