Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie: Arkadius

Arkadius – pseudonim, który jeszcze niedawno funkcjonował tylko jako wyblakłe wspomnienie z tyłu głowy. Dziś imię ekscentrycznego projektanta z początków lat 2000 znowu jest na ustach wszystkich. Wszystko za sprawą informacji o tym, że Arkadiusz „Arkadius” Weremczuk powraca z nową kolekcją.

culture.pl

Projektant od początku swojej kariery był znany z tego, że wszystko co robił było ekscentryczne i miało poruszać. Dlatego i sama informacja o jego powrocie nie mogła być banalna – dziennikarze dostali informację prasową o tym, że „Arkadius nie żyje”. PR powrotu jest oparty na tym, że dawna marka Weremczuka musi zniknąć, dlatego też urządza się jej pogrzeb w postaci ostatniej kolekcji Arkadiusa. Wśród nowych projektów znalazły się bluzy, leginsy i t-shirty pokryte printem z nekrologiem marki Arkadius. Nowa marka projektanta ma nosić nazwę P-iFashion (Politically Incorrect Fashion), a sam Weremczuk przechrzcił się na AFKAA – Artist Formaly Known As Arkadius.

O nowej marce i przyszłych planach artysty nie da się jeszcze powiedzieć zbyt dużo. Nie wiadomo czy planowane jest ponowne otworzenie butiku i czy kolekcja w ogóle trafi do Polski. Jedno jest jednak pewne – wszyscy zastanawiają się co stało się z Arkadiusem w 2004 roku i co robił przez ostatnie 11 lat.

Cała historia Arkadiusa to seria wzlotów i upadków. Pod presją rodziców zaczął studiować pedagogikę w Krakowie, zamiast projektowania ubioru w Łodzi. Czując, że tam nie pasuje postanowił wyjechać do pracy w Toskanii, a za zaoszczędzone pieniądze kupił bilet do Londynu. Dzięki wielkiej determinacji i talentowi dostał się do Saint Martins College of Art and Design, którą udało mu się skończyć dzięki życzliwości osób, które w niego wierzyły. Sam projektant wspomina, że na jego roku byli, albo bogaci ludzie z wyższych sfer, albo tacy jak on – biedni, ale utalentowani. Młody projektant z Polski wszedł na modowe salony, a Zachodnie media ogłosiły go nowym, rewolucyjnym głosem XXI wieku. Co innego Polska – w Polsce mało kto rozumiał ideę mody artystycznej.

Mimo wszystko wydawało się, że Arkadiusza Weremczuka czeka sukces. Otworzył dwa butiki – jeden w Londynie, drugi w Warszawie. I to właśnie sklep przy Mokotowskiej 49 okazał się największym błędem projektanta. Pomysł na tę lokalizację podsunął mu niejaki Cezary Mielczarek – Arkadiusz miał zajmować się projektowaniem, Cezary stroną formalną biznesu. Szybko jednak wyszło na jaw, że partner Arkadiusa wcale nie miał dobrych intencji. Nowy partner namówił projektanta, aby wysłał swoje projekty do Chin i pozwolił je tam uszyć, zapewniał go, że najwięksi giganci mody robią to samo, a ceny są o wiele niższe. Arkadius posłuchał, a po kilku tygodniach dostał towar, który nie nadawał się do użytku – ubrania rozpadały się po pierwszym praniu, a klienci złorzeczyli. Później było jeszcze gorzej – okazało się, że firma zadłużona jest na prawie na milion złotych przez malwersacje finansowe Mielczarka.

Weremczuk musiał ostatecznie zamknąć oba butiki i spłacić ogromny dług. Bardzo długo nie pokazywał się publicznie – podobno cierpiał na depresję i praktycznie nie wstawał z łóżka. Od czasu do czasu w tabloidach pojawiały się wzmianki o chorobie i porażce projektanta. Jedni mówili, że artysta ukrywa się w Polsce albo w Londynie, inni, że leczy depresję w Indiach. Domysłów było wiele, a jeden był bardziej nieprawdopodobny od drugiego.

Wszystko zmieniło się wraz z ukazaniem się w „Wysokich obcasach” fragmentu książki Karoliny Sulej. Okazało się, że dziennikarka nie chcąc wierzyć w tabloidowe historie postanowiła zaczerpnąć informacji u źródła – u samego Arkadiusza Weremczuka. Okazało się, że nikomu nie udało się zgadnąć, Arkadius mieszka teraz w Brazylii.

A co było wcześniej? Po całej aferze Weremczuk ostatecznie zamknął oba butiki i zaczął spłacać ogromny dług (którego mimo braku winy projektanta nie udało się umorzyć). Po jakimś czasie wrócił z Londynu do Polski i zaszył się w domu. Z dołu wyciągnęła go dopiero propozycja zaprojektowania okularów, które bardzo szybko okazały się strzałem w dziesiątkę. Nosiły je największe gwiazdy, a Arkadius w wirze pracy mógł zapomnieć o swoich problemach. Dzięki zarobionym pieniądzom spłacił sporą część długów i wyjechał do Indii. Dopiero wtedy zrozumiał, że jego problemy są niczym w porównaniu z biedą, która tam panuje.

Spokój i harmonię dało mu w końcu życie w Salvadorze. Uczy się od jego mieszkańców afirmacji życia i doceniania prostych przyjemności. Świetnie radzi sobie z dala od modowego światka i chce odciąć się od siebie sprzed lat. Arkadius zginął, a narodził się AFKAA.

Pozostaje więc czekać na kolejne projekty genialnego projektanta.


Aleksandra Supryn

ZOSTAW ODPOWIEDŹ