Sztuka Niezrozumienia

„Kiedyś sztuka była czymś godnym szacunku. Teraz dosłownie wszystko może być sztuką. Ten post jest sztuką.” I właśnie ten post z portalu 4chan.org został sprzedany za… 90 tys. $!

galleryhip.com 

To tylko jeden z przykładów absurdów związanych ze współczesną sztuką. Naprawdę, zagłębiając się we „współczechę” można się nieźle bawić. Na przykład rzeczony post, wylicytowany na ebay.com. Z pewnością jest dowcipem, nieco metafizyczny. Na przykład – cała akcja to konceptualny performance. Twórca i nabywca to ta sama osoba, ale „cały Internet” tego nie wie. I wywołuje to reakcje na całym świecie (np. w Polsce: http://www.chip.pl/news/wydarzenia/trendy/2014/08/post-z-4chana-okazal-sie-dzielem-sztuki). Cała sprawa to sztuka, bo wywołała w ludziach emocje, a ponieważ dotyczy idei – to czysty konceptualizm. A jeśli to prawda? Jeśli ktoś to naprawdę kupił? Cóż, wtedy to… emanacja konsumpcjonizmu w sferze sztuki.

 

Prawda, że to bez sensu? To główny problem ze współczesną sztuką – czasem nie da się jej zrozumieć. Kiedyś było prościej, sztuka była czymś mierzalnym. Istniały kanony i zasady, które służyły ocenianiu wartości dzieł. Rewolucje były rzadkie, mało kto w ogóle miał ochotę na zmiany, przeważnie chodziło o udoskonalenie starych zasad. A potem przyszedł wiek dwudziesty i wszystko wywróciło się do góry nogami. Malarstwo straciło swoją podstawową funkcję przedstawiania rzeczywistości – na rzecz fotografii. Skręciło więc w stronę kubizmów, abstrakcjonizmów i innych dziwadeł. Teatr trzymał się nieźle i dość długo, ale w końcu jego rolę przejęło kino i telewizja, które razem z komiksem przejęły też część zadań pełnionych dotąd przez literaturę. Zanik czytelnictwa i wyobraźni sprawił, że nawet poezja, przez wieki królowa sztuk, stała się nieco zapomniana i zjechała a boczny tor.

 

Większość z kierunków sztuk współczesnych wyprodukowała olbrzymie, intelektualne konstrukcje. Jeśli ich nie poznamy, nie zrozumiemy dzieł sztuki. Na przykład zupełnie inaczej ogląda się kubistyczne obrazy, wiedząc, że chodzi w nich o przedstawienie istoty, duszy przedmiotu lub osoby. I choć te dzieła wciąż są mocno odjechane, to nagle zaczynają nabierać sensu. W efekcie często dzieło jednego profesora sztuki jest w stanie zrozumieć tylko inny profesor sztuki. Cała reszta nie ma dostatecznej wiedzy, żeby zrozumieć ten język. To się często zdarza na przykład we współczesnym jazzie. Na tegorocznym Solidarity of Arts Wayne Shorter wraz z Esperanzą Spalding wykonali fragment symfonii Shortera. Nawet moi znajomi jazzmani rzadko mówili – tak podobało mi się, przemówiło to do mnie. A taką opinię wyraził Krzysztof Herdzin, świetny polski pianista i kompozytor. Wniosek – po prostu wie więcej o muzyce, słyszał więcej i rozumie więcej, niż ja i moi znajomi. Więc może to naprawdę było genialne, tylko ja jestem za głupi żeby to zrozumieć?

 

Ale wróćmy do tego, co się działo ze sztuką. Później przyszedł Internet i powywracał wszystko tak bardzo, że ciężko się już w czymkolwiek połapać. Wcześniej społeczeństwa miały coś, co mądrze się zwie „kodem kulturowym”. To był zbiór bajek, opowieści, symboli, melodii i tym podobnych, które każdy znał. Na przykład jeszcze w pokoleniach przedinternetowych wszyscy chodzili na te same filmy, czytali podobne książki, słuchali podobnych kapel. A teraz? Każdy dzieciak ma do wyboru kilkaset tysięcy filmów na każdym portalu online, a na Spotify czy innym Deezerze kilka milionów płyt. Przestajemy mówić wspólnym językiem, dzielimy się na kategorie: słuchaczy jazzu, „oglądaczy” seriali.

 

I stoi taki współczesny człowiek w galerii sztuki. Mówi innym językiem i myśli inaczej niż artysta którego prace ogląda. A ponieważ nie jest profesorem sztuki, nie ma szans na zrozumienie na co patrzy. A do tej pory nie braliśmy pod uwagę tego, że naprawdę duża część „dzieł” to zwyczajna kpina. Czy naprawdę można serio podchodzić do koncertu muzyki poważnej na orkiestrę i młot pneumatyczny? Tak, powstało takie dzieło, a do jego wystawienia było potrzebne kilka ton płyt betonowych na scenie. Dowcip – w sumie zabawny, na pewno bardzo drogi.

 

Na zakończenie tego felietonu chciałbym napisać coś w stylu – nie bój się, Drogi Czytelniku, oto masz podpowiedź co warto zobaczyć. Tyle że… nie potrafię. Nie ma już jasnych i prostych kryteriów. Spróbujmy tak – jeśli chcesz obejrzeć dobry film, to na pewno nie w multipleksie. Trafione w 90%, ale zawsze zostaje te kilka filmów w roku, które warto zobaczyć. Albo inaczej – za prawdziwą sztukę trzeba zapłacić wysoką cenę. Czasem na ulicy można posłuchać naprawdę świetnych muzyków, którzy grają za „cołaska”. A kiedy pomyślę o tym poście z 4chana…

 

Jednak sądzę, że warto szukać, że doświadczając czegoś wielkiego, czujemy to instynktownie. Czy to freski z Kaplicy Sykstyńskiej, czy Orawa Wojciecha Kilara. Czy występ mima na ulicy, czy spektakl w Teatrze Narodowym. Mamy naturalną potrzebę piękna. Prawdziwa sztuka nawet gdy bawi, zmusza do myślenia. Wierzę, że obcując z pięknem i zastanawiając się nad rzeczywistością jesteśmy w stanie lepiej zrozumieć i zaakceptować świat.

 

Michał Mościcki

ZOSTAW ODPOWIEDŹ