Społeczna twarz graffiti – Grzegorz „Forin” Piwnicki

forin forin sporteuroKażdy z nas widział niejednokrotnie graffiti na ścianach swojego miasta. Czy aby na pewno to było graffiti? Co ma wspólnego graffiti, sztuka, wandalizm, Akademia Sztuk Pięknych, inicjatywa społeczna i agencja projektowa? Wszystkie te elementy skupiają się w osobie Grzegorza Piwnickiego, znanego szerzej jako Forin. O tym jak przechodzi się z ulicznego malowania do własnej pracowni i czym jest graffiti w społeczeństwie, dowiedziałem się z udzielonych nam przez niego odpowiedzi.

Chciałbym żebyśmy zaczęli nietypowo: w jaki sposób wytłumaczyłbyś sens graffiti osobie, która nie miała z tym nic wspólnego? Proszę, żebyś zmierzył się konkretnie z trzema wypowiedziami:

-„To nic nie przedstawia, obrzydza tylko okolicę”

-„Nie rozumiem ludzi, którzy to robią. Przecież to tylko zmiana koloru ściany, a i tak za jakiś czas będzie to zamalowane”

-„Co oni wnoszą malując w kółko swoje imię?”

Nie przepadam, gdy mnie ktoś do czegoś przekonuje, więc nie chciałbym także nikogo do niczego konkretnego przekonywać. Mogę powiedzieć co mi dało graffiti i ktoś z tego coś weźmie dla siebie. Graffiti dało mi wszystko co mam, było pewnym etapem, który mnie ukształtował stylistycznie, wpłynęło na mój charakter. Nauczyło mnie wytrwałości, wpłynęło na zdolności manualne, pomogło myśleć abstrakcyjnie. Dało mi znajomych, graffiti to nie tylko malowanie, to styl życia, patrzenia na otaczające rzeczy. To ludzie, specyficzne miejsca, zapachy, doznania. Uważam, że to graffiti wybiera ludzi, których wciąga, a nie ludzie graffiti.

Zaczynałeś w latach dziewięćdziesiątych, jak z perspektywy czasu postrzegasz Tarchomin? Jak wyglądała codzienność i jak wyglądało graffiti?forin dd sporteuro

Nie mieszkam już na Tarchominie od ładnych paru lat. Jestem tam od czasu do czasu odwiedzając rodzinę. Wszystko tu zmieniło się diametralnie. Miejsca w których znałem każdy kamień teraz istnieją tylko na zdjęciach. Wychowałem się na „jedynkach”, stamtąd też pochodzi Maciek mój przyjaciel z dzieciństwa. Spędzaliśmy na podwórku całe dnie, często do późnych godzin wieczornych. Był też i Szymon, to On nam pokazał pierwsze farby, to z Nim powstawały pierwsze prace. Z Szymonem mam bardzo dobry kontakt do dziś, z Maćkiem ostatnio też odnowiłem znajomość. To już tyle lat… Graffiti. Byliśmy dzieciakami, nie wiedzieliśmy czym ono jest. Widzieliśmy jakieś prace w “zachodniej telewizji”, ale nie było nikogo kto mógłby nam powiedzieć co to tak na serio jest i jak się nazywa. Chodziliśmy razem do jednej podstawówki – nr 314. Los wybrał tak, że byliśmy nawet kumplami z jednej klasy. Farby zdobywaliśmy ze sklepu z lakierami na pobliskim bazarku, lub ze sklepu z farbami na ul. Modlińskiej tuż przy wjeździe na Tarchomin. Nie były to żadne firmowe lakiery, ot takie najtańsze lakiery samochodowe.

W tych czasach nikt nie wiedział co to graffiti, wszystkie mury były czyste. Jeśli powstawało coś kolorowego automatycznie spotykało się to z pozytywnym odzewem. Dostawaliśmy pozwolenia, ba nikt nikogo nie gonił za to jak nawet coś powstawało nielegalnie. Nawet czasem dostawało się pieniądze na farby.

