Serafin Andrzejak – na własnych zasadach
Serafina Andrzejaka szersze grono odbiorców poznało dzięki programowi telewizyjnemu „Project Runway”. Pokazał nam wtedy swoje niebanalne podejście do mody, kojarzone niejednokrotnie z modową awangardą. Całkiem niedawno ukazała się jego najnowsza kolekcja jesień-zima 2014. Dziś Serafin opowie nam o swojej pracy, spojrzeniu na modę oraz najbliższych zawodowych planach.
Na początek chciałam spytać o najnowszą kolekcję jesień-zima. Co było inspiracją, co miałeś w głowie projektując?
Inspiracją był utwór muzyczny – prawosławna pieśń kościelna „Hymn św. Nektariusza”. Trafiłem na nią zupełnie przypadkiem, przeglądając YouTube’a i pomyślałem, że to jest właśnie motyw, który chcę zbadać – cerkiew, popi. To był punkt wyjścia do stworzenia kolekcji – moja interpretacja prawosławia, motor napędowy do tego, żeby zacząć się tym bawić.
Jest w tej kolekcji coś surowego – wełna, skóry, futra – coś co próbowałeś rozbijać zwiewnymi tkaninami. Skąd taki dobór materiału?
Ogólnie temat był dla mnie trudny. Prawosławie jest zawsze oblewane złotem, bogactwem, a moja estetyka to coś zupełnie innego. Chciałem to więc ograć totalnie na swój sposób. Użyłem czerni, bo czerń uwielbiam. Moje bogactwo przejawia się w różnorodności gradientu czerni. Od transparentnych jedwabiów po mięsiste wełny.
Wspomniałeś, że czerń to twój ulubiony kolor. Kolekcje to faktycznie w większości czerń, ale czasem gdzieniegdzie pojawiają się jakieś inne kolory. Jak to jest?
W ostatniej kolekcji faktycznie czerń jest przełamana. Uważam, że ta kolekcja po prostu tego potrzebowała.
Zamierzasz dalej iść w tę czerń?
Oczywiście, czerni nie opuszczę, ona będzie stanowiła bazę kolejnej kolekcji. Tyle mogę na razie zdradzić.
Wracając jeszcze do najnowszej kolekcji – jaki był pomysł na kampanię. Bo mówiłeś, że prawosławie, a na zdjęciach jest urbanistycznie.
Tak, kampania odbiła w inną stronę. Taki był cel. Długo się nad tym zastanawiałem i stwierdziłem, że umieszczenie tego w cerkwi i ogranie tego prawosławiem będzie zbyt dosłowne, i kiczowate. Ostatecznie, razem z całą ekipą, z którą pracowałem postanowiliśmy nie traktować tej kolekcji jako coś związanego z prawosławiem, tylko jak zbiór pewnych ubrań. Stylistyka kampanii to był pomysł fotografa, a ja tam tylko dorzuciłem swoje 3 grosze.
A kto był odpowiedzialny za zdjęcia do kampanii?
No właśnie to jest owiane tajemnicą i to też był celowy zabieg. Wydaje mi się, że nie wszystko musi się opierać na PR-ze nazwiska.
Powiedz mi, jak wygląda Twój proces twórczy?
Tak jak widzisz (śmiech). Pracownię mam bardzo małą, więc jest totalny chaos. Zresztą ja zawsze pracuję na zasadzie chaosu, wszystko zawsze na ostatnie pięć minut. Ogólnie można chyba powiedzieć, że popadam w skrajności, albo mam bardzo ułożony system pracy, albo próbuję zrobić wszystko na raz. Nigdy nie potrafiłem znaleźć złotego środka.
A w tym momencie nad czym pracujesz?
Aktualnie przygotowuję dwie równoległe linie. Oprócz głównej pojawi się druga, która będzie próbą dotarcia do szerszego grona odbiorców. Ciężko mi było dotrzeć do nich z moją główną linią i stąd pomysł na drugą linię. Mam nadzieję, że będzie łatwiejsza w odbiorze.
Wspomniałeś o tym, że w Polsce jest ciężko. Widziałam, że dołączyłeś się do akcji „Wybieram polską modę”. Jak to jest z tą polską modą według Ciebie?
Z perspektywy obserwatora ulicy odnoszę wrażenie, że jako kraj jesteśmy ciągle zamknięci „na nowe”. O latach 80. mówi się, że moda była polityczna. To przekonanie chyba trwa nadal. Nieświadomość mody to jedno. A brak środków na jej realizację to drugie. Przeciętnego Kowalskiego przy naszej cudownej średniej krajowej po prostu nie stać. Dlatego też ładnych parę lat temu prawie 50% społeczeństwa ubierała się na targach. Dziś, kiedy jesteśmy zalani przez sieciówki, to się zmienia. Czego efekty możemy oglądać na ulicach, ale oczywiście tylko tych większych miast… Niestety.