Serafin Andrzejak – na własnych zasadach
Serafina Andrzejaka szersze grono odbiorców poznało dzięki programowi telewizyjnemu „Project Runway”. Pokazał nam wtedy swoje niebanalne podejście do mody, kojarzone niejednokrotnie z modową awangardą. Całkiem niedawno ukazała się jego najnowsza kolekcja jesień-zima 2014. Dziś Serafin opowie nam o swojej pracy, spojrzeniu na modę oraz najbliższych zawodowych planach.
W twoich kolekcjach widać znaczną przewagę projektów dla kobiet niż dla mężczyzn. Lepiej się projektuje dla kobiet?
Oczywiście, że tak! To chyba każdy powie, że projekty damskie są łatwiejsze, bo tak naprawdę to na kobietę można więcej zrobić, prawda? Ten wachlarz możliwości jest zdecydowanie szerszy. A męskie sylwetki powstają, bo projektuję to, co sam chciałbym nosić. I wbrew pozorom one mają większy oddźwięk u odbiorców. Jeszcze przed pokazem sprzedałem kilka męskich rzeczy. Powiem nawet, że na tę chwilę sprzedałem więcej rzeczy męskich niż damskich.
Być może to jest kwestia tego, że jeśli mężczyzna chce się ciekawie ubrać to ciężko mu znaleźć coś niestandardowego w sieciówce i dlatego musi szukać u projektantów?
Może masz rację, może ta różnorodność jest mniejsza. W każdym razie rzeczy męskie będą powstawały. Zawsze jest taka opcja, że jeżeli się nie sprzeda to ja sam z przyjemnością na siebie to wrzucę (śmiech).
Zostawmy na chwilę pracę i porozmawiajmy o „Project Runway”. Po co był Ci udział w tym programie?
Nie wiem (śmiech). Ja zawsze mówiłem, że poszedłem tam z nudów, w tamtym okresie nie miałem za dużo pracy. Gdzieś tam to się pojawiło, a ja bardzo niechętnie do tego podchodziłem. Dopiero po jakimś czasie kolega, który pracuje w korpo, nauczył mnie życia – powiedział „Nikt, nigdy nie da ci tyle czasu antenowego, który będziesz tam miał”. I myślę, że to był punkt zapalny.
A wydaje Ci się, że takie programy to jest faktycznie szansa na sukces czy tylko iluzja?
Nie mi to oceniać, ja byłem tylko uczestnikiem. Myślę, że Ty jako dziennikarz, albo inni odbiorcy powinni odpowiedzieć na to pytanie.
U Ciebie coś się zmieniło po programie?
Oprócz tego, że gimnazjalistki chciały sobie ze mną robić zdjęcia to chyba nie (śmiech). Jeszcze czasem ludzie w metrze patrzyli się na mnie z przerażeniem w oczach, bo „on jeździ komunikacją miejską?”, „Czy to na pewno on?”. Nie jestem przecież lepszy od innych ludzi. Każdy wykonuje taki zawód jaki wykonuje: jeden jest świetnym chirurgiem, drugi górnikiem, a ja jestem projektantem. Zawód jak każdy inny.
No dobrze, zostawmy „Project Runway”. Powiesz nam coś więcej o tych kolekcjach, które się szykują? Będą dresy…
No będą dresy niedługo… To będzie po prostu druga linia. Trochę odgrzebanej historii z „Project Runway”, jeśli ktoś oglądał to pewnie wie o czym mówię, więc w ostatecznym rozrachunku to dalej będę ja. Więcej nie powiem. Zobaczycie i ocenicie sami.
Czyli tak nie do końca się sprzedałeś.
No niby nie, w Polsce po prostu tak to się jakoś szufladkuje, to że ktoś robi dres. Zobaczymy jaki to będzie miało odbiór. Długo trzymałem tę linię w tajemnicy, ale teraz mogę powiedzieć oficjalnie, że takowa powstała.
Kiedy będzie można ją kupić?
Za dwa tygodnie kończę produkcję w czerni, ale myślę, że ten proces jeszcze trochę potrwa. Powinno się to zamknąć w miesiącu. Chcę, żeby to ujrzało światło dzienne jeszcze w tym roku. To nie będzie kolekcja sezonowa, więc nie muszę się trzymać ścisłych terminów. Póki co chcę to rzucić w obieg i zobaczyć co z tego będzie.
W takim razie czekamy na nową linię, a ja dziękuję za wywiad.
Również dziękuję.
Rozmawiała Aleksandra Supryn