Sytuacja z tamtego okresu, która najbardziej zapadła Ci w pamięć?

Znaczącym momentem dla rozwoju graffiti na Tarchominie był bez wątpienia konkurs na “najładniejsze graffiti” w 1997 roku. Organizacją zajął się aspirujący wtedy na burmistrza radny, Pan Gajczyk. Do konkursu przystępuje NSK (Maciek), KREM, NEIRO (Szymon) i ja.

Ilość osób jaka przystąpiła do konkursu idealnie pokazuje ile osób wtedy malowało na Tarchominie.

W wyniku zainteresowania graffiti, zostają w tym roku zalegalizowane ściany, po których do tej pory malowaliśmy nielegalnie. Zostaje też zorganizowany pierwszy jam graffiti, czyli spotkanie kilku grafficiarzy, aby wspólnie pomalować. Można to porównać do wspólnego grillowania. Oprócz osób z samego osiedla przyjeżdżają zaprzyjaźnieni writerzy ( bo tak się mówi na grafficiarzy ) z Bemowa. Piękne czasy.

Jakie były reakcje społeczeństwa na to, co tworzyłeś?

Bardzo pozytywne, nie spotykaliśmy się wcale z przejawami agresji. Dla wszystkich to co powstawało było novum. Nikt nie widział tego wcześniej. Ludziom się to podobało. Licznie przychodzili pod miejsca w których powstawało graffiti. Często żywo komentowali, że im się bardzo podoba, że nam zazdroszczą. Stan bardzo dziwny, niby robisz coś na krawędzi prawa, a jednak dostajesz od społeczeństwa bardzo ciepłe przyjęcie. Spróbujmy zrobić to teraz. Paradoks – ta sama sytuacja, inne czasy, diametralnie inna reakcja.

forin dddd sporteuroJak scharakteryzowałbyś środowisko ludzi zaangażowanych w graffiti?

Bez wątpienia osoby, które otarły się o tworzenie nielegalne są to osoby o wyostrzonych zmysłach. Często bardzo logicznie myślący, wręcz matematyczne mózgi. Mówię na przykładzie swoich znajomych. Są to osoby kreatywne, umiejące odnaleźć się w stresujących sytuacjach. Panujące nad sytuacją. Oczywiście znajdą się też w tym towarzystwie totalni leserzy z destrukcyjnym i olewczym stosunkiem do życia i otoczenia. Od skrajności w skrajność. Jednak, jeśli miałbym zatrudnić jedną osobę spośród dwóch kandydatów o takim samym poziomie kwalifikacji i doświadczenia wybrałbym osobę, która miała styczność z graffiti. Bez dwóch zdań.

Czy dostrzegasz zależność między tworzeniem graffiti, a studiami artystycznymi?

Akurat u mnie tak było, że okres największej fascynacji graffiti pokrył mi się z okresem przebywania w liceum. Uczęszczałem do liceum plastycznego na ul. Smoczej. Tak się dziwnie złożyło, że na samym roku w klasie poznałem kolejne cztery osoby interesujące się malowaniem. Potem okazało się, że w całej szkole jest ich jeszcze więcej. Warto dodać, że było to kameralne liceum, tylko dwie klasy na rok. Czy to potwierdza zależność pomiędzy nauczaniem artystycznym a graffiti, ocenę pozostawiam komu innemu.

Potem było warszawskie ASP, trochę inne zainteresowania, ale także spotykałem osoby, z którymi łączyłem pasję do liter.

Największy plus i największy minus związany z byciem twórcą w ogóle?

Na studiach większość tekstów jakie czytaliśmy oprócz tekstów dotyczących historii sztuki to wywody filozofów, którzy o prostych rzeczach mówili w zawiły i niezrozumiały sposób. W taki sposób uczyliśmy się od nich samemu mówić. Tylko, że my z kolei o rzeczach zawiłych i niezrozumiałych mówimy prostym językiem. To jest największy plus bycia twórcą. Minusów nie chcę widzieć jak najdłużej, chociaż nie wiem co zrobię, kiedy przestanę mówić.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